Błędem jest myślenie, że dopóki tropu nie zwietrzyli dziennikarze – problem nie istnieje. Rozwiązywanie problemów Kościoła nie musi dokonywać się przed kamerami. Wystarczy, że w porę zadziałają mechanizmy wewnętrzne, które wygrają z układami koleżeńskimi i zwykłym strachem przed utratą pobożnego „image’u”. Znak, 4/2007
Przypadek Chur to pretekst do dyskusji nad kościelną polityką personalną. Ks. Haas został mianowany biskupem bez porozumienia z tamtejszą kapitułą katedralną. Czy hierarcha mianowany arbitralnie, może być dobrym pasterzem całej wspólnoty? Czy bardziej wnikliwe wsłuchiwanie się w głos ludu (nawet jeśli odbiega od tradycyjnej linii Kościoła) i analiza jego potrzeb nie pozwoliłyby uniknąć niepotrzebnych spięć?
Zarządzanie kryzysowe przydaje się Kościołowi także w zmaganiach z trudną przeszłością, o czym przekonał się Kościół w Polsce „po 7 stycznia”. Przy tej okazji warto przywołać casus Czech, gdzie lustracja duchowieństwa miała podobnie jak u nas dramatyczny przebieg. Ale rozliczenie z przeszłością wydawało się tu trudniejsze niż w Polsce: w komunistycznych Czechach istniały de facto dwa Kościoły: oficjalny – kontrolowany przez państwo, w którym współpraca duchownych z SB była na porządku dziennym, i podziemny – prześladowany. Po 1989 roku Kościół stanął przed trudnym zadaniem: chodziło o to, żeby zażegnać podziały wewnętrzne i próby oceniania jednych duchownych przez drugich. Poradził sobie z tym, dobitnie podkreślając jedność. Pierwszym krokiem była pokutna pielgrzymka księży, także biskupów. Padły też słowa przeprosin za czyny niektórych duchownych w czasach komunistycznych. I już na początku lat dziewięćdziesiątych dokonano dyskretnych zmian kadrowych. Księży, którzy w przeszłości kolaborowali, usunięto z eksponowanych stanowisk – dotyczyło to przede wszystkim proboszczów i pracowników kurii biskupich.
Kardynał Miloslav Vlk podkreślał, że na apele o wyznanie win odpowiedziało ponad 40 księży. Ponieśli oni stosowne konsekwencje. Zażegnało to problemy jedynie częściowo: gdy w 1991 roku opublikowano w Czechach odpowiednik naszej listy Wildsteina, znaleźli się na niej także duchowni. Niektórzy wszczęli procesy, by odzyskać dobre imię. Ale spory toczą się do dziś, między innymi na temat biskupa opawsko-ostrawskiego Franciszka Lobkowicza. Prawicowi publicyści zarzucają mu, że nie tylko podpisał zobowiązanie do współpracy, ale aktywnie współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa. On sam odpiera zarzuty. A jego proces trwa już kilkanaście lat.
Jakie wnioski płyną z tego niewesołego kalejdoskopu bolączek Kościoła? Primo – zabrzmi to jak truizm, który warto jednak powtarzać jak mantrę – tuszowanie bolesnych spraw zwykle kończy się katastrofą: podskórny wrzód pęcznieje i prędzej czy później pęka. Konsekwencje bywają bolesne: po sprawie kard. Groëra z austriackiego Kościoła masowo odchodzili wierni. A sami pokrzywdzeni cierpią podwójnie: lekceważenie ich sygnałów, brak szybkiej reakcji sprawia, że narasta w nich gorycz i podejrzliwość w stosunku do struktur kościelnych.
Secundo, zmiany personalne wpływają zbawiennie na atmosferę w poranionych wspólnotach Kościoła. Trzeba jednak dokonywać ich z wyczuciem, by zamiast uleczyć, nie pogorszyć sytuacji.
Tertio, błędem jest myślenie, że dopóki tropu nie zwietrzyli dziennikarze – problem nie istnieje. Prędzej czy później bowiem to następuje, a wtedy oskarżenia mediów o pogoń za sensacją brzmią jak płacz nad rozlanym mlekiem. Bo rozwiązywanie problemów Kościoła nie musi dokonywać się przed kamerami. Wystarczy, że w porę zadziałają mechanizmy wewnętrzne, które wygrają z układami koleżeńskimi i zwykłym strachem przed utratą pobożnego „image’u”. Nie udało się to w Polsce, w sprawie arcybiskupa Paetza: episkopat przez długi czas pozostawał głuchy na apele poważanych poznańskich księży. Papieża o sprawie poinformował jeden z jego przyjaciół z Polski.
O tym, jak ważną rolę odgrywa dobra komunikacja, wymownie świadczy postawa biskupa Künga, który wizytował seminarium w St. Pölten. Apelując o wszelkie sygnały o nieprawidłowościach, natychmiast udostępnił swój numer telefonu komórkowego i adres mailowy. Jednakże większa przejrzystość w obrębie samego Kościoła wymaga głębszych zmian, już w formacji kleryków. Dlatego niewątpliwie kanały komunikacyjne w wielu seminariach duchownych powinny być przewietrzone. Przyszli księża nie mogą być wychowywani w duchu oblężonej twierdzy, w której każdą skazę trzeba przykryć grubą warstwą milczenia.
***
KATARZYNA WIŚNIEWSKA - ur. 1979, dziennikarka „Gazety Wyborczej”. Wcześniej publikowałą m.in. w „Tygodniku Powszechnym”.
«« |
« |
1
|
2
|
3
|
» | »»