Dałoby się wymienić kilka powodów, dla których warto zapoznać czytelnika z pracą Anny Bikont i Joanny Szczęsnej. Ale jest też co najmniej jeden, który może powstrzymywać pióro recenzenta – to emocje, jakie wzbudza Lawina i kamienie. Trzeba się opowiedzieć „za” lub „przeciw”. Znak, 7-8/2007
Trzeba to powiedzieć jasno i dobitnie: dyskusja wokół postaw elit literackich i intelektualnych wobec komunizmu nigdy nie będzie wolna od emocji. Jeśli jednak uświadomimy sobie ten prosty fakt, może uda nam się ostudzić nieco nasze serca i spróbować spojrzeć chłodniej na sprawę. W tym przypadku bowiem nie wierzę w bezstronność. Zbyt wiele tu zmiennych sprawiających, że uczucia biorą niekiedy górę nad rozumem. Podobnie jak Bikont i Szczęsna nie zaliczam się do zwolenników Czerwonej mszy Bogdana Urbankowskiego. I nie chodzi tylko o formułowane tam tezy, ale o specyficzną retorykę, ton i sposób dowodzenia. To publicystyka w wydaniu, którego nie jestem w stanie zaakceptować. Mimo iż autorkom Lawiny i kamieni daleko do napastliwego języka Czerwonej mszy, to niestety nie udało im się do końca zachować wyważonego i eleganckiego wywodu unikającego argumentum ad personam. Mam na myśli biograficzne uszczypliwości pod adresem Trznadla, z którym można się nie zgadzać, ale któremu trzeba przyznać – tak jak i innym bohaterom tej książki – prawo do błędów młodości.
aktualna ocena | 3,0 |
głosujących | 8 |
Ocena |
bardzo słabe
|
słabe
|
średnie
|
dobre
|
super