Nie należy pytać, kto zabiera nam nasze dzieci, tylko dlaczego one nie chcą być zabrane. Tygodnik Powszechny, 27 stycznia 2008
Czy to polska specyfika?
Nie. Raczej krajów katolickich niż protestanckich. Jakby katolicy w większym stopniu żywili przekonanie, że świat jest groźny i nieobliczalny, więc im później dziecko się z nim skonfrontuje, tym lepiej. Protestanci ufniej patrzą w przyszłość.
Podczas licznych podróży miałem okazję zaobserwować, jak to wygląda w praktyce. Idzie na przykład ulicą matka z synkiem w Polsce albo we Włoszech, dostrzega w kiosku tzw. pisemka. I co robi? Stara się zasłonić dzieciakowi oczy, odwrócić uwagę. W krajach protestanckich podnosi alarm, że te fotosy są na wystawie, domaga się, żeby je usunąć na tylne półki. Słowem, pierwsza zachowa się bardziej asekuracyjnie, druga bardziej aktywnie.
Ale czemu młodzi nie chcą wyfruwać?
Bo trudniej stanąć na własnych nogach, świat idzie w złym kierunku. Coraz mniej jest takich płatnych zajęć, które, powiedzmy, osiemnastolatkowi pozwolą się uczyć, utrzymać i zamieszkać w oddzielnym mieszkaniu – a przecież przeniesienie się do własnego gniazda jest elementarnym kryterium dorosłości. Czy pani wie, co wynika z międzynarodowych badań? Że największymi liberałami są czternastolatkowie. Ale już po trzech, czterech latach orientują się, że życie na własny rachunek wymaga wielkiego zachodu, i w większości opowiadają się już za państwem socjalnym, etatystycznym. Ten sam lęk przed usamodzielnieniem sprawia, że metrykalnie dojrzali, niechętnie angażują się w stałe związki. I nawet jeśli się z kimś wiążą, to częściej umową cywilną niż ślubem kościelnym, bo kontrakt łatwiej rozwiązać. Dlatego powinniśmy tak urządzić świat, żeby nasze dzieci chciały być zabrane. Pod pewnym względem to zadanie staje się szczególnie pilne w Polsce.
Dlaczego?
Ponieważ kolejne badania pokazują, że w porównaniu z młodzieżą Europy Zachodniej, u nas częściej spędza się wolny czas w domu, a nie z rówieśnikami. W tamtych społeczeństwach dzieci bardzo szybko wynoszą się z orbity oddziaływania rodziców, nawet jeśli wciąż dzielą z nimi wspólny dach. U nas młodzi ludzie chętniej deklarują, że lubią sprzątać mieszkanie, podczas gdy ich koledzy z Paryża czy Amsterdamu spotykać się z przyjaciółmi w pubie.
Czy nie dlatego, że nasi są biedniejsi? Gdyby mieli na pizzę i piwo w restauracji, pewnie by odkurzacz porzucili.
Owszem. Nasze dzieci są bardziej domowe przede wszystkim dlatego, że wymusza to na nich rzeczywistość.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.