Katolicy we mgle

Dlaczego jedne kościoły pękają w szwach, inne zieją pustką? Dlaczego wokół o. Góry zbierają się tysiące młodych ludzi, a o. Kłoczowski nie czyta z ambony listów Episkopatu? Jeśli zatrzymać się na poziomie deklaracji, powstaje obraz idylliczny. Spróbujmy zejść głębiej Tygodnik Powszechny, 15 marca 2009


W ocenie rozmówcy „TP” tematy prac doktorskich i habilitacyjnych pokazują, że w Polsce panuje teologia, która wyważa dawno otwarte drzwi. Brak prawdziwych sporów (jedyny znaczący dotyczył poglądów ks. Wacława Hryniewicza na temat nadziei zbawienia dla wszystkich) sprawia, że źródło zamiast tryskać z mocą, leniwie sączy się ze skały. – A nie trzeba wiele – zapewnia teolog. – Okazją do dyskusji były np. film „Pasja” czy zdjęcie ekskomuniki z lefebrystów. Prawdziwe pytania znikły zasypane tematami zastępczymi: okrucieństwem na ekranie albo antysemityzmem biskupa.

Zdaniem Pawła Milcarka charakterystyczna dla Episkopatu Polski jest łączność z Rzymem. – To szczególnie ważne, ponieważ po odejściu Jana Pawła II trzeba było odbudować więź z papieżem na płaszczyźnie religijnej, a nie tylko sentymentalnej – mówi publicysta „Christianitas”. Wskazuje, że niektóre episkopaty zachodnie miewały odruchy „ucieczki od Rzymu” przy kontrowersyjnych, jak je określały media, dokumentach, w Polsce zaś tradycja „rzymskości” katolicyzmu została podtrzymana.

Język

Wielu naszych rozmówców twierdzi, że polskie kaznodziejstwo charakteryzuje mentalność oblężonej twierdzy. Można odnieść wrażenie, że Kościół buduje tożsamość przez bycie opozycją, a nie – bycie propozycją.

W jaki więc sposób przekazywane jest Słowo? Wilkanowicz uważa, że najważniejsze jest połączenie dbałości wypowiadania słów w liturgii z „ludzkim językiem” kazań. Pac wskazuje na zaskakujące zjawisko: – Znam kościół, w którym księża mówią „po ludzku”, a młodzi świeccy układają modlitwę wiernych w kościelnej nowomowie.

Trudności z komunikowaniem się między Kościołem hierarchicznym i świeckimi są znaczące. Czkawką odbija się niepełne odrobienie lekcji soborowej. Była nadzieja, że straty nadrobimy dzięki II Synodowi Plenarnemu, podczas którego świeccy mieli wpływ na powstający program duszpasterski. O synod, który miał wprowadzić w życie reformy soborowe, zwracał się do prymasa Wyszyńskiego kard. Wojtyła w roku 1971.

Nie czekając na decyzję, sam rozpoczął Synod Krakowski: przez 7 lat pracowało blisko 500 zespołów studyjnych. Wojtyła miał wyczucie, bo decyzja o synodzie plenarnym zapadła dopiero w 1987 r. Jarosław Gowin w książce „Kościół w czasach wolności” stwierdza, że była to zaprzepaszczona szansa: działania szybko stały się pozorne, a rezultaty prac nie miały większego znaczenia.

Na brak konsekwentnie realizowanego ogólnopolskiego programu duszpasterskiego zwraca uwagę Grzegorz Górny. – Pozostawienie kluczowych rozwiązań do wyłącznego rozstrzygania na poziomie diecezji nie okazało się rozwiązaniem najlepszym – mówi naczelny „Frondy”. – Kiedy taki program realizowano za czasów prymasa Wyszyńskiego, świadomość religijna świeckich i księży była wyższa.

Pozycja świeckich wciąż się więc nie ustabilizowała: spychani są głównie do uczestnictwa w ruchach parafialnych, brakuje zachęty do prawdziwej ewangelizacji. „Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle” – głosi przysłowie. W soborowej konstytucji „Lumen gentium” padają słowa nieco podobne: „Ludzie świeccy szczególnie powołani są do tego, aby czynić obecnym i aktywnym Kościół w takich miejscach i w takich okolicznościach, gdzie jedynie przy ich pomocy stać się on może solą ziemi”.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...