Manipulacja w trzech aktach

Wyznanie Czesława Kiszczaka – który twierdzi dziś, że jako szef MSW kazał podwładnym fałszować esbecką dokumentację – robi wrażenie powstałego na zamówienie polityczne. To kolejny etap w zakłamywaniu dyskusji o PRL. Tygodnik Powszechny, 18 stycznia 2009


Faza trzecia zaczęła się niedawno – wraz z oświadczeniem gen. Czesława Kiszczaka, w którym były szef MSW stwierdził, że w 1982 r. formalnie nakazał podwładnym przenoszenie informacji z technicznych źródeł informacji do donosów tajnych współpracowników. Kiszczak oświadczył m.in.: „Kluczowy był zapis Decyzji [z 15 stycznia 1982 r. – RG]: »Informacje uzyskane środkami pracy ‘B’, ‘T’, ‘W’ można włączyć do spraw operacyjnych tylko w tak przetworzonej postaci, aby nie zaprzepaścić ich wartości operacyjnych, a jednocześnie całkowicie zakonspirować źródło ich pochodzenia«” (cytat za „Gazetą Wyborczą”).

W tym, „kluczowym” zdaniem Kiszczaka, fragmencie jego ministerialnej decyzji nie ma jednak słowa na temat „przesuwania źródeł” (przypisywania informacji z technicznych źródeł tajnym współpracownikom). Nie ma też na ten temat wzmianki w pozostałych fragmentach tego dokumentu ani w dwóch innych dokumentach, na które Kiszczak się powołuje (zarządzeniu z 27 grudnia 1979 r. i zarządzeniu z 17 lutego 1982 r.). Kto nie wierzy, niech przeczyta te trzy dokumenty (opublikował je „Biuletyn IPN”, nr 5/2006).

Załóżmy jednak, że Kiszczak mówi prawdę, i zastanówmy się, jak by wyglądał donos po takim „przesunięciu źródeł”. SB dokumentowała operacyjnie te same wydarzenia z różnych punktów widzenia. Określone wydarzenie widziane oczyma tajnego współpracownika zawarte było w jego donosie („doniesieniu”, wedle esbeckiej nomenklatury) i było zwykle narracją jako tako zrozumiałą nawet dla postronnego czytelnika.

To samo wydarzenie opisane na podstawie podsłuchu robiło zgoła inne wrażenie, bo w tym opisie roiło się od białych plam w rodzaju „głos nieznanego mi mężczyzny powiedział, że...”. Automatyczne wpisanie notatek z podsłuchu do donosu nie było możliwe do przeprowadzenia tak, by zatrzeć tę różnicę poetyk i pewien deficyt wiedzy ogólnej u źródła technicznego (na ogół niewystępujący u źródła osobowego). Z kolei, gdyby się jednak taką operację udało przeprowadzić bez zostawiania śladów fałszerstwa, ogromnie utrudniałoby to pracę samej SB.

Praca z agenturą była prowadzona systematycznie, tajni współpracownicy byli permanentnie oceniani przez samych oficerów prowadzących i ich zwierzchników, bo chodziło o to, by zwiększać ich przydatność dla SB, a co najmniej nie dopuścić do jej zmniejszenia. Gdyby zatem to hipotetyczne fałszerstwo zostało pomyślnie przeprowadzone, to SB pozbawiłaby się sama możliwości rzetelnego monitorowania pracy agentury. Z tego wniosek, że nic takiego nie istniało.

Kiszczak twierdzi, że powodem wspomnianych decyzji była obawa kierownictwa MSW przed przeniknięciem do SB zwolenników Solidarności. Wolne żarty! NSZZ „Solidarność” Milicji Obywatelskiej, który ledwie zakiełkował przed 13 grudnia 1981 r., po wprowadzeniu stanu wojennego został spacyfikowany. Wizja zagnieżdżenia się zwolenników Solidarności w SB w roku 1982 jest księżycowa. Jeden Adam Hołysz nie czyni wiosny.

Jest wreszcie kwestia hierarchii zagrożeń na wypadek dekonspiracji. Jeśli coś należało chronić przede wszystkim, to agenturę, a nie „technikę”. Nie z powodu chrześcijańskiego personalizmu Kiszczaka, ale z tej racji, że agentura była – odwrotnie niż twierdzi dziś Kiszczak – znacznie cenniejszym źródłem informacji niż „technika”. Była też narzędziem oddziaływania na opozycję, a „technika” ze zrozumiałych powodów – nie.

Oświadczenie Kiszczaka robi wrażenie powstałego na polityczne zamówienie. Czy może być argumentem w dzisiejszych sporach o PRL? Tylko o tyle, o ile towarzyszyć im będzie gruntowna ignorancja co do metod pracy aparatu przemocy.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...