Pomiędzy karą a wyzwaniem istnieje dość szeroka przestrzeń. Nie tylko mieszcząca setki znajomych, ale i tysiące spojrzeń na kryzys choroby. Dlaczego kryzys? Bo wobec cierpienia każdy musi zająć jakieś stanowisko. Obojętność też nim jest.
Uciekam
„To nie prawda! Tak być nie może!” Wraz z wiadomością o chorobie wali się świat, rujnują się wyobrażenia, czasem relacje. Muszą się zmienić, runąć – niekoniecznie. Zawsze ów kryzys przychodzi w najbardziej nieodpowiednim momencie. Lubię ewangeliczne wydarzenie pod Cezareą Filipową, pogańskim miastem, do którego Żydzi nie wchodzili. Tam właśnie, gdzie wszystko wydawało się jasne i klarowne: oni – poganie, my – prawowierni oraz my – wolni, oni – fanatycy religijni, Jezus przyprowadza swoich uczniów, by zadać im pytanie, kim dla nich jest. Odpowiedzi znamy nazbyt dobrze, ale to, co stanie się prawdziwym wyzwaniem, to nie słowa, opinie i wyobrażenia o Jezusie, ale zapowiedź jego haniebnej śmierci i mglistego zmartwychwstania. Po ludzku słuszna jest Piotrowa reakcja: „Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie” (Mt 16,22). Lęk przed śmiercią, przerwanym nagle życiem najczęściej owocuje ucieczką. „Nawet tak nie myśl!” Jakby myślenie miało ściągnąć nieszczęścia nie do pokonania. Bo czy choroba jest tylko nieszczęściem? Bóg przecież nie przychodzi do człowieka jedynie jako szczęście nieszczęśliwych, ale także jako pozorne nieszczęście tych, którzy określają się jako szczęśliwi. Gdy czytam ewangeliczne relacje, nie ujmują mnie za serce ci, których Jezus uzdrowił, ale całe rzesze, które takiej szansy nie miały. Kim jest Bóg, który po nadzwyczajnej wizycie swojego Syna na ziemi zostawia ją nieuleczoną do końca? Bogiem, który nie jest z tego świata. Bogiem, który każe żyć nadzieją. Bogiem, który bardziej pokazuje, jak radzić sobie z chorobą, niż jak od niej uciec.
Męczę się
Gubimy się nieco w pojęciu dźwigania krzyża. A to lubując się w patrzeniu na krzyże innych, które dają złudzenie, jakoby do moich ramion lepiej pasowały, niż to, co jest, a to w samym podejściu do cierpienia. Czy można je sensownie znosić, skoro nie ode mnie ono zależy? Spada na człowieka ot tak. Gdzie wolność, o której tyle Bóg mówi i sam jej nie gwałci? Choć życie to śmiertelna choroba, a rodzenie przenika się z umieraniem i pozostaje zdecydowanie bardziej tajemnicą niż krzyżówkową zagadką, to moja reakcja ma smak wolności. Świat ludzi chorych dzieli się też na tych, którzy na cierpienie patrzą przez pryzmat fatum; ktoś przecież musi płakać, by inni mogli się bawić. Więc z zaciśniętymi zębami zostańmy męczennikami, bo kto wie, czy w pewien nieodkryty, magiczny sposób moje pójście w zaparte nie przyda się komuś. Czy Bóg wymaga zaciskania zębów, marszczenia czoła i ścierpienia cierpienia? Kimże byłby Bóg, dla którego świat miałby być starożytnym Koloseum, na którego arenę od czasu do czasu wrzuca nieszczęśnika dla radości gawiedzi? Czy w cierpieniu chodzi jedynie o cierpienie, a w chorobie albo o uzdrowienie, albo o śmierć? Gdzie jest przestrzeń dla miłości, prostoty życia bez fanfarów i nadzwyczajnej szansy na bliskość, które stwarza choroba?Nie kryzys jest człowiekowi straszny. Straszny może być moment, gdy w chorobie oślepia człowieka rozpacz. To jest prawdziwa choroba na śmierć!
Wierzę
Zawsze ujmują mnie za serce ludzie, którzy z choroby nie uczynili ani pola walki, ani strefy ucieczki. Ujmują mnie ci, którzy poradzili sobie również z pokusą, by uczynić ze swojej wiary utopijny ruch, którego celem jest zmiana świata na lepszy. Cierpienie woła o Boga, jest rajskim pytaniem tym razem skierowanym w przeciwną stronę: „Gdzie jesteś?” „Gdzie ukryłeś się?”. Zobacz, Boże, teraz jestem nagi, odarty z jedynie swoich marzeń i pragnień. W jaki sposób, Boże, jesteś obecny?
Gdy dzięki cierpieniu stajemy się bardziej wrażliwi, możemy dostrzec głębię głębi. Przecież niezawinione cierpienie Jezusa, sadystyczna męka i haniebna śmierć nie wołają o pomstę i karę, ale dają coś szczególnego: pojednanie. Bóg bowiem nie przelewa krwi swojego Syna przeciw komukolwiek, ale za wielu, za wszystkich. Czy cierpienie w takiej perspektywie może być karą za grzechy, czy też odpowiedzią Boga na zło, którego dokonuje człowiek? Cierpieniu nic innego czoła stawić nie może jak tylko miłość, ostateczny sens wszystkiego, co na tym świecie istnieje.
Bóg mieszka głębiej, niż możemy to sobie wyobrazić. Bolesna śmierć własnych wyobrażeń i pokus definiowania sensu cierpienia czeka każdego z nas. Umierające formy banalnego, zawsze uśmiechniętego człowieczeństwa i banalnego Boga, który niczym superbohater niszczy choroby, nie są końcem świata. Wiara właśnie na tym polega, by nie widząc sensu, nie zaprzeczać rzeczywistości, lecz szukać jej głębi. Jedyną odpowiedzią na sens cierpienia, którą odkrywam tu i teraz, jest miłość. Czy można cierpieniu i chorobie dać inne imię niż wyzwanie?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.