Częstą barierą przed wyznaniem grzechów w konfesjonale jest wstyd lub lęk. Przyznanie się do winy zawsze wiele nas kosztuje i jest krępujące. Uczuć w konfesjonale nie unikniemy. Moim zdaniem one są cennym wzmocnieniem wyznania grzechów i żalu za nie. List, 3/2007
Trudno powiedzieć, czy spowiadający się najbardziej boją się spowiednika, Boga czy też właśnie samego przyznania się do grzechu. Pewnie wszystkiego po trochu albo też jednoczesnego dramatycznego zapętlenia, tj. reakcji Bożego przedstawiciela na wyznanie grzechów. Niestety reakcje te są często nazbyt emocjonalne. Gniew, złość, wstręt czy nawet nienawiść spowiednika, które znajdują swoje przełożenie na konkretne słowa, a nawet gesty, są niebezpiecznym nieporozumieniem. Gwałtowne uczucia spowiednika, choć mają prawo się pojawiać, powinny być trzymane na wodzy. Tym bardziej że podnoszenie głosu, krzyki i połajanki, które niestety się zdarzają, są często tym silniejsze, im większą frustrację i bezsilność za sobą kryją. Pod względem skuteczności są odwrotnie proporcjonalne do zamierzonego celu. Lepiej być nadmiernie życzliwym niż zbyt ostrym czy agresywnym.
Mówię tu oczywiście o sferze emocji w konfesjonale, a nie o poprawności nauczania, choć może i na ten temat warto zrobić pewną dygresję. W konfesjonale nie ortodoksja jest najważniejsza, ale ortopatia, czyli zdolność właściwego odczuwania. Nie jest przypadkowe, że tak doskonale rozumiemy słowo ortodoksja, a znaczenia pojęcia ortopatia będziemy poszukiwać w słownikach wyrazów obcych. W naszym polskim Kościele bowiem zbyt dużą wagę przywiązujemy do poprawności wiary, ze szkodą dla przeżycia religijnego, dla doświadczenia religijnego, które bez uczuć i emocji jest zimne i puste. Gdyby było inaczej, moglibyśmy się spowiadać maszynie liczącej. Konfesjonał to nie komora celna na pograniczu ziemi i nieba, lecz miejsce spotkania osób, w którym pod osłoną znaków uczestniczy sam Bóg. W imię czego zatem wykluczać z tego spotkania emocje i uczucia, które właściwie traktowane mogą bardzo pomóc autentycznemu doświadczeniu religijnemu?
“Pogromca dusz" w piżamie
Lęk, wstyd, żal są więc mile widziane na spowiedzi. Tym milej, im bardziej wyraźnie korespondują z rozumem i wolą człowieka, czyli im bardziej są wyrazem zintegrowanej i dojrzałej osobowości. Każdej ludzkiej czynności towarzyszy jakaś emocja lub uczucie, więc i spowiedź powinna mieć emocjonalne zabarwienie. Odrobina lęku nie jest zła, podobnie jest ze wstydem czy żalem, które w naturalny sposób wiążą się z tym sakramentem. Bez tremendum także i fascinosum1 byłoby pozbawione smaku! Lęk nie tylko straszy, ale i ostrzega przed niebezpieczeństwem. Nie jest nim jednak spowiedź, ale grzech i uporczywe w nim trwanie.
Lęk może też wynikać z chorobliwej nadwrażliwości lub z jakichś traumatycznych doświadczeń, np. ze spotkania ze zbyt porywczym księdzem. Co robić w przypadku panicznego lęku przed spowiedzią? Przychodzi mi na myśl metoda terapeutyczna nazywana “intencją paradoksalną W. Frankla", polega ona na prowokowaniu sytuacji lękowej. Panicznie boisz się spowiedzi u ks. X., to poproś go o spowiedź i najlepiej na samym początku powiedz, jak bardzo się boisz. Lęk się zmniejszy lub ustąpi. Może nie zadziała to w każdym przypadku, ale tym zdrowszym i nieznerwicowanym na pewno pomoże. Innym sposobem na lęk przed spowiednikiem jest prosta wizualizacja, tj. wyobrażenie sobie go w sytuacji odmiennej, np. w piżamie lub na grządce pietruszki. To automatycznie zmniejsza nadmierny niepokój przed konkretnym człowiekiem, nawet jeśli będzie to największy “pogromca dusz" w okolicy. Każdy ma jednak własne i niepowtarzalne lęki, które można zrozumieć jedynie w szerszym kontekście jego osobowości, dlatego trudno podać uniwersalne rozwiązania.