Prawdopodobnie każdy chrześcijanin nieco poważniej zastanawiający się nad tym, w co wierzy, prędzej czy później stanie przed problemem nadmiaru: zdawać się może, że w ciągu dwóch tysięcy lat Kościół obrósł w niezliczoną wręcz ilość prawd wiary, rozstrzygnięć, z których niejedno kojarzy się z dzieleniem włosa na czworo... Wieczernik 156/2008
Innymi słowy: bardzo wcześnie, bo już w pierwszym pokoleniu uczniów Chrystusa, zauważono, że przed wspólnotą mogą stawać i rzeczywiście stają problemy i pytania, na które nie sposób znaleźć bezpośredniej, dosłownej odpowiedzi w nauczaniu Jezusa. Wówczas wspólnota wspierana mocą Bożego Ducha sama musi szukać odpowiedzi i dokonywać takich rozstrzygnięć, by w jej świadectwie wyrażanym czy to słowem, czy to stylem życia, czytelna pozostawała Dobra Nowina o zbawieniu w Chrystusie. I całe szczęście, że taka świadomość ukształtowała się wcześnie, bo ilość problemów w następnych wiekach miała wzrastać wręcz lawinowo. Z jednej strony chrześcijanie musieli bronić swej wiary przed zarzutami z zewnątrz (ze strony Żydów i pogan), z drugiej wystrzegać się własnych interpretacji, które mogłyby wypaczyć treść orędzia.
Nie sposób prześledzić tutaj całego procesu kształtowania poszczególnych prawd wiary. Ograniczę się jedynie do dwóch, mam nadzieję znaczących przykładów. Pierwszy problem pojawił się już pod koniec I wieku i dotyczy realności ciała a w konsekwencji samego człowieczeństwa Chrystusa. Wydawać by się mogło, że w tej akurat kwestii wątpliwości być nie powinno. Jednak jednym z najbardziej rozpowszechnionych w helleńskiej kulturze było przekonanie, że materia jest czymś z gruntu negatywnym, niegodnym, dalekim od sfery boskości. W tym kontekście nauka o zmartwychwstaniu ciał wydawała się niedorzecznością (przekonał się o tym Paweł na Areopagu – por. Dz 17,32), a przekonanie o tym, że ciało (człowieczeństwo) Jezusa mogło być „narzędziem” przez które dokonuje się zbawienie – kompletną bzdurą. Chrześcijanie wbrew trendowi głosili, że zbawienie tego co duchowe dokonuje się nie tylko wraz z tym co materialne, ale wręcz przez to co materialne! W tym kontekście pojawiły się próby dostosowania Dobrej Nowiny do helleńskiej wrażliwości, polegające na tym, że Chrystus przedstawiany był jako czysto duchowy zbawiciel, który przyjmuje jedynie pozory cielesności (a już na pewno nie przechodzi przez śmierć), abyśmy Go mogli postrzegać. Ciało materialne nigdy tak naprawdę nie było Jego. To z tymi poglądami polemizował św. Jan, pisząc, że wielu pojawiło się na świecie zwodzicieli, którzy nie uznają, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele ludzkim (2 J 1,7).
Stawka w tym sporze była wysoka, bo z jednej strony pytanie dotyczyło tego co z naszej rzeczywistości podlega zbawieniu (duch tylko, czy też duch i materia), a z drugiej tego jak dalece Bóg angażuje się w zbawianie człowieka – udaje tylko, czy też rzeczywiście przyjmuje na siebie ludzkie doświadczenia. Jeśli dziś intuicyjnie potrafimy odpowiedzieć poprawnie na te pytania, to przede wszystkim dlatego, że przez prawie dwa tysiące lat rozwiązania przyjęte w II wieku kształtowały świadomość chrześcijan, a przez to kulturę, w której żyjemy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.