Joasia Futyma z Jaślisk jest uczennicą I klasy LO im. M. Kopernika w Krośnie. Jej przygoda z M. Anną Kaworek zaczęła się wówczas, kiedy to Joasia przygotowywała się do XVII-ej Regionalnej Olimpiady Wiedzy o Wielkich Polakach dla gimnazjalistów w roku szkolnym 2016/2017. 12 maja 2017 r. znalazła się w gronie laureatów konkursu, wygrywając pielgrzymkę do Rzymu i innych świętych miejsc we Włoszech.
Osobiście byłam pod wrażeniem ugruntowanej wiedzy młodych ludzi, którzy z wielką determinacją poznawali życie tak cichej, pokornej kobiety. M. Anna Kaworek jest przecież przeciwieństwem idoli kreowanych dla młodzieży przez współczesny świat. Nurtowało mnie pytanie, co zostaje w uczestnikach takiej olimpiady, czy ta wiedza ma jakiś wpływ na ich wybory w swoim środowisku, na umacnianie wiary, na dawanie świadectwa o chrześcijańskich wartościach. Czy nie jest to tylko jakiś wyścig za kolejnym sukcesem, tyle że w dziedzinie wiary? Postanowiłam zaprosić Joasię do naszego klasztoru, budowanego rękami M. Anny i pierwszych michalitek, i postawić jej kilka pytań, na które z radością odpowiedziała, prosząc oczywiście o czas na modlitwę i pogłębioną lekturę. 14 stycznia 2018 r. dała swoje świadectwo siostrom michalitkom zgromadzonym na zakonnych rekolekcjach. Na tę okoliczność opracowała prezentację multimedialną pt: „Wschodzące Słońce – Służebnica Boża Matka Anna Kaworek”.
Wywiad z Joasią niesie wiele światła i nadziei, nie tylko ze względu na Osobę Służebnicy Bożej M. Anny, ale też dlatego, że Joasia jest głosem wielu młodych ludzi, którzy szukają prawdziwego sensu życia i swoich przewodników pośród świętych.
Od XVII Olimpiady Wiedzy o Wielkich Polakach minęło już kilka miesięcy. Każde spotkanie zostawia w nas jakiś ślad, czy takie ślady zostawiła w Twoim życiu Matka Anna Kaworek?
Rzeczywiście, z M. Anną spotkałam się w tamtym roku. Czytając literaturę do olimpiady, odbierałam ją trochę inaczej. Polegało to na zapamiętaniu jak największej ilości dat, nazwisk itd. Podchodziłam do tego bardzo naukowo. Dopiero niedawno – mimo, że już dawno konkurs się skończył – zaczęłam bardziej wgłębiać się w jej duchowość, w to, kim była naprawdę. I wtedy uświadomiłam sobie jak wielką była postacią. Uważam, że w naszym życiu nic nie dzieje się przypadkowo i to nasze spotkanie też Pan Bóg zaplanował. Dzięki niej zrozumiałam, jak pięknym jest oddanie całego siebie drugiemu człowiekowi. Jak wielką wartość ma pokora, cichość, milczenie. Można powiedzieć, że M. Anna swoją osobą całkowicie zmieniła mój światopogląd, moje postrzeganie człowieka i całego życia. Może wiązało się to też z tym, że dojrzałam do pewnych kwestii. I właśnie w tym ważnym momencie w moim życiu Chrystus postawił na mojej drodze M. Annę.
Co szczególnie Cię w niej zafascynowało, co zmusiło do refleksji?
Tych rzeczy było bardzo wiele. Aczkolwiek bardzo zaintrygowały mnie dwie kwestie – pokora i milczenie. Zawsze myślałam, że tylko człowiek, który jest pewny siebie, otwarty, aż wręcz do przesady zabiegający o swoje względy, może osiągnąć w życiu sukces. M. Anna była całkowicie inną osobą. Całe życie odznaczała się niezwykłą pokorą, nie lubiła się wywyższać, jak pisała: „Pokorą rozbraja się szatana, który jest uosobieniem pychy”.
Ponadto wielką wagę przywiązywała do milczenia. Mówiła, że „kto mało i dobrze mówi już jest pół świętym”. W zamieszaniu i hałasie codziennych spraw nie mamy często czasu, by zastanowić się, porozmawiać z Bogiem. W ciszy słychać głos Boga, dlatego jest ona tak wspaniałą rzeczą. Pierwszy raz natknęłam się na takie spostrzeżenie właśnie, gdy spotkałam M. Annę. Gdy patrzę na moich rówieśników, dzielę się tym z nimi i spotykam różne głosy, zazwyczaj negatywne. Mało jest dzisiaj ludzi, którzy myślą w ten sposób. A odkrycie ich jest naprawdę wielką wartością. Dlatego tym bardziej powinno się propagować takie postacie, by przez nie głosić światu Chrystusa.
Zaskakuje mnie Twoje odkrycie wartości w ludziach cichych. „Obłok ciszy, ukryta perła” – to tylko niektóre z tytułów, jakie są przypisywane M. Annie. Takie tytuły nie są dziś w poszanowaniu i modzie, a jednak? Czy taki wzorzec może mieć jeszcze siłę przebicia w wielości słów, w wyścigu szczurów?
Jest to bardzo ciężkie, ale możliwe. Matka Anna jest całkowitym przeciwieństwem dzisiejszego człowieka. Nie myślała tylko o sobie, ale na pierwszym miejscu byli u niej zawsze inni ludzie, a szczególnie ci biedni, opuszczeni. To jest wspaniałe, że gdy oddamy całe swoje życie innym ludziom, gdy nie będziemy zważać na własne względy, to właśnie wtedy będziemy najszczęśliwsi, bo całego siebie rozdamy innym. Jezus powiedział, że jeśli będziemy „dawać”, to otrzymamy o wiele więcej w „prawdziwym” życiu. Każdy z nas zna słowa, iż więcej radości jest w dawaniu niż w braniu. Teraz, w kontekście życia M. Anny, te słowa nabierają dla mnie całkiem innego znaczenia. Ona bowiem posuwała się aż do granic heroizmu względem bliźniego. Skąd się to u niej wzięło? Po prostu naśladowała Chrystusa, najwspanialszy wzór. Dopiero stosunkowo niedawno zdałam sobie sprawę z tego, co On tak naprawdę zrobił. On oddał życie, wszystko, co miał najcenniejsze w świecie doczesnym, właśnie dla nas, którzy jesteśmy grzeszni i bardzo go ranimy. On mimo to nie wahał się tego zrobić. Bo On jest Miłością, a miłość jest gotowa na poświęcenie. M. Anna to wiedziała, dlatego teraz może cieszyć się ze swojej nagrody w niebie. Cóż nam bowiem z tego świata? Przecież jesteśmy tu zaledwie kilkadziesiąt lat. A co potem? Ludzie nie myślą o tym, ale ja uważam, że to powinno być najważniejsze. Dlatego Bóg postawił na mojej ścieżce M. Annę, bo dzięki niej mogłam to zrozumieć. Wszystko przez i dla Miłości, bo Miłość jest wszystkim.
Bł. Bronisław Markiewicz, z którym M. Anna współpracowała przez 18 lat, nazywał świętych „Gwiazdami przewodnimi”. Mówił, że „gdy brakuje świętych w narodzie, to robi się ciemno w głowach ludzkich i ludzie nie znają dróg, którymi mają postępować”. Jak to widzisz?
Osoby, które osiągnęły świętość są nieodłącznym elementem naszej świadomości. Dla mnie osobiście bardzo ważne jest pogłębianie wiedzy na ich temat. W dzieciństwie bardzo lubiłam oglądać filmy ukazujące świętych, nadal to uwielbiam. Ponadto myślę, że w pracy nad własną duchowością, wiedza o tych ludziach może ją znacznie pogłębić. Bo oni mieli w życiu cel, mieli priorytety, do których dążyli. Do takich ludzi zaliczyć mogę M. Annę, która w swym życiu wykazała się nieprzeciętnością i poświęceniem „małych” rzeczy, celem osiągnięcia tych „większych”. Uważam, że jeśli przestałoby się o tym mówić, to naprawdę „zrobi się ciemno”. Święci są naszymi autorytetami i z nich powinniśmy czerpać inspirację do tego jak postępować, by później osiągnąć „życie”. Myślę, że jest to szczególnie ważne właśnie dla młodych ludzi, którzy widząc ideał współczesnego człowieka kreowanego przez media, często zapominają o tym, co w życiu jest naprawdę ważne. Zatracają wartości, co najgorsze nie widząc w tym zła. Jest to spowodowane tym, że nie ma przy nich kogoś, kto by im pokazał coś innego. Pomimo własnej niechęci, próbują podporządkować się otoczeniu, by np. zyskać jego akceptację czy uznanie. Często po prostu boją się sprzeciwić i wyjść naprzeciw temu. Dlatego właśnie potrzeba świętych – by pokazali drogę, która przecież nie raz wiedzie przez liczne trudności (tak jak M. Anny), ale ostatecznie zyskuje wszystko. Dzisiejszy świat kreuje postawę człowieka, któremu wszystko się należy i który od razu zaspokaja wszystkie swoje pragnienia. Nie uczy natomiast, co to jest posłuszeństwo, cierpliwość. A patrząc właśnie na świętych widzimy, że ci, którzy wyrzekli się wszystkiego, zyskali o stokroć więcej i oni prawdziwie „wygrali” życie.
Wróćmy do Sł. Bożej M. Anny – kandydatki na ołtarze. W czym ta prosta „Siostra i Matka” ubogich dzieci, mówiąc językiem bł. Br. Markiewicza, może dziś być „gwiazdą przewodnią dla młodych ludzi? Czy taka postać cicha i wytrwała potrzebna jest dziś jeszcze młodym?
Z całą pewnością – tak. Młodzi ludzie nie mają wzorców. Dążą do tego, by być bogatym, sławnym, a to nie o to chodzi. Popatrzmy na to w ten sposób: Matka Anna też mogła nie pójść za głosem Bożym. Mogła odrzucić Go. Mogła też realizować siebie, zadbać o swoją karierę. A jednak nie zrobiła tego. Dlaczego? Bo szybko uświadomiła sobie jak wygląda życie. Że złudne szczęście trwa tylko przez chwilę. Ludzie poddają się, żyją z dnia na dzień. Chociaż chcą, to boją się podjąć zmiany, bo to wiąże się z pewnym ryzykiem. Potem, gdy już są starsi, patrzą na swoje życie i są bardzo nieszczęśliwi. Wokół nas jest wielu takich ludzi. Żałują, że nie zrobili wielu rzeczy, ale już nie mogą tego zmienić. Mówią, że zmarnowali życie. Po głowie chodzi mi taki cytat, że: „Ludzie żyją tak, jak gdyby nigdy nie mieli umrzeć, a umierają tak jak gdyby nigdy nie żyli”. I właśnie dlatego tak bardzo cieszę się, że mogłam poznać M. Annę. Bo ona pokazała mi, że tak wcale nie musi być, że można wspaniale przeżyć to życie. Według mnie to jest właśnie najważniejsze przesłanie, jakie można przekazać młodym ludziom – że można inaczej, że można być wielkim w swojej „małości”. Ona taka była.
Nazwałaś M. Annę „wschodzącym słońcem”. Nikt do tej pory nie porównał jej do wschodzącego słońca. Czy kojarzy Ci się to z nadzieją, jaką miała „wbrew nadziei”, czy widzisz w niej jeszcze inne cechy, które niosą ze sobą światło wschodzącego słońca?
Przygotowując prezentację multimedialną o M. Annie wypisałam kilka cech, które są dla mnie takim właśnie światłem:
1. Bezgraniczne zaufanie Bogu. Mimo, że nie wie, co ją czeka, Anna udaje się do Miejsca, by pomagać ubogim dzieciom. Mimo trudności, wierzy w zatwierdzenie zgromadzenia.
2. Pokora i posłuszeństwo. Mimo, że jest przełożoną to modli się i ciężko pracuje wraz z innymi siostrami. Stawia na pierwszym miejscu innych, szczególnie ubogich i cierpiących.
3. Wytrwałość i determinacja. Trwanie przy wspólnocie, mimo braku nadziei na zatwierdzenie przez władze kościelne.
4. Ubóstwo. Rozdanie życia innym. Anna nie zważa na własne potrzeby. Tak bardzo miłuje Boga, że widzi go w każdym człowieku. Oddaje siebie bliźnim.
„Wschodzące słońce”, bo ….
Bo, gdy wszystko zawiedzie i po ludzku nie ma już żadnych szans, Pan Bóg jest ostatnią nadzieją. A On nigdy nie zawodzi. M. Anna bezgranicznie mu zaufała – i to mnie w niej bardzo zafascynowało. Gdy przybyła do Miejsca, sytuacja była tragiczna. Ona jednak nie przestraszyła się ciężkiej pracy i trudu związanego z prowadzeniem zakładów. Ja do Kościoła chodzę od dziecka. Zawsze wydawało mi się, że wierzę w Boga, ale dopiero teraz zaczęłam zadawać sobie pytanie: Jaka jest moja wiara? Czy byłabym w stanie tak jak M. Anna wyrzec się wszystkiego dla drugiego człowieka? Mimo, iż byłam katolikiem, to można powiedzieć, że stosunkowo niedawno zaczęłam się nawracać. Ludzie w dzisiejszym świecie są skupieni na sobie, myślą, że sami są w stanie osiągnąć wszystko, ale to nieprawda. Pan Bóg jest jedyną Osobą, na której zawsze możemy polegać, bo chociaż wszystko się skończy, On będzie trwał. Po spotkaniu z M. Anną zdałam sobie z tego sprawę bardzo mocno. To też pozwoliło mi zacząć pracować nad sobą. Bardzo chciałabym móc - tak jak ona - całkowicie zaufać Chrystusowi. Cały czas się tego uczę, a M. Anna pozwoliła mi odkryć tą drogę.
I, już zupełnie reasumują dotychczasowe wypowiedzi, dlaczego Matka Anna Kaworek jest dla mnie „wschodzącym słońcem”? Tak jak słońce swoimi promieniami oświetla nas, tak M. Anna swoim przykładem wskazuje nam drogę. Jej historia nie jest tą, która się zakończyła, ale ona cały czas trwa i „wschodzi” w sercach ludzkich. I tak jak słońce cały czas świeci, tak świętość jej życia nie przemija. Bo wszyscy jesteśmy powołani do świętości. Warto, więc poświęcić temu życie.
Dziękuję Ci bardzo Joasiu za rozmowę i za Twoje świadectwo, które niesie nadzieję. „Słońce niech wschodzi tam, gdzie Ty (…). Ktoś przez Ciebie drogę znajdzie, poprzez ciemne mgły, Słońce niech wschodzi tam, gdzie Ty…"
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.