Dla mieszkańców bośniackiej stolicy Radovan Karadžić to potwór. Mówiąc o nim, nawet nie wymieniają jego nazwiska. Gdyby zależało to od nich, Karadžić nie zostałby wydany do żadnej Hagi, ale stracony od razu tutaj, w Sarajewie. Tygodnik Powszechny, 3 sierpnia 2008
W styczniu 1992 r., po ogłoszeniu w Bośni tzw. republiki narodu serbskiego (później została ona przemianowana na Republikę Serbską), Karadžić został wybrany na pierwszego prezydenta tej samozwańczej jednostki. W maju 1992 r. z Pala, małego miasteczka graniczącego z Sarajewem, rozpoczął realizację swojej decyzji o uformowaniu własnych sił zbrojnych – przez przejęcie kadr i sprzętu z JNA, Jugosłowiańskiej Armii Narodowej.
Wkrótce potem rozpoczął 43-miesięczne oblężenie Sarajewa.
Irma: – Pamiętam początek wojny. 2 maja 1992 r. przygotowywałam obiad, mąż z 10-letnią córką Mają poszedł na spacer. Nagle usłyszałam pojedyncze strzały. Zaniepokoiłam się, wiedziałam, że na Grbavicy już są barykady, że coś się dzieje. Zanim mój Edim i Maja wrócili, spadły pierwsze pociski. Mieszkamy w centrum, obok instytucji państwowych, w które z góry, z Trebevicia, celowali Serbowie.
Z okien wyleciały szyby. Irma z mężem położyli się na podłodze, osłaniając Maję. Ostrzał był tak silny, że nie mogli wstać, by przejść do piwnicy. Ten dzień był początkiem koszmaru. – Szybko zabrakło wody, prądu, telefonu. Nie mogłam się skontaktować z rodzicami. Mieszkali w innej części miasta, nie byłam pewna, czy żyją – Irma przerywa, zamyślona patrzy na deszcz.
– Przepraszam, że tak się wzruszam – wraca do teraźniejszości. – Ale to ciężkie wspomnienia. Nauczyłam się piec chleb, robić majonez bez jajek, zupę z niczego. Najbardziej drżałam o Maję. Ona w czasie ostrzału w schronie była biała, usta miała sine ze strachu. W mieszkaniu zainstalowaliśmy prowizoryczne barykady, miejsca do spania były ochronione. I ciężko było przemieszczać się po mieście, skakaliśmy jak zające, snajperzy trzymali ulice na muszce.
W lipcu 1993 r. koleżanki i koledzy Mai zginęli podczas zabawy na ulicy. W sierpniu umarł ojciec. Załamała się.
Miała polski paszport. Mąż załatwił dla niej i dla córki przelot wojskowym samolotem do Splitu (już w Chorwacji, nad Adriatykiem), a stamtąd do Polski. Matka stwierdziła, że starych drzew się nie przesadza, i została w Sarajewie.
Irma: – Dotarłam do rodziny we Wrocławiu. Miasto mi pomogło, dostałam mieszkanie i pracę. Ale do końca wojny drżałam, oglądając wiadomości z Sarajewa. Nie mogłam się skontaktować z Edimem, nie wiedziałam, co z mamą, z przyjaciółmi. Za to wszystko odpowiedzialny jest ten zbrodniarz. W samym Sarajewie zginęło 14 tys. ludzi, w tym półtora tysiąca dzieci. Zginął brat męża, wielu znajomych, sąsiadów. A ile zostało kalek, bez rąk, bez nóg, albo psychicznie chorych...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.