[Nie] mieć dzieci i nie zwariować

W Polsce - jak mówią statystyki - co piąta para boryka się z problemem niepłodności. Nikt nie wie, dlaczego aż tak dużo List, 12/2008



Grzech i zło - a złem jest przecież każda śmierć - to ta część świata, która w jakiś sposób wymyka się Bożemu panowaniu. To my, grzesznicy, tworzymy ten niedoskonały świat i to, że nie mogąw nim żyć wszystkie poczęte dzieci, jest tego skutkiem. Nie oznacza to jednak, że za śmierć nienarodzonego dziecka można obwiniać rodziców i łączyć ją z ich grzechem.

Ale wielu małżonków szuka w sobie winy za poronienie. Zastanawia się czy w jakiś sposób go nie sprowokowali.

Człowiek, który boleje nad stratą nienarodzonego dziecka, to człowiek, który kocha. Ten ból jest oznaką miłości, która nie mogła się w pełni zrealizować i on w pewnym stopniu leczy tę stratę.

Bezdzietne małżeństwa muszą zmierzyć się nie tylko z bólem niepłodności. Tak naprawdę bolesne bywają nawet spotkania ze znajomymi, którzy już mają swoje pociechy. Jak sobie z tym radzić? Unikać takich spotkań?

Powodem takiego lęku jest najczęściej brak delikatności otoczenia. Dość często można usłyszeć: „A wy co? Wciąż bez dzieci?". Zdarzają się i takie słowa: „Nie możecie mieć dzieci? To przynajmniej macie z głowy problem antykoncepcji. Jest wam łatwiej". Takie słowa potrafią być naprawdę raniące. Traktujmy bezdzietnych małżonków z większą delikatnością, jak osoby, które naprawdę chcą mieć dzieci. Ten apel kieruję też do nas, księży, czasami bowiem wchodzimy z butami w życie tych ludzi, podejrzewając, że skoro nie mają dzieci, to na pewno z powodu antykoncepcji.

Co do samych małżeństw, to myślę, że dobrze jest jakoś „odczarować" ten problem. Po prostu powiedzieć znajomym, rodzinie: „Chcemy mieć dzieci, ale na razie nam się nie udaje. Prosimy, nie pytajcie nas o to więcej". To zdejmie pewien ciężar tajemnicy, uwolni od domysłów i niezręcznych pytań. Prawda wyzwala - jak mówi Ewangelia. Ustaną nagabywania, dwuznaczności i uśmieszki.

Niektórym w ogóle trudno przebywać z rodzinami posiadającymi dzieci. Odzywa się w nich wtedy ból, a czasem nawet złość na szczęśliwych rodziców. Myślę, że osoby bardzo zranione przez swoją bezdzietność, będą miały też słabą motywację do adopcji. Muszą wiele w sobie przerobić, aby na nowo odżyć, bo tak naprawdę już po części umarły.

Trudno jednak nie czuć się gorszym od innych, jeśli do bólu bezdzietności dochodzi leczenie, często upokarzające.

Zgadza się. Dlatego warto odważyć się na myślenie o tym, że rzeczywiście mam problem i powinienem/powinnam sięgnąć po pomoc: psychologiczną, duchową.

Tyle że tej duchowej pomocy często brakuje. Można odnieść wrażenie, że Kościół poza propozycją adopcji nie ma takim małżonkom nic do zaoferowania...

Chciałbym, żeby prowadzona przeze mnie fundacja „Sto pociech" była miejscem, w którym również bezdzietne małżeństwa poczują się potrzebne i akceptowane, gdzie to ich patrzenie na tych, którzy majądzieci, nie będzie tylko obserwowaniem „zza szyby", ale będzie uczestniczeniem w ich rodzinnym życiu. Jednocześnie chciałbym, aby ci, którzy mają dzieci, uczestniczyli w życiu małżeństw bezpłodnych, w ich bezdzietności. Wszyscy jesteśmy sobie nawzajem potrzebni. Mam nadzieję, że takie miejsce, ten rodzaj wspólnoty może sprzyjać uzdrowieniu.

Trudno nie zwariować bez dzieci, ale można też zwariować, kiedy już się je ma...

Zwłaszcza jeśli ktoś świadomie decyduje się posiadać tylko jedno. Wtedy przez sam fakt istnienia staje się ono centrum życia rodziców. Nie zauważą nawet, że na dłuższą metę staną się jego sługami na każdym etapie jego życia - zaraz po przyjściu na świat, kiedy będzie miał lat kilka i kiedy będzie miał ich kilkanaście.

Takie dziecko niemal od początku szkoły podstawowej mówi i zachowuje się jak dorosły. Wydaje się bardzo dojrzałe, ale niekoniecznie jest to prawda. Po drodze zgubiło swoje dzieciństwo, nie przeżyło go. Zostało w sposób naturalny włączone w krąg osób dorosłych i ich problemy. Później słyszę od matki, że jej najbliższą przyjaciółką jest jej dorosła córka i to właśnie jej zwierza się ze wszystkich swoich sekretów. Tak naprawdę jest to zafałszowana relacja zdziecinniałej matki i „przestarzałej" dorosłej córki. Dziecko nie powinno być i nigdy nie będzie równoprawnym partnerem rodziców.



«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...