W Kościele debaty toczy się przed wyborami. Przewodniczący został wybrany i innego nie będzie. Przyjmujemy go i będziemy go wspierali. Nie zawsze będzie łatwo Tygodnik Powszechny, 15 marca 2009
Na wynik tych wyborów czekano niemal jak na biały dym na konklawe. Co prawda przed warszawską Sistiną na Skwerze kard. Stefana Wyszyńskiego nie zgromadziły się tłumy, a jedynie wytrwale pikietowała grupa kilkunastu osób z absurdalnymi transparentami, śpiewających religijne pieśni, zaś między śpiewami obrzucających nielubiane postacie obelgami. Ot, taki polski folklor para-religijny.
Spekulacje na temat ewentualnych kandydatów były wyrazem tęsknoty za określonym kształtem obecności Kościoła w życiu publicznym. Każdy z faworytów stanowił „ikonę” innego jej rozumienia, a zainteresowanie mediów dowodzi, że jest to sprawa dla Polaków ważna.
Oczekiwania były jednak nieco na wyrost. Ziemskie oblicze Kościoła nie zależy od przewodniczącego Konferencji Episkopatu, ale od nas, którzy jesteśmy Kościołem: ochrzczonych świeckich, rodzin, zakonników i zakonnic, księży, biskupów, kardynałów.
Z urzędem przewodniczącego nie jest związana władza nad innymi biskupami (piszemy o tym na kolejnych stronach). Każdy ordynariusz jest zależny od Stolicy Apostolskiej, przewodniczący zaś jest w istocie koordynatorem prac Konferencji, reprezentuje ją na zewnątrz, zwołuje zebranie plenarne i Radę Stałą, zaprasza na zebrania inne osoby (w dniu wyborów takim gościem był twórca ruchu neokatechumenalnego Kiko Arguello), przesyła sprawozdania i inne dokumenty Konferencji do Stolicy Apostolskiej.
Prezydium Konferencji (przewodniczący, zastępca i sekretarz) może w szczególnych przypadkach, kiedy wymaga tego dobro Kościoła albo wiernych, zgodnie z przynajmniej domniemaną opinią pozostałych biskupów, zająć stanowisko w sprawach publicznych. Prezydium proponuje również (nie wyznacza!) kandydatów na funkcje wewnątrz Konferencji. Tak więc przewodniczącego Konferencji Episkopatu nie należy uważać za szefa pozostałych biskupów.
Taka jest wizja prawna, jednak wybór tego, a nie innego przewodniczącego jest wyrazem dominującego w Episkopacie ducha. Przewodniczący niewątpliwie nadaje styl funkcjonowaniu Konferencji i wyznacza, a przynajmniej sugeruje priorytety jej zaangażowań. Od niego w znacznym stopniu zależy materia obrad zgromadzenia, on ma wpływ na tematykę i język listów pasterskich.
Reelekcja arcybiskupa Michalika jest wymowna. Mówi, że w ocenie większości biskupów funkcjonowanie Kościoła-instytucji było w ciągu ostatnich pięciu lat satysfakcjonujące i że żadne wyraźne zmiany potrzebne nie są, a takie by niewątpliwie nastąpiły w przypadku wyboru np. arcybiskupów Kazimierza Nycza albo Sławoja Leszka Głodzia. Sam arcybiskup Michalik wyznał, że był przekonany, iż czas – jak powiedział dziennikarzom – „wszystko zmienić”, i chciał się wycofać. Jednak, czując się zobligowany wolą większości, decyzję zmienił i pozostał na stanowisku.
W Kościele debaty i spory toczy się przed wyborami, nie ma zwyczaju komentowania osoby wybranej władzy. Przewodniczący został wybrany i innego przez najbliższe 5 lat nie będzie. Przyjmujemy go i będziemy go wspierali.
Nie zawsze będzie łatwo. Arcybiskup przemyski ma klarowną wizję świata, Kościoła i wzajemnych między tymi rzeczywistościami relacji. Nie kryje, że „Tygodnik Powszechny” uważa za szkodliwy, a jako ideał katolickich mediów wskazuje Radio Maryja i tygodnik „Niedziela”. Poglądy w sprawie lustracji wyjaśniał zaraz po wyborze dziennikarzom. Konkluzja wywodu brzmiała mniej więcej tak, że lustracja księży niczemu dobremu nie służy.
Nie ma obowiązku dzielenia z Przewodniczącym jego poglądów, których zresztą on sam nie narzuca. Będzie banałem stwierdzenie, że Kościół w Polsce stoi dziś w obliczu trudnych wyzwań. Kościół, a więc my wszyscy: wierzący członkowie Kościoła. Na pytanie, co trzeba zmienić w Kościele, Matka Teresa odpowiedziała pytającemu: mnie i ciebie. O przewodniczącym Konferencji Episkopatu nie wspomniała.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.