Prawda zakłamana bezdusznością

Warto uwierzyć, że nie ma tak okrutnej choroby, której nie dałoby się chociaż trochę złagodzić naszą miłością. Spójrzmy zatem w świetle tego założenia na nasze pytanie: Czy wolno z miłości do chorego i w trosce o jego samopoczucie ukrywać przed nim prawdę o jego stanie zdrowia, a zwłaszcza prawdę o przewidywanych fazach choroby? W drodze, 5/2008



Niedawno ktoś mnie spytał, czy wolno ukrywać przed ciężko chorym pacjentem prawdę o jego chorobie, zwłaszcza jeżeli w fazie terminalnej ma ona szczególnie bolesny przebieg. Pytanie konkretnie dotyczyło stwardnienia bocznego zanikowego (SLA), które jest śmiertelną i nieuleczalną chorobą neurologiczną, powodującą postępujący paraliż wszystkich mięśni, także oddechowych. Może on dotknąć również mięśni umożliwiających mowę, a nawet odpowiedzialnych za ruch gałek ocznych. Słowem, jest to jedna z tych chorób, wobec których nasza nadzieja na postęp medycyny jest szczególnie niecierpliwa. Dopóki zaś medycyna jest bezsilna, lubimy rzucać oskarżenia przeciwko samemu Panu Bogu, jak może On dopuścić na kogoś tak straszne doświadczenie.



Czy wolno ukrywać prawdę przed chorym?


Ktoś kiedyś mądrze powiedział w kontekście przyjścia na świat dziecka z zespołem Downa: zamiast płakać, że takie dziecko nam się urodziło, raczej powinniśmy pytać, co możemy dla niego zrobić.

Warto uwierzyć, że nie ma tak okrutnej choroby, której nie dałoby się chociaż trochę złagodzić naszą miłością. Spójrzmy zatem w świetle tego założenia na nasze pytanie: Czy wolno z miłości do chorego i w trosce o jego samopoczucie ukrywać przed nim prawdę o jego stanie zdrowia, a zwłaszcza prawdę o przewidywanych fazach narastającego okrucieństwa jego choroby?

Spytałbym najpierw: Czy kłamstwo może być kiedykolwiek narzędziem miłości? Na pewno sam nie chciałbym w chorobie, choćby najgorszej, być okłamywany. Czuję to bardzo głęboko, że kłamstwo, również to z litości, uwłacza ludzkiej godności chorego i jest narzędziem manipulowania nim. Zamiast pomóc choremu w zmierzeniu się z trudnym losem, okłamując go, w gruncie rzeczy uciekamy od niego, i to nawet wtedy, gdy skądinąd troskliwie się nim zajmujemy. Nieskuteczność i okrucieństwo takiego okłamywania genialnie opisał Lew Tołstoj w noweli Śmierć Iwana Iljicza. Wszystkim, którzy stają wobec problemu: mówić czy nie mówić choremu, że dotycząca go diagnoza jest fatalna, a prognozy przygnębiające, serdecznie polecam lekturę tego przejmującego arcydzieła.

Jednak alternatywą nie jest mówienie prawdy. Trudna prawda, jeżeli zostanie przekazana bezdusznie i bez miłości zmienia się w kamień, którym można zabić w chorym wolę życia i wszelką nadzieję, a co za tym idzie – jego samego. Chory nie jest studentem medycyny ani nie przyjechał na sympozjum naukowe poświęcone SLA. To tam prawda o tej chorobie jest przekazywana na zimno – jako prawda ogólna, a ta (i dobra, i zła) niekoniecznie przecież musi się spełnić w każdym przebiegu choroby. Poza tym złą prawdę, kiedy staje się faktem, można – i powinno się – ocieplić mądrą troską o chorego, miłością, staraniem przynajmniej o łagodzenie tego, co w jego chorobie najtrudniejsze. Miłością można przecież istotnie zmienić przeżywanie przez pacjenta nawet najgorszej choroby.


«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...