On wziął na siebie nasze grzechy

Odkąd stało sie to, co stało się w życiu, śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa, nikt już nie jest sam ze swoim nieszczęściem. Nie ma już cudzej, obojętnej, bezpańskiej winy, podobnie jak nie ma cudzego, obojętnego, bezpańskiego cierpienia. Zeszyty Karmelitańskie, 4/2006





Św. Jan daje nam zatem w tym krótkim tekście znak – symbol, w którym wyraża się zasada rozumienia świata, w którym żyjemy. Można ja sformułować tak: Odkąd stało się to, co stało się w życiu, śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa, nikt już nie jest sam ze swoim nieszczęściem. Nie ma już cudzej, obojętnej, bezpańskiej winy, podobnie jak nie ma cudzego, obojętnego, bezpańskiego cierpienia. Ale jest tak nie tylko dlatego, że On sam jeden wziął (w sensie: przeniósł) na siebie każda ludzka winę i że w ten sposób dokonał się Boży sad nad cierpieniem i śmiercią. Jest tak przede wszystkim dlatego, że w świetle tego wydarzenia moja wina nie jest tylko cząstką, niepozornym fragmentem morza ludzkich win popełnianych od początku świata. Moja wina jest moim udziałem w grzechu świata, który gładzi miłość gotowa do oddania życia. Dlatego ostatecznie nie ma wielkiego sensu wymierzanie wielkości mojego ani czyjegokolwiek udziału w winie i cierpieniu. Tu nie chodzi o ilość popełnionego zła albo rozmiar bólu, tu chodzi o moja postawę wobec niego – o to, co mogę i co chce wobec tego uczynić. Odkąd wiemy o Jezusie, wiemy, jak można odnieść się do winy i cierpienia, jak można brać je na siebie.

Ta zasada w perspektywie wiary może się wydawać jasna i oczywista. Kiedy jednak trzeba ja odnieść do tego, co się nam realnie przydarzyło i przydarza, pojawiają się trudności. Dlatego warto ja dobrze rozważyć, nie unikając trudnych pytań. Czy takie spojrzenie nie jest zbyt radykalne? Czy nie stawia nam wymagań, których nie możemy spełnić? Czy można rzeczywiście zapanować nad nienawiścią, która wciąż na nowo pojawia się wśród ludzi? Jaka ponosimy odpowiedzialność za winy innych? Jest prawda, że każdy z nas ponosi odpowiedzialność za siebie samego i że odpowiadamy przede wszystkim za własne czyny, a wiec i za nasze własne winy. Jest jednak prawda i to, że ponosimy odpowiedzialność za drugich nawet wtedy, kiedy nie mamy wpływu na ich czyny. Niełatwo to zrozumieć, a jednak jest to zasada takiego spojrzenia na siebie samych i innych, które ma swoje źródło w miłości, z której Jezus – Syn Boży oddał swoje życie. Kto kocha, dobrze rozumie te zasadę. Nawet jeśli nie zdoła zapobiec każdemu nieszczęściu, które może dotknąć jego samego i innych, ma udział w ratunku.

Ale trzeba zarazem pamiętać, że
  • Właśnie dlatego, że mogę wziąć na siebie ciężar spadający na drugiego, mogę też odmówić przyjęcia tego ciężaru. Jeśli zaś mogę odmówić przyjęcia tego ciężaru, mogę też zażądać, żeby w ogóle nie wymagano ode mnie jego przyjęcia. Mogę się zatem uchylić od odpowiedzialności za siebie i za drugich, i mogę się uchylić od wzięcia na siebie winy związanej z każdym porzuceniem odpowiedzialności. Od nikogo nie wolno wymagać przyjęcia cudzego ciężaru.
  • Ale można tak żyć i tak umrzeć jak Jezus. I można zdać sobie sprawę z tego, co takie życie i taka śmierć mówi wobec ludzi i Boga. Jak bardzo i jak skutecznie jest sprzeciwem wobec każdego nieszczęścia, które na kogoś spada albo które ktoś na siebie sprowadza sam. Jak wiele otwiera. Dlatego właśnie o otwartej przyszłości każdego człowieka możemy mówić także tam, gdzie jego osobista sytuacja jest już według zwykłego spojrzenia zupełnie beznadziejna: w godzinie jego śmierci.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...