Ostatnie dziesięciolecia pokazały, że potrafimy być bardzo pragmatyczni. Wcale nie jesteśmy romantykami. Bardziej od romantyzmu cechuje nas indywidualizm, chociaż zabarwiony skłonnościami do cwaniactwa i nieobliczalności. Tygodnik Powszechny, 7 lutego 2010
Jeżeli chodzi o społeczeństwo, to w większym stopniu niż polityczny cechuje nas konserwatyzm obyczajowy, jeśli weźmie się pod uwagę stosunek do homoseksualizmu czy zdrady małżeńskiej. Z drugiej strony zwiększa się akceptacja dla aborcji, rośnie liczba związków pozamałżeńskich – już co piąte dziecko rodzi się w takim związku. Z badań wynika, że – podobnie jak większość społeczeństw postkomunistycznych – mamy niechętny stosunek do praw gejów i lesbijek. Zresztą największa wrogość wobec homoseksualizmu panuje w Rosji i na Ukrainie, co wiązałbym z utrzymywaniem się restrykcyjnej moralności komunistycznej. Oczywiście najbardziej liberalni są w Europie Skandynawowie, a zwłaszcza Duńczycy.
Skąd u nas to przywiązanie do tradycyjnej obyczajowości?
Należałoby zacząć od kształtu struktury społecznej. Wciąż spory odsetek Polaków (8-9 proc.) to chłopi – bastion tradycyjnych postaw w stosunku do wielu kwestii. W Europie tylko Grecja ma większy odsetek rolników. Ważniejsze jest to, że znacznie większy odsetek (ok. 25 proc.) jest pochodzenia chłopskiego, jeszcze więcej miało dziadków na wsi itd. Społeczeństwem chłopskim przestajemy być bardzo powoli.
No tak, ale polscy politycy konserwatywni raczej pochodzą z miast i rozczytują się w anglosaskich filozofach. Czy ich sojusz z rolnikami i odwoływanie się do ich tradycji nie są trochę egzotyczne?
Jeżeli kryterium „egzotyczności” jest odmienność interesów (ekonomicznych, politycznych, itd.), to oczywiście sojusze między inteligencją a klasami niższymi trącą egzotyką. Nawiasem mówiąc, chyba ma pan na myśli raczej deklaracje polityków niż ich faktyczne sympatie. Dlatego elektorat PiS z lat 2005-07 nie był trwały. Zresztą (znów odwołuję się do badań), zawsze był on zdominowany przez robotników i chłopów. Swoją drogą, innym przykładem egzotycznego sojuszu była Solidarność z lat 1980-81, bo łączyła kategorie społeczne o różnych interesach, co w końcu musiało się skończyć rozpadem.
Dekadę temu mieliśmy prezydenta agnostyka, premiera ewangelika, szefem MSZ był Żyd, a najlepszy piłkarz – Murzynem. Dziś sytuacja jest bardziej jednowymiarowa – prezydent to Polak-katolik, premier też Polak-katolik, choć „po przejściach”. Czy to przypadek, czy znak czasu?
Raczej przypadek. Obecny prezydent został wybrany w szczególnym momencie historii, gdy społeczeństwo odrzuciło ekipę kojarzoną stereotypowo z lewicą, ale nie z powodów światopoglądowych, tylko w wyniku zniechęcenia do afer z udziałem SLD. Zauważmy, że Lech Kaczyński został wybrany nie jakąś ogromną przewagą i – po drugie – że jednak w 2007 r. PiS przegrało, w wyniku zanegowania jego polityki przez młodsze pokolenie. Ludzie młodzi odrzucili tę formację, bo nie chcieli Polski odizolowanej od Zachodu i postrzeganej jako nienowoczesna. Opowiedzieli się za orientacją proeuropejską i za otwartością na świat. Jest zwiastun modernizacji, a nie regresu. Ciężko więc tu mówić o jakimś zwrocie w kierunku konserwatyzmu.
Poparli PO, której lider, będąc już premierem, mówił o pedofilach, że to nie ludzie. Czy jednak nie grozi nam wzrost nastrojów „anty”?
Dobrze byłoby wiedzieć, czy wynika to z jakiejś (zaleconej mu) polityki medialnej, czy cech osobowości. Stawiałbym na to pierwsze, czyli na wzrost przekonania – podzielanego przez dużą część społeczeństwa – że miękka demokracja, która dominowała we wcześniejszym okresie (u nas w latach 90.), jest nieskuteczna i do rządzenia potrzebne są silne, zdecydowane osobowości. Byłaby dość ponurą prognoza zapowiadająca powrót do lat 20. XX wieku w Europie. Zresztą zgodna z teoriami Pitirima Sorokina (jednego z twórców socjologii), który twierdził, że społeczeństwa rozwijają się cyklicznie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.