Przecież jesteś potrzebny

Przecież ty jesteś potrzebny – powiedziała mu, kiedy dowiedziała się o jego desperackiej decyzji. W marcu Janusz Świtaj rozpoczął pracę w jej fundacji „Mimo wszystko”. Przyjaźnią się już od dwóch lat, ale Janusz nie może liczyć na taryfę ulgową. Na razie jest na okresie próbnym. Idziemy, 13 maja 2007




Swoimi planami na życie i przyszłość Janusz obdzieliłby wiele osób. Chce żyć i to za wszelką cenę. Szuka kontaktu z ludźmi. Walczy o każdą minutę, żeby ją dobrze przeżyć, smakować. Kiedy na niego patrzę, przypomina mi się film Clinta Estwooda „Za wszelką cenę”, albo „Ostatni samuraj” z Tomem Cruise’m. Kiedy po siedmiu latach wrócił ze szpitala do domu, chciał kontynuować naukę. Gdyby się udało, dzisiaj byłby już po studiach. – W odpowiedzi na prośbę złożoną w urzędzie usłyszałem, że w Polsce wymagane jest wykształcenie podstawowe, a jeśli mam większe aspiracje, to będzie mnie to drogo kosztowało. Po prostu szczęka mi opadła. Naprawdę ich zaskoczę – denerwuje się Janusz. Zrobi wszystko, aby zdać maturę. – W czerwcu siadam na wózek, od września się uczę, zdaję maturę i studiuję.

Niezły spryciarz

Są skazani na siebie. – Kłócimy się i kochamy, czasem jak pies z kotem – mówi pani Helena. – Ale kto się czubi, ten się lubi – kwituje wszystko pan Henryk. Non stop w trójkę: 14 lat, dzień w dzień, minuta po minucie. – Nie możemy sobie tylko ciuciać, to byłoby fałszywe, tak ludzie nie żyją – wyjaśnia Janusz. Widzi, że rodzicom jest ciężko. Tak od 18 maja 1993 r. Dzień wypadku na zawsze odmienił jego życie. Kiedy już się wybudził w szpitalu, lekarze długo nie chcieli nic powiedzieć. Nawet tego, że bez rurki respiratora, którą miał wetkniętą do krtani, sam by nie potrafił oddychać. W końcu padła diagnoza – nigdy nie będzie już chodzić. Brzmiała jak wyrok.

Dwa tygodnie po wypadku, w dniu swoich 18. urodzin, poprosił dyżurującego lekarza o środek nasenny i odłączenie od respiratora. – Skrzyczał mnie i do końca mego pobytu w szpitalu się obraził. Ciekawe, jakby zachowywał się teraz, po 14 latach spędzonych w łóżku w całkowitym bezruchu – denerwuje się Janusz. – Nie pomogła wiara? – ryzykuję pytaniem. – Byłem wściekły na Boga i kłóciłem się z Nim, nawet przeklinałem. Dzisiaj też się z Nim wykłócam. Potem pewien ksiądz wytłumaczył mi, ze kłótnia z Bogiem jest również modlitwą – wyznaje chory. Podkreśla, że jest człowiekiem wierzącym, ale bardzo słabo. Wie, że Bóg zawsze jest, raz bliżej, raz dalej. Ostatnio przypominają mu o tym ludzie, którzy przesyłają e-maile. – Nie boisz się, że Pan Bóg powie ci po śmierci: coś ty Janusz nakombinował z tą eutanazją? – zadaję pytanie. – A co, Panie Boże, źle zrobiłem? Wreszcie zwrócili na mnie uwagę. Na pewno Bóg przyzna, ze jestem niezłym spryciarzem – odpowiada.

– Janusz Świtaj wołał o życie. Tacy ludzie jak on walczą o godność dla niepełnosprawnych i pokazują nam prawdziwe wartości. Dlatego wysłałam mu moje „dymne anioły” – stwierdza Anna Dymna.
«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...