Wiarę praktykowano w ukryciu. Ludzie po prostu się bali i ten strach prześladował ich już do końca życia. W dzieciństwie i młodości dużo czytałem. Znosiłem do domu wiele książek, także w języku polskim. Moja mama była przerażona. Życie Duchowe, 56/2008
Czy rodzice przekazywali swoim dzieciom polskie tradycje, wiarę?
To było bardzo trudne. Nie było kapłanów, kościołów. Ale modlono się po domach. Pamiętam, jak kobiety spotykały się, by wspólnie odmawiać różaniec. Chrzczono także dzieci. Ja nawet zostałem ochrzczony dwa razy – pierwszy raz przez babcię, a drugi przez kapłana, który akurat wtedy przebywał w naszych stronach. Niestety, nie znam jego nazwiska.
Wiarę praktykowano w ukryciu. Ludzie po prostu się bali i ten strach prześladował ich już do końca życia. W dzieciństwie i młodości dużo czytałem. Znosiłem do domu wiele książek, także w języku polskim. Moja mama była przerażona. Ciągle powtarzała, że jeszcze mogą wrócić stare czasy i znowu będą aresztowania. Byłem dużo młodszy i nie doświadczyłem tego, co moi rodzice, dlatego mniej się bałem. Można powiedzieć, że byłem dzieckiem tego systemu, żyłem w nim: chodziłem do komunistycznej szkoły, wychowałem się w komsomole, odbyłem służbę wojskową w radzieckim wojsku, studiowałem na radzieckim uniwersytecie, do 1990 roku należałem do partii.
Czy do wojska wcielano młodych, którzy chcieli studiować?
Po szkole średniej nie zdałem egzaminu na studia. Mój starszy brat Mieczysław studiował w tym czasie chemię na Moskiewskim Uniwersytecie Państwowym im. Łomonosowa. Próbowałem więc najpierw dostać się na tę uczelnię. Nie byłem jednak dostatecznie dobrze przygotowany. W 1972 roku na dwa lata trafiłem więc do wojska, do Nowosybirska. Po odbyciu służby wojskowej dostałem się tu na kursy przygotowujące do egzaminów wstępnych na studia, które były przeznaczone między innymi dla bezrobotnych i „zdemobilowanych” żołnierzy.
Chciałem studiować historię na Uniwersytecie w Nowosybirsku. Pamiętam, że na egzamin przyszedłem w mundurze. Dziekan wydziału Iwan Afanasjewicz Malitonow przepytał mnie między innymi z reform Piotra I. W wojsku starałem się trochę czytać, więc dziekan przekonał się, że mam odpowiednie zainteresowania i że się nadaję. Nie bez znaczenia była także moja przynależność do partii.
Po studiach nie wrócił Pan już do Kazachstanu?
Nie, zamieszkałem w Nowosybirsku. W trakcie studiów nawiązałem współpracę z prof. Leonidem Michajłowiczem Goryszkinem. Bardzo wiele mu zawdzięczam. To on otworzył mi drogę do pracy naukowej. W tym czasie mnóstwo dokumentów było objętych klauzulą „ściśle tajne”. Dzięki niemu udało się nam dotrzeć do wielu z nich i opracować je. Wtedy właśnie zacząłem zajmować się historią Polaków zesłanych na Syberię na przełomie XIX i XX wieku.
Nawiasem mówiąc, ojciec prof. Goryszkina także był represjonowany. Profesor nigdy jednak na ten temat nie mówił. Dowiedziałem się o tym dopiero w czasach Gorbaczowa. O tego typu przejściach po prostu nie opowiadano. Kiedy wyjeżdżałem z domu, moja matka też mnie upominała, bym nikomu nie wspominał, że nasza rodzina była zesłana. Istniał bowiem pewien schemat myślenia: „Jeżeli twoja rodzina była zesłana lub w jakiś inny sposób represjonowana, oznaczało to, że nie jesteś godny zaufania, że ciąży na tobie jakieś piętno”. Ludzie starali się to ukrywać, choć po śmierci Stalina nastąpiła pewna odwilż. Mówi się nawet, że walczący o władzę Ławrientij Beria, szew NKWD, miał sporo planów reformatorskich...
Jak taki kat mógł być reformatorem?
Sam byłem tym zaskoczony, ale taka jest opinia większości historyków. Beria bardzo szybko został jednak odsunięty od władzy i stracony. Stracono także jego zastępcę Wiktora Abakumowa. Kolejno ginęli więc ci, którzy kierowali całą tą machinę represji. Sami ją uruchomili, a potem ona ich zmiażdżyła. Wcześniej na przykład, w 1940 roku, stracono Nikołaja Jeżowa. To od jego nazwiska utworzono termin „jeżowszczyzna”, odnoszący się do fali największego terroru w Rosji Radzieckiej w latach trzydziestych ubiegłego wieku. Walkę o władzę po śmierci Stalina wygrał Nikita Chruszczow. Moim zdaniem był najbardziej ludzki w tej grupie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.