Tylko bądź

To nie zasługa prowadzi do zjednoczenia z Bogiem. Jest dokładnie odwrotnie! Tylko nasze zjednoczenie z Bogiem, gdy zasług nie mamy, w słabości – nasza postawa zależności od Boga, potrzebowanie Go i oparcie się na Nim mogą nas doprowadzić do cudu przemiany moralnej. W drodze, 2/2009



Pewna osoba żyjąca od lat we Wspólnocie Błogosławieństw opowiadała mi o kazaniu, które słyszała gdzieś w Polsce. Gdy kapłan zaczął mówić, bardzo się ucieszyła (nawykła do polskiego tonu moralizującego), ponieważ nareszcie opowiadał o Jezusie – Przyjacielu, kochającym, przyjmującym i czułym. I nagle padło zasadnicze pytanie wywodu: „Czy zatem musisz te skarpetki przy świętej niedzieli uprać?

Skoro Bóg tak cię kocha, czy nie możesz powstrzymać się od tych czynności, które naruszają świętość Jego dnia?”. Jak się okazało, miłość Boża miała posłużyć wzbudzeniu większego poczucia winy, stała się narzędziem zranienia człowieka w celach pedagogicznych, zabrania wewnętrznej wolności kolejny raz. Ze słów o miłości Boga, które wygłosił, kapłan nie potrafił wyprowadzić innych wniosków, jak tylko presji i oskarżenia; purystyczny lęk przed praniem skarpetek wydawał mu się jedynym środkiem zbliżenia wiernych do Boga.

Myślę, że warto wsłuchać się w głosy osób krytykujących Kościół. Ich główny zarzut, z którym się często spotykam, to dominacja rozliczania z nakazów i zakazów, wpajania poczucia winy oraz wynikający z niego smutek.

Jan Paweł II, a wcześniej, z jego dużym udziałem II sobór watykański, wezwał Kościół do podjęcia rachunku sumienia, dotyczącego także teologii moralnej formującej pokolenia kaznodziei i spowiedników. Teolog Domu Papieskiego Wojciech Giertych OP pisze:

Jeżeli wielu wiernych postrzega dzisiaj Kościół przede wszystkim jako instytucję, która przypisuje sobie rolę wymuszania określonego postępowania moralnego, a penitenci nieraz uważają, że w konfesjonale mają się usprawiedliwiać ze swego postępowania i dlatego koniecznie tłumaczą się, podając okoliczności usprawiedliwiające i łagodzące ich odpowiedzialność moralną, jest to skutek braków w wykształceniu teologicznym, jakie otrzymywali księża.

Słabość jest wpisana w ludzką naturę; jesteśmy zranieni grzechem pierworodnym. Jednak specyfika dzisiejszych czasów jeszcze wzmaga tę naturalną słabość; odcinając się od punktów oparcia i biorąc w nawias dotychczasowe punkty odniesienia, czyni człowieka szczególnie kruchym. Za tę kruchość nie można go winić. I kryzys rodziny, i wychowanie często konsumpcyjne – rozpieszczające, relatywne, bezstresowe – wyprowadza dziś w świat dorosłe dzieci o głęboko pokaleczonej osobowości, kruche istoty pozbawione wzorów oraz depozytu wrażliwości na dobro i zło, często niemal niezdolne do zbudowania miłości.

Specyficzna sytuacja osoby, dzisiaj szczególnie bezbronnej i podatnej na upadki, domaga się duszpasterskiej odpowiedzi Kościoła. W obliczu kondycji człowieka współczesnego tym bardziej należy powrócić do ewangelicznego czystego źródła i do świętości niesprzecznej z naszą słabością, uwzględniającej tę słabość. Rozwój chrześcijaństwa zależy od przyjęcia człowieka takiego, jaki jest, w jego aktualnej kondycji. W przeciwnym razie pozostanie ofertą dla elit.

Zagadka sprzeczności w Jezusie

A jak na ludzką słabość reaguje Jezus? Postawa Jezusa w Ewangelii może wprawić w konsternację. Reaguje On tak naprawdę na dwa, paradoksalne sposoby.

Z jednej strony jest Nauczycielem, który rzeczywiście wymaga od nas, byśmy byli doskonali. Zwolennicy świętości rozumianej jako moralna doskonałość mogą powołać się na przesłanie starotestamentalne uwypuklające prawo, ale także na wiele słów samego Jezusa.





«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...