Przebaczenie jest zwykle aktem jednorazowym. Mogę przebaczyć w moim sercu temu, kto wyrządził krzywdę mnie samemu lub tym, którzy stanowią część mojego własnego życia. Pojednanie jest natomiast procesem obustronnym. Wymaga, aby winowajca wyznał swoją winę i wyraził skruchę. Teologia Polityczna, 1/2003-2004
Nie jestem ekspertem w sprawach dotyczących rozliczeń z przeszłością. Tym bardziej nim nie jestem, jeżeli rozliczenia te są rozumiane wąsko jako próba powstrzymania wpływów „starych struktur” komunistycznych służb bezpieczeństwa. Mogę natomiast z perspektywy czeskiego doświadczenia powiedzieć jedno: mam poczucie, że właśnie pod tym względem „aksamitna rewolucja” pozostaje „rewolucją niedokończoną”. Jestem oczywiście szczęśliwy, że nasza rewolucja – o ile to określenie pasuje do przemian społecznych z początku lat dziewięćdziesiątych – nie miała „fazy jakobińskiej” i że przedstawiciele starego reżimu nie stali się ofiarami przemocy i zemsty. Pragnienie odwetu często uderza także w niewinnych – wiemy o tym doskonale chociażby z doświadczenia wielu krajów, także mojej ojczyzny, z czasu upadku nazistowskiego systemu. Po upadku dyktatury trzeba wybrać drogę między Scyllą i Charybdą. Trzeba uchronić się przed niebezpieczeństwem, jakim byłoby „polowanie na czarownice”, ale też uniknąć bagatelizowania winy.
Do tego drugiego przypadku doszło u nas w Czechach. O zbrodniach komunizmu mówi się w naszej debacie publicznej bardzo niewiele, a większość z nich pozostaje nieosądzona. Te nieliczne postępowania, które toczą się przed sądem, ciągną się latami i nie ma widoku na ich pozytywne zakończenie. Wprawdzie została przyjęta ustawa lustracyjna, która zabrania współpracownikom służby bezpieczeństwa pełnienia określonych funkcji publicznych, opublikowano nawet ich listę, ale główni funkcjonariusze starego reżimu pozostają praktycznie nietykalni. Wielu oficerów i współpracowników komunistycznej służby bezpieczeństwa nie może pełnić politycznych funkcji w administracji państwowej, jednak dzięki zdobytemu kapitałowi finansowemu, koneksjom i posiadanym informacjom szybko odzyskali znaczącą pozycję w sferze gospodarczej, skąd znów mogą wpływać na politykę i struktury władzy w państwie. Być może ta sytuacja daje im nawet większe możliwości realnego wpływu, niż dawałyby im funkcje polityczne. Nie nazwano rzeczy po imieniu. Nawet pojęcie chrześcijańskiego miłosierdzia zostało wypaczone na rzecz taniej Łaski, zapomnienia i wygodnego przemilczania prawdy. Nie wybrano bolesnej drogi prowadzącej do wyzdrowienia.
Przebaczenia nie odróżniano od pojednania. Tymczasem przebaczenie jest zwykle aktem jednorazowym. Mogę przebaczyć w moim sercu temu, kto wyrządził krzywdę mnie samemu lub tym, którzy stanowią część mojego własnego życia (co nie oznacza wszakże, że mogę wybaczać w imieniu innych). Takiego jednorazowego aktu przebaczenia mogę dokonać nawet wtedy, kiedy winowajca nie przyznaje się do swojej winy i kiedy nie oczekuje ode mnie żadnego gestu. Pojednanie jest natomiast procesem obustronnym. Wymaga przede wszystkim tego, aby winowajca wyznał swoją winę, wyraził skruchę i przeszedł wewnętrzny proces przemiany.
W tym procesie może on uzyskać pomoc od tych, którym wyrządził zło. Mogą oni przyjąć go, otworzyć dla niego przestrzeń publiczną, w której dojdzie do spotkania obu stron. Czasami zdarza się nawet, że ten, kto niesie w sobie doświadczenie winy i dokonuje przemiany, staje się kimś bardziej pozytywnym niż ci, którzy przynajmniej z pozoru „zachowali czyste ręce”.