Na pytanie dziennikarza, czy księża biskupi różnią się w poglądach na temat kształtu lustracji duchownych, jeden z biskupów odpowiedział mniej więcej tak: „Biskupi z wielką troską pochylili się nad tą głęboką raną Kościoła". Uff! List, 6/2007
Obawy przed naruszeniem świętości i dogmatu nie ma nowe pokolenie użytkowników języka religijnego. Eksperyment „Dobrej czytanki”, czyli slangowej wersji Ewangelii według św. Jana, choć powstały w środowisku Kościoła pentakostalnego, ma swoich licznych zwolenników także w Kościele katolickim. O tym i innych eksperymentach językowych jak na przykład: „Maryja, która wymięka na słowa Anioła”, zdania są – oczywiście – podzielone. Trzeba jednak pamiętać, że język religijny to także język osobistego przebywania z Bogiem, czyli modlitwy, a tam człowiek ma przecież prawo wyrażać siebie jak najlepiej, tzn. najuczciwiej. Trudno więc zżymać się na o. Wojciecha Jędrzejewskiego OP, podpowiadającego młodym ludziom modlitwy, w których pojawiają się wyrażenia typu: „gnić w miejscu”, „osadzać babcie w kościele”, „internetowy syf i szmerek po paru browarach”. Trzeba przyznać, że jest to język „mięsisty” i konkretny, tak jak konkretne jest życie młodego człowieka, które też przecież nadaje się, by je zawierzyć (sic!) Bogu.
Wróćmy do bardziej oficjalnych wersji kościelnego gadania, zwłaszcza do tej najbardziej rozpowszechnionej, jaką jest język coniedzielnych kazań i homilii. Na ćwiczeniach z homiletyki studenci mieli dokończyć zdanie z hipotetycznej homilii pogrzebowej: „Śmierć N.N. jest dla nas…”. I tu padały różne dopowiedzenia: nauczką, pouczeniem, lekcją, przestrogą, przypomnieniem, pytaniem. Wspólna dyskusja doprowadziła do konkluzji, że od wyrażenia: „śmierć ta jest dla nas przestrogą” do pytania „czy śmierć ta nie mogłaby stać się dla nas pytaniem?” rozciąga się cały ocean znaczeń.
Przepowiadanie oparte na dydaktyzmie i połajance rodzi w słuchaczach co najwyżej opór i pokusę ucieczki ze świątyni. W świecie demokratycznym i liberalnym Ewangelia przepowiadania jako moralizatorski nakaz bez uzasadnienia nie ma chyba zbyt wiele szans na dotarcie do krańców ziemi. Słowo słyszalne to takie, w którym dominuje perspektywa propozycji, wolnego wyboru i dialogu. Marek Zając cytował niegdyś w „Polityce” słowa ks. Jacka Prusaka SJ, który stwierdził, że mamy w Polsce Kościół nauczający, a nie słuchający. Rozumiem, że ta diagnoza dotyczy wszystkich, którzy stają na ambonie, tak księży, jak i biskupów. Nauczanie i słuchanie tylko z pozoru stoją wobec siebie w sprzeczności. Kościół posoborowy zarzucił sztywny podział na Kościół nauczający i nauczany, rządzący i rządzony, aktywny i pasywny. Wszyscy – choć w różny sposób – partycypujemy w posłudze rządzenia i nauczania. Żeby jednak dobrze nauczać, trzeba dobrze słuchać. Wie o tym każdy dobry nauczyciel, dobry wychowawca i dobry kaznodzieja. I każdy dobry menedżer. Jeśli w nauczaniu zabraknie słuchania, zacznie się pouczanie, albo – co gorsza – połajanka. Pokusa łajania nie jest nam księżom wcale taka obca. Zna ją każdy, kto wchodzi na ambonę. Co gorsza, wielu łaje z przekonaniem, że o to właśnie w kapłaństwie i kaznodziejstwie chodzi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.