„Po papieżu intelektualiście i teologu mamy papieża duszpasterza i kaznodzieję” – takie mocno upraszczające i nieadekwatne zdanie, w którym wyraźnie obecny jest element przeciwstawienia obydwu papieży, słyszy się od początku pontyfikatu Franciszka. Przyglądając się książkom Bergoglio, warto dostrzec kształtujące go tradycje duchowe i intelektualne, aby móc bardziej świadomie śledzić jego działania i wypowiedzi
Charakterystyczną, choć może niezbyt oryginalną cechą refleksji Bergoglio jest mocno zindywidualizowany punkt wyjścia do opisywania fenomenu życia religijnego. Doświadczenie religijne wydarza się przede wszystkim w wymiarze indywidualnym. Bergoglio nie rozpoczyna swojej refleksji od liturgii ani tradycji. U podstaw stoją doświadczenia egzystencjalne, które oczywiście nie dokonują się w społecznej próżni, ale też ich wymiar społeczny nie jest w tym wypadku najistotniejszy. Mamy więc raczej słowa o spotkaniu, do którego dochodzi wewnątrz człowieka. Jest ono wynikiem Boskiej inicjatywy i pragnienia złożonego przez Boga w naszym wnętrzu . Spotkanie to wymyka się wszelkim opisom i jest najgłębszą, indywidualną tajemnicą każdego człowieka. Podstawą tego bardzo nowożytnego rozumienia indywidualnego zawierzenia i oddania się Bogu jest niewątpliwie formacja jezuicka, ale otwarciu na wymiar tajemnicy sprzyja także poezja Hölderlina, ulubionego poety Bergoglio.
Wśród doświadczeń egzystencjalnych, które na potrzeby refleksji teologicznej przywołuje nowy papież, warto podkreślić tęsknotę za ojczyzną, klasyczne doświadczenie emigrantów. Bergoglio nadaje tej tęsknocie wymiar antropologiczny i czyni rodzajem wewnętrznej energii pozwalającej na poszukiwanie szczęścia i Boga. Nostalgia niesie ze sobą elementy smutku i zawieszenia, lecz może być także źródłem nakierowanej ku przyszłości postawy chrześcijańskiej. Mieści się w tym cała dynamika czekania i spotykania, zagubienia i odnajdywania… Doświadczenie spotkania z kimś, kto czeka, jest jednym ze sposobów, w jaki Bergoglio opisuje relację człowieka z Bogiem. Gdzieś w tle tego ujęcia znajduje się niewątpliwie podróż jego rodziców do Argentyny, by tam spotkać się i połączyć z rodziną. W takim podejściu tkwi niezaprzeczalna siła, gdyż w końcu większość z żyjących współcześnie ludzi doświadcza uczucia wykorzeniania, czy to w wymiarze fizycznym jako emigranci, czy też w wymiarze duchowym lub intelektualnym, jako emigrujący na różne sposoby i w różnych kierunkach. Dla opisania takich ludzkich tęsknot Bergoglio posługuje się pojęciem „kultury rozbitka” . Za jego pomocą opisuje potrzebę budowania przestrzeni bezpieczeństwa w świecie, w którym punkty oparcia uległy zniszczeniu bądź poważnemu zachwianiu. Podobnie jak rozbitek na bezludnej wyspie, człowiek musi na nowo nauczyć się budować stałe punkty odniesienia. To zadanie indywidualne, ale także wyzwanie dla całych społeczeństw i tworzonych przez nie systemów edukacji.
Podkreślana przez Bergoglio konieczność budowania kultury spotkania nie jest więc tylko projektem ściśle socjologicznym, ale ma swoje korzenie w spotkaniu Boga z człowiekiem. Inaczej: spotkanie Boga z człowiekiem jest źródłem tego dynamizmu, który uzdalnia człowieka do spotkania jego braci. Najlepszą ilustracją takiego wydarzenia jest spotkanie Józefa ze swoimi braćmi w Egipcie. Historia biblijna nie pozostaje na kartach Pisma martwa, jeśli potrafi przemieniać rzeczywistość społeczną w konkretnych krajach. Dzięki kulturze spotkania możliwe jest odnalezienie własnego „ja”. To odnalezienie może dokonać się jedynie w ludzkiej społeczności i przez dążenie do coraz większej solidarności między ludźmi. Warto przy tym zauważyć, że Bergoglio bardzo chętnie sięga nie tylko do Biblii, ale też do żydowskiej tradycji mądrościowej, czyniąc już z samego posługiwania się nią ważne narzędzie dialogu międzyreligijnego.
Tym, co pomaga uniknąć izolacji, co otwiera na innego człowieka, jest horyzont transcendencji. Nieodłącznie z nim związany jest horyzont różnorodności ludzkich społeczeństw. Słowem: dostrzeganie różnorodności i zgoda na nią. Jest to różnorodność zorganizowana i zharmonizowana. W końcu pozostaje konieczność planowania i konieczność odrzucenia myślenia ahistorycznego. Wtedy rozpoczyna się duchowo dojrzałe wejście w świat i w społeczeństwo.
Trudno jednoznacznie wyrokować, czy papież Franciszek jest czy nie jest sympatykiem teologii wyzwolenia. Z perspektywy Europy Bergoglio może jawić się jako ktoś bliski temu ruchowi: często mówi na temat ubogich i wykonuje wiele gestów świadczących o potrzebie zamanifestowania solidarności z nimi, jest zdecydowanym przeciwnikiem dzikiego liberalizmu ekonomicznego, piętnuje zjawisko zamkniętych strzeżonych osiedli dla bogaczy, wytyka kapitalizmowi tendencję do oswajania religii i zaprzepaszczania jej potencjału…
Oczywiście, że tego typu poglądy czy gesty skierowane w stronę ubogich nie czynią jeszcze z nikogo teologa wyzwolenia. Zresztą Bergoglio już jako papież powiedział wprost, że chce „Kościoła dla ubogich”, co dla każdego, kto zetknął się z teologią wyzwolenia, brzmi w stosunku do niej polemicznie. Przynajmniej bowiem od czasów słynnej książki Leonarda Boffa pt. Kirche: Charisma und Macht (Kościół: charyzmat i władza) teologia wyzwolenia podkreśla, że nie chodzi o Kościół dla ubogich, ale o Kościół ubogich . Nikt raczej nie podważa faktu, że przez całą swoją historię Kościół w różny sposób troszczył się o ubogich. Nawet gdy przyjmował najbardziej wielkopański i arystokratyczny kształt, zawsze wspierał, pomagał, leczył. Nowością teologii wyzwolenia jest jednak tworzenie Kościoła z ubogich, aby był to ich Kościół, a nie Kościół od czasu do czasu, chociażby nawet bardzo często, pochylający się nad nimi. Bergoglio swoją deklaracją wyraźnie odcina się od idei tak zwanych wspólnot bazowych, które według klasyków teologii wyzwolenia mają stawać się zaczątkiem nowego Kościoła.
Jest jednak zarówno wiele metodologicznych wspólnych punktów wyjścia, jak i wiele wspólnych konkluzji. Najbardziej charakterystyczny wniosek, do którego dochodzi Bergoglio, stanowi postulowana przez niego konieczność odejścia od wizji Kościoła będącego jedynie strukturą regulującą wiarę, trzymającą ją w ryzach i administrującą. Chodzi o przejście do takiego rozumienia Kościoła, w którym jawiłby się on jako wspólnota przekazującą wiarę i ją ułatwiająca . Kościół nie powinien się koncentrować na sobie samym, gdyż swoją żywotność czerpie z otwarcia na świat. Ostrzeżenie przez kościelnym narcyzmem i walka z klerykalizacją Kościoła to także jeden z przewodnich motywów teologii wyzwolenia, który jest też wyraźnie obecny w myśleniu Bergoglio.
Teologia Bergoglio jest mocno osadzona w kontekście politycznym. Jest to oczywiście kwestia wyboru konkretnego sposobu uprawiania teologii w łączności z obecną sytuacją panującą w Argentynie i całym jej historycznym balastem. Podstawy są jednak jasne: każde głoszenie wartości religijnych niesie ze sobą konotacje polityczne, a religia czy teologia nie mogą odrywać od spraw tego świata. Wszyscy jesteśmy wezwani do działania politycznego. Jako ludzie wierzący mamy przecież tworzyć nowy Lud Boży, a tu potrzebna jest właśnie polityka. W takim ujęciu Bergoglio nie jest daleki od wypracowanego w niemieckojęzycznej teologii pojęciu eklezjologii jako chrześcijańskiej politologii. Politykę zresztą należy według Bergoglio zrehabilitować i ukazać jej wartość jako wyższej formy społecznej miłości. Współczesna europejska retoryka religijna idzie często w odwrotnym kierunku: należy przede wszystkim wystrzegać się w kościołach polityki. Nic dziwnego, że poglądy Bergoglio mogą wydawać się w tej perspektywie czymś bardzo egzotycznym. Ciekawe więc, jak z tą częścią refleksji obecnego papieża uporają się religijne autorytety naszych czasów.
W tle wątków społeczno-politycznych pobrzmiewa fascynacja jezuickimi redukcjami w Ameryce Południowej, czyli religijno-społecznym eksperymentem dążącym do zbudowania społeczeństwa doskonałego, który w XVII i XVIII w. doprowadził do powstania kwitnących wspólnot chrześcijańskich złożonych z nawróconych Indian . Dla wielu było to zamierzenie utopijne. Tu jednak kolejna niespodzianka w myśleniu Bergoglio. Utopia nie jest dla niego czymś negatywnym, bo – jak to określa – utopie pozwalają wzrastać . Trudno nie dostrzec w tym wpływu cytowanego przez Bergoglio w innych kontekstach jego współbrata, Henri de Lubaca, który tak pisał o utopii: „W tych pięknych snach nie wszystko było jedynie iluzją (…). Jeśli wszelkie utopijne wizje są nieszczęściem, to odrzucenie Ducha również nim jest” . Utopie wypływają z ludzkich tęsknot i nadziei, a nadzieja z kolei jest strukturą chrześcijańskiej drogi. Chociaż wymaga przede wszystkim cierpliwości i ma w sobie coś biernego, bo jest w końcu darem od Boga, to jednak nie może być kwietystyczną biernością wobec ludzkich problemów.
W każdym razie, Kościół nie może wycofać się z zadania tworzenia lepszego społeczeństwa i angażowania się w świat, który nie jest ani czymś wrogim i obcym, ani statycznym i niewartym zainteresowania. Chrześcijanin ma odważnie włączać się w historię, a Kościół jako całość powinien towarzyszyć rozwojowi ludzkości. Bergoglio nie boi się pytań o to, czy świat i ludzka cywilizacja postępują naprzód . Tego typu zagadnienia przynależące do dziedziny realizującej się eschatologii nie są zbyt często podejmowane przez współczesną refleksję teologiczną. Odpowiedź na te pytania jest według Bergoglio niejednoznaczna, gdyż istnieją siły łączące, prowadzące do harmonii i jedności, ale także i inne siły, które wprowadzają chaos, rozbicie i nieporządek. Człowiek nakierowany na transcendencję, lub – innymi słowy – człowiek nie zapominający o tym, że jest na drodze do zrealizowania się obietnicy danej przez Boga, świadomie odnajduje się pomiędzy tymi dwiema siłami i z całą mocą wspiera to, co jednoczy i łączy. Bycie włączonym w ten świat nie oznacza w żadnym wypadku, że należy według kryteriów tego świata żyć, gdyż podstawą pozostaje jedyne i niepowtarzalne doświadczenie religijne zarysowujące właściwe perspektywy.
Z jednej strony chrześcijaństwo musi wystrzegać się fundamentalizmu, gdyż według Bergoglio czyha w nim niebezpieczeństwo zredukowania Boga do bytu, którym można manipulować za pomocą przepisów. W gruncie rzeczy fundamentalizm oddala od Boża żywego, gdyż jest formą umowy kupna-sprzedaży opartej na mniej lub bardziej rozbudowanym rytualizmie. Z drugiej zaś strony chrześcijaństwo ma przynosić nowość, jak uczynił to w swoich czasach chociażby św. Franciszek, ukazując nową koncepcję chrześcijańskiej postawy wobec luksusu i pychy wielkich tego świata, tak świeckich, jak i duchownych . To zaś w jakimś stopniu realnie zmieniło historię świata. Bergoglio rzeczywiście nie napisał dotychczas grubych tomów wypełnionych teologicznymi spekulacjami. Nie znaczy to jednak, że uprawiana przez niego teologia nie niesie w sobie poważnej pożywki dla odkrywania nowych intelektualnych i duchowych horyzontów. Być może uda nam się o tym jeszcze przekonać.
PIOTR NAPIWODZKI – teolog, filozof, tłumacz, autor Bliżej niż się wydaje. O końcu świata, millenaryzmie i chrześcijańskiej nadziei (2010)
Artykuł został opublikowany na łamach majowego numeru miesięcznika „Znak” (nr 696, 2013).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.