Czy możliwy jest dialog wierzących z niewierzącymi? Tygodnik Powszechny, 11/2005
Krach ateizmu?
Zasadnicza teza Sochonia (właściwie należałoby pisać Gilsona-Sochonia) jest następująca (s. 27, s. 314): “Dowodzę - co tylko na pozór wydaje się paradoksalne - że ateizm filozoficzny nie istnieje. [...]. Wszystkie stawiane tutaj pytania i zarysowane na nie odpowiedzi mają na celu uzasadnienie stanowiska przeciwnego, które - afirmując istnienie Boga - przyjmuje konieczność, naturalnego dla człowieka faktu religii”. “Na główne pytanie tej książki, czy ateizm filozoficzny jest w ogóle możliwy, należy [...] odpowiedzieć negatywnie. Badając różne stanowiska filozoficzne nie sposób znaleźć umotywowane racje przemawiające za koniecznością przyjęcia ateizmu”. Sochoń nie zaprzecza, że są ateiści, tj. tacy, którzy negują istnienie Boga. Czynią to jednak na zasadzie osobistej wiary, zaangażowania osobistego i praktycznego lub w trakcie realizacji jakiejś utopii politycznej. Wszelako, jak to wynika z przytoczonych ustępów, nie ma ateizmu filozoficznego, tj. stanowiska (systemu) teoretycznego odrzucającego pojęcie Boga. Owo odrzucenie może polegać na usunięciu pojęcia Boga (np. Heidegger) lub głoszeniu “śmierci Boga” (np. Nietzsche, Sartre). Nie ma jednak za sobą racji filozoficznych i sprowadza się do aktu wyboru, dyktowanego wyżej wymienionymi motywami.
Rozwinięcie tych tez i argumentów na ich rzecz podawanych przez Sochonia można przedstawić następująco. Po pierwsze, już wstępna afirmacja rzeczywistości skierowuje człowieka ku Bogu. Dokładniej (s. 313): “Istnieje pewien rodzaj spontanicznego wnioskowania, dzięki któremu każdy człowiek w warunkach swej naturalnej obecności dochodzi do pojęcia transcendentalnego bytu, który w języku religijnym nazywa się Bogiem”. Aczkolwiek wnioskowanie to jest, jak Sochoń zauważa, dalekie od “techniki logicznej”, jego prawomocność gwarantuje egzystencjalna metafizyka tomistyczna (czyli filozofia klasyczna), albowiem istnienie Boga ma swą rację w fakcie istnienia świata, a ten (s. 90) “jest, po prostu, zauważalny bezpośrednio, w naocznej oczywistości”. Jeśli zatem ateizm byłby trafny, to jego obrońcy miast oczekiwać od teistów dowodów na istnienie Boga, sami winni objaśnić “szeroko rozpowszechniony fakt występowania pojęcia Boga oraz wiary w Jego istnienie”. W tej perspektywie argumenty za istnieniem Boga nie mogą być oceniane z czysto logicznego punktu widzenia, bo są to dowody metafizyczne, przekraczające (s. 155) “obszar określony logiką bądź syntaktyką systemu językowego”. Jest to zresztą jedyna droga dowodzenia.
Po drugie, pojęcie Boga jest nierozdzielne od pojęcia Jego istnienia. Rozważania wokół istnienia są decydujące i prowadzą do wniosku, że wszystko poza Bogiem istnieje tylko przez partycypację. Jest to ważne, ponieważ (s. 306): “Dzięki temu otrzymujemy najsilniejszą stronę teizmu - istnienie, choć pozbawione treści, dostępne poprzez akt sądu. Stąd docierając do »prawdy rzeczy«, polegającej na zgodności intelektu z rzeczą, intelekt dosięga aktu, który jest jego przyczyną, jako że sprawia, że jest. Właśnie ten akt zostanie nazwany Bogiem. Istnienie zatem dogłębnie przenika rzeczywistość i trudno sobie wyobrazić rozważania dotyczące Boga przy założeniu, że On nie istnieje”. A więc, wbrew dość powszechnym potocznym mniemaniom, to właśnie nieistnienie Boga jest problemem, a nie Jego istnienie. Okoliczność ta powoduje, że ateizm jest niemożliwy, a nawet go nie ma (ss. 309-310): “Ateiści nie mogą więc odrzucić pojęcia Boga, gdyż musieliby odrzucić pojęcie bytu, co oczywiście nie jest możliwe. Równałoby się bowiem zniesieniu metafizyki i przejściu do porządku sztuki, literatury, światopoglądu, gdzie nie liczą się uzasadnienia, ale przekonania. Przy zachowaniu zatem metafizyki, umożliwiającej kontemplację rzeczy naturalnych, ateizm staje się faktem całkowicie absurdalnym i właściwie nie może istnieć jako wniosek”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.