Wśród błędów wychowawczych, popełnianych przez rodziców najczęściej, można wymienić cztery, które wydają się mieć decydujące znaczenie dla formowania charakterów dziecięcych. Pierwszy opiera się na założeniu, że najpierw musimy poznać różne nowoczesne techniki wychowawcze; drugi nie uwzględnia zmian cywilizacyjnych i społecznych w obranej strategii formacyjnej; trzeci przecenia znaczenie emocji w kształtowaniu najmłodszych; czwarty demonizuje wagę pieniądza w edukacji.
Zamiast technik – samowychowanie
Skuteczne oddziaływanie pedagogiczne wiąże się z posiadaniem autorytetu. Już Arystoteles zauważył, iż „uczący się powinien ufać uczącemu”. Jeszcze większe znaczenie ma to w przypadku wychowania, gdzie bez właściwych postaw i wzorów moralnych trudno oczekiwać pozytywnych efektów. Większość rodziców, zamiast rozpocząć wychowanie (a właściwie samowychowanie) od siebie, rozpoczyna od poznania różnych technik wychowawczych. Słowem – koncentruje się na różnych sposobach oddziaływania na dziecko.
Punktem wyjścia powinna być jednak refleksja, co powinniśmy najpierw zmienić w sobie, żeby być wzorem dla naszych dzieci? Czy mamy silny charakter? Czy potrafimy nad sobą zapanować? Nad jakimi wadami musimy w pierwszej kolejności pracować, a nad jakimi pochylić się w drugiej kolejności?
Nie będę oryginalny, gdy przypomnę, iż młodzież zwraca uwagę na zgodność tego, co mówimy, z czynami. Jeśli chcemy formować moralnie naszych synów czy córki, a palimy papierosy, nadużywamy alkoholu, nie panujemy nad nerwami, używamy wulgaryzmów, wówczas przestajemy być wiarygodni i trudno nam będzie przekonać nasze dzieci, aby doskonaliły swój charakter.
Musimy odpowiedzieć sobie na pytanie: czy jesteśmy dla nich mistrzami i wzorcami do naśladowania? Jeśli nie, to – niezależnie od wieku – niezbędna będzie systematyczna praca nad sobą. Od dziś mamy ku temu nową motywację – musimy pokonać siebie nie tylko dla własnej satysfakcji, ale przede wszystkim dla tych, których chcemy wychowywać.
Warto to sobie raz na zawsze uzmysłowić: wyeliminowanie naszych podstawowych wad jest sposobem na skuteczne kształtowanie najmłodszych. Innej drogi nie ma. Stoimy pod ścianą. Postawa typu: „no wiem, ale...” – musi zostać przezwyciężona.
Mamy zatem najskuteczniejszą pedagogikę: stałe dążenie rodziców do uświęcenia poprzez unikanie grzechu i zwalczanie wad oraz ćwiczenie się w cnotach naturalnych i nadprzyrodzonych. W wymiarze naturalnym dzieci otrzymują dobry przykład, w wymiarze nadprzyrodzonym – osłonę modlitewną, duchową, rodzice zaś oprócz korzyści duchowych zostają obdarowani swoistym „bonusem” – mądrością, która jest owocem jednej z cnót teologalnych – miłości.
Zaangażowanie, zamiast „jakoś to będzie”
W opinii wielu rodziców szkoła, a właściwie funkcjonujące w niej grupy rówieśnicze, psują im dzieci. W domu są potulnymi, grzecznymi synami i córkami, a gdy zaczynają chodzić do szkoły – coś się w nich zmienia. Wiele jest w tym racji. Trudno obronić tezę, że współczesna szkoła nie ma negatywnego wpływu na zachowania młodzieży. Wpływ ma, ale pytanie brzmi: czy decydujący i determinujący?
Istnieje bowiem druga strona medalu, którą już przed wiekami w prostym zdaniu opisał rzymski retor i wychowawca Kwintylian: „[...] rozpuszczone i zepsute [dzieci – dop. D. Z.], błędów tych nieszczęsnych nie nabywają w szkole, lecz je do szkół zanoszą!”. Jest to bardzo przytomna uwaga: dzieci są rozpuszczane i psute głównie w domu, a nie w szkole! Tam, w grupie rówieśniczej, wcześniej zaszczepiona wada znajduje odpowiednie warunki rozwoju. Zrzucenie zatem winy na zewnętrzne instytucje (szkołę), „okres buntu”, „hormony”, „towarzystwo”, w wielu przypadkach służy tylko samousprawiedliwianiu rodziców.
Zadajmy sobie pytanie: dlaczego nie każde dziecko ulega wpływom grupy rówieśniczej? Dlaczego niektórzy potrafią oprzeć się negatywnemu wpływowi kolegów? Choć odrzuceni, trwają jednak przy swoich poglądach – mają charakter! Odpowiedź: bo w domu otrzymali odpowiednią formację.
Na czym polega ten błąd rodziców, który prowadzi do ukształtowania słabego charakteru? Zazwyczaj tkwi on w pewnej manierze wychowawczej. Otóż mają oni skłonność do wychowywania dzieci techniką: „jak leci”. Po prostu żyją, dając przykład lub antyprzykład swoim zachowaniem. Wygląda to dokładnie tak, jak przed wiekami: dzieci kręcą się „przy gospodarstwie domowym”, powoli dorastając i ucząc się (teoretycznie) głównie przez odwzorowanie ról. Jednak taki schemat wychowawczy już dzisiaj się nie sprawdza. Różnica polega na tym, że dawniej w tę rodzinną idyllę nie ingerowali obcy: nie było komputera, telewizji, nawet książki były starannie dobrane, aby nie gorszyły maluczkich. Wystarczyło, że rodzice tylko dobrze żyli, a syn czy córka w sposób naturalny odwzorowywali ich sposób bycia.
Współcześnie już tak się nie da. Rodzice mogą być prawymi ludźmi, ale któregoś dnia okazać się może, że to za mało. Ktoś kradnie im dzieci. Bezczelnie wygląda z telewizora, komputera, gazety, książki, czasami można go spotkać w państwowej czy prywatnej szkole. Mami swoim sposobem na życie, przekonując: zobacz – u nas jest ciekawiej i przyjemniej!
Jego skuteczność wzrasta, gdyż rodzicielskie wpływy osłabia konieczność pracy poza domem i posyłania dzieci do przedszkola oraz szkoły. Jeśli zlekceważymy owego „kidnapera”, który podsuwa zabronione jabłka z drzewa poznania naszym synom i córkom, to wcześniej czy później musimy się spodziewać owoców w postaci takich a nie innych zachowań.
Dzisiaj postawa rodziców wymaga zatem specyficznego heroizmu i mobilizacji. Już nie mogą, jak przez wieki, towarzyszyć swoim synom i córkom w rozwoju, zajmując się swoimi codziennymi pracami. Muszą się od tych prac oderwać, a to wymaga heroizmu. Bo trudno jest pracować poza domem i jeszcze wychowywać dzieci.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.