Zawsze śmieszyły mnie zawarte w wielu kobiecych pismach pseudostatystyki, z których wynikało, że prawie każdy mężczyzna zdradza przynajmniej raz swoją żonę, a co czwarta mężatka szuka pociechy w ramionach kochanka. Czy mogłam wtedy przypuszczać, że także mnie przyjdzie zweryfikować te tezy? Przewodnik Katolicki, 3 sierpnia 2008
Mąż zerwał zupełnie stosunki z tamtą kobietą, wkrótce nawet zmienił pracę. Ja natomiast poszłam za namową do drugiej już pani psycholog i postanowiłam „uzdrowić nasze małżeństwo poprzez wybaczenie”. Przestałam myśleć o rozwodzie i nieustannie wmawiałam sobie, że muszę wybaczyć, wyzbyć się pretensji i wyrzutów wobec męża, że wszystko będzie tak, jak kiedyś. Było to jednak bardzo powierzchowne, bo chociaż znowu wyglądaliśmy, jak kochająca się rodzina, to gdzieś w moim sercu nadal bolała rana.
Niestety po dwóch latach była kochanka męża odszukała go i zaczęła nas nękać. Okazało się nawet, że ten niesławny anonim był jej „dziełem” – tak bardzo chciała rozbić nasze małżeństwo. Moja nerwica znów wróciła, mąż też miał wyrzuty sumienia. Bałam się, że ta stresowa atmosfera przeniesie się na dzieci. Czy ten koszmar nigdy się nie skończy? Skoro dobry psycholog nie może nam pomóc, to kto? I dlaczego ta kobieta nie chce dać na spokoju?
Z takimi myślami żyłam na początku 2001 roku. Zaczął się Wielki Post. Jechałam do pracy tramwajem (samochód wcześniej sprzedaliśmy, żeby dokończyć budowę domu), a tu nagle komunikacja miejska stanęła kilka przystanków przed miejscem, w którym miałam wysiąść. Musiałam nadłożyć drogi i spiesząc się do pracy minęłam niewielki kościółek z czerwonej cegły pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny Wspomożycielki Wiernych. Weszłam do środka. Trwała akurat poranna Msza św. Taka cicha, z garstką wiernych zaledwie.
Pamiętam, że było akurat podniesienie. Padłam odruchowo na kolana i po prostu rozpłakałam się. Aż starsza pani z ławki przede mną odwróciła się zdziwiona. Odtąd kościół ten stał się moją przystanią niemal każdego poranka w tamtym Wielkim Poście. Dopiero tutaj powierzyłam Matce Bożej wszystkie moje troski, zmartwienia, a także sprawę naszego małżeństwa. Przed Wielkanocą przystąpiłam do najtrudniejszej w moim życiu i pierwszej od wielu lat spowiedzi. Wkrótce w moje ślady poszedł mąż. Nasze życie dopiero teraz zaczęło się zmieniać. Dopiero tam, w kościele, przed ołtarzem wybaczyłam mężowi naprawdę. Zrozumiałam też swoją słabość oraz fakt, że bez Boga i Jego łaski nie ma prawdziwego wybaczenia i uzdrowienia. Dziś z mężem i dziećmi, już znacznie starszymi i usamodzielniającymi się, jesteśmy szczęśliwą rodziną, a każdego roku, z mężem właśnie w kościele p.w. NMP Wspomożycielki Wiernych odnawiamy sobie „po cichu” nasze małżeńskie przyrzeczenia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.