Naprawdę wielki

On nie dlatego był wielki, że walczył z komunizmem i że to on miał rację. Był wielki dlatego, że był radykalny w swej wierności Chrystusowi. Niedziela, 9 listopada 2008



– Gdzie zatem rodziła się ta wielkość prymasa Wyszyńskiego?

– To jest bardzo ważna sprawa, dziś bowiem patrzymy zwykle nań jako na wielkiego Prymasa Tysiąclecia, ale przecież wielkość człowieka nie rodzi się nagle. Większość jego biografii zaledwie dotyka owego dojrzewania do tej wielkości. A na to dojrzewanie składało się wiele elementów, przede wszystkim religijny i patriotyczny klimat domu rodzinnego, także trudne doświadczenia czasów młodości, śmierć matki, wojna i okupacja, bieda, ciężka choroba.

Również studia uniwersyteckie w Lublinie, podczas których – co ciekawe – wśród swych kolegów miał pseudonim „Eminencja”. Wielkie znaczenie mieli także ludzie, których spotkał na swej drodze: szczególnie bp Zdzitowiecki, ks. Korniłowicz, ks. Szymański, s. Czacka – byli to nauczyciele najwyższej próby, a także intelektualnie i duchowo mocne środowisko włocławskie.

Kiedy śledzi się jego młodość, z dzisiejszej perspektywy widać wyraźnie, jak Bóg prowadził go według swoich planów. Przecież młody ks. Wyszyński rokował nadzieje raczej na pracownika naukowego w zakresie katolickiej nauki społecznej, ks. Słomkowski myślał nawet o nim jako o przyszłym rektorze KUL-u. On sam myślał także o wstąpieniu do Zakonu Paulinów.

– Dopiero biskupstwo zaczęło więc budować jego autorytet?

– Tak, ale też nie od razu. Został biskupem lubelskim, a więc diecezji wtedy dość prowincjonalnej. Kiedy zaś został prymasem, od początku odczuwał samotność władzy. W relacjach z państwem, co oczywiste, ale także i w samym Kościele, ze strony biskupów, wśród których był przecież najmłodszy, oraz ze strony Stolicy Apostolskiej, która widziała problem komunizmu przez pryzmat encykliki „Divini redemptoris”, która nie przystawała już wtedy do realiów państwa budowanego na ideologii marksistowskiej.

Miał reprezentować zniewolony naród, w zdecydowanej większości katolicki, który pokładał w nim nadzieje ukierunkowane ku wolności, a on nie tylko nie mógł ich spełnić, ale jeszcze kazał podpisać „porozumienie” z komunistycznym rządem. O jego wielkości zaczęto mówić dopiero potem, zwłaszcza po jego wyjściu z więzienia.

– Fascynujące są te dzieje prymasa Wyszyńskiego, ale czy mogą one – w przypadku oczekiwanej beatyfikacji – być świadectwem i wzorem dla dzisiejszego człowieka, żyjącego w zupełnie innych realiach i mocującego się z innymi problemami?

– Święci są po to, by wskazywać ludziom wszystkich czasów, jak można realizować wzniosłe ideały Ewangelii. Kościół nie wynosi świętych na ołtarze po to, by ich uczcić za ich dokonania w życiu, ale po to, by ukazać innym wzór ich heroicznej wiary, głębokiej nadziei i gorącej miłości.

W życiu każdego świętego realia zawsze są inne, istota ich świadectwa chrześcijańskiego zawsze jest natomiast ta sama. Święci mają być dla potomnych swego rodzaju impulsem do rachunku sumienia, by zawstydzać, uświadamiając nam, jak nam czasem daleko do realizacji ideałów Ewangelii.

Pewne cechy prymasa Wyszyńskiego zawsze będą aktualne: silna wiara, bezwzględna wierność zasadom, postawa służby wobec Kościoła i Ojczyzny, umiejętność czytania znaków czasu i reagowania na nie, przywiązanie do Matki Bożej. Wiele aktualnych treści można znaleźć też w zachowanym jego nauczaniu, tylko trzeba je czytać, medytować, realizować, uczyć się od niego, bo on naprawdę nadal wiele ma do powiedzenia.


«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...