Przecież ty jesteś potrzebny – powiedziała mu, kiedy dowiedziała się o jego desperackiej decyzji. W marcu Janusz Świtaj rozpoczął pracę w jej fundacji „Mimo wszystko”. Przyjaźnią się już od dwóch lat, ale Janusz nie może liczyć na taryfę ulgową. Na razie jest na okresie próbnym. Idziemy, 13 maja 2007
– Przecież ty jesteś potrzebny – powiedziała mu, kiedy dowiedziała się o jego desperackiej decyzji. W marcu Janusz Świtaj rozpoczął pracę w jej fundacji „Mimo wszystko”. Przyjaźnią się już od dwóch lat, ale Janusz nie może liczyć na taryfę ulgową. Na razie jest na okresie próbnym. – Dam radę – mówi hardo. Wyszukuje osoby w podobnej do swojej sytuacji: po urazie kręgosłupa szyjnego, z porażeniem czterokończynowym, podłączone do respiratora, przebywające w domu pod opieką rodziny. – Urzędy czy Ośrodki Pomocy Społecznej wcale nie są skłonne do współpracy. Ale ze mną nie tak łatwo – mówi. Niezły gagatek z niego. Kiedy zdobędzie upragniony wózek, nie ma zamiaru osiąść na laurach. Będzie pomagał innym niepełnosprawnym i zbierał dla nich pieniądze. Byłby świetnym dyrektorem ds. marketingu.
Niespełnione marzenia
– O czym marzysz? – pytam nieśmiało. – Najpierw usiądę na tym wspaniałym wózku, a potem porozmawiamy o marzeniach. Może za jakiś czas będziesz chciała napisać dalszy ciąg mojej historii – uśmiecha się. Janusz kończy właśnie autobiografię i szuka sponsora. Wydaniem jego książki zajęło się jedno z krakowskich wydawnictw.
Bardzo chciał spotkać się z Janem Pawłem II, napisać do niego list. Jeden ksiądz obiecał mu nawet adres do Watykanu. Do dzisiaj go jeszcze nie otrzymał. Teraz chciałby spotkać Benedykta XVI i Adama Małysza, no i Roberta Kubicę. Marzy o autografie jedynego Polaka z Formuły 1, na razie na ścianie wisi jego zdjęcie z autografem, które przesłała „Gazecie Wyborczej” pewna warszawianka. – Przeczytała o moim marzeniu i wysłała – jestem jej wdzięczny. A Małysza sam odwiedzę, jak będę miął wózek, przecież Wisła jest niedaleko – cieszy się mężczyzna. A spotkanie z Papieżem też jest możliwe.
Janusz pamięta o wszystkich obietnicach, które mu składali znajomi i nieznajomi. Niestety, tylko nieliczni wywiązują się z danego słowa. Jak ta dziewczyna z Tych, która w weekendy czyta mu książki przez telefon. Dwa lata temu, po reportażu w telewizji, napisała e-maila. Nigdy się nie widzieli, dopiero kiedy urodziła córeczkę, zobaczył ich zdjęcie w Internecie.
– Pani, żeby on wyzdrowiał i się ożenił – marzy mama Helena. – Chciałbym mieć bliską osobę, przyjazną duszę, z którą bym rozmawiał o wszystkim – zwierza się Janusz. Czy wtedy wycofałby z sądu wniosek o odłączenie respiratora?