Jak wygląda młody pielgrzym po pierwszych 300 km i z perspektywą przejścia jeszcze 4 tysięcy? Nawet cienia zmęczenia na twarzy. Przeciwnie, z jego ust nie schodzi uśmiech. Szkaplerz z Matką Bożą na koszulce. Ogorzała twarz. Krótkie włosy. Przed pielgrzymką ściął dredy. Idziemy, 3 czerwca 2007
Dominik wspomina wędrówkę do Rzymu. Szedł wtedy z dwiema koleżankami. – Modliliśmy się o coś do jedzenia. Wyliczaliśmy na co mamy ochotę. Dziewczyny marzyły o soczystym arbuzie. Ja o melonie. Nagle zatrzymała się ciężarówka. Wysiadł jakiś Włoch i kiwając na nas wręczył nam wielkiego arbuza i 3 melony – opowiada Dominik. Teraz zabrał ze sobą 100 dolarów i farby. Gdyby zabrakło jedzenia, będzie malował butelki i wymieniał na żywność. Tak jak w drodze do Rzymu.
W Polsce jest dużo łatwiej. Dominik powtarza trasę, którą od czternastu lat chodził z Gdańska na Jasną Górę. Często nocuje u tych samych gospodarzy, co kiedyś. Właśnie zadzwonił telefon – to znajomi z Częstochowy zapraszają go na nocleg. Za granicą na pewno będzie trudniej. Ale wierzy w życzliwość ludzką – W Austrii nocowaliśmy u gospodarzy, którzy potem dzwonili do swoich znajomych mieszkających na trasie naszego pielgrzymowania. Przyjmowano nas bardzo życzliwie. Pod namiotem spaliśmy tylko cztery razy – wspomina Dominik.
Wtedy szedł w towarzystwie znajomych. Do Jerozolimy zdecydował się pójść w pojedynkę. Ale jak mówi: nie idzie samotnie. – Pierwszy z towarzyszy to Anioł Stróż – wylicza. Pokazuje też szkaplerz, który przyjął tydzień przed pielgrzymką. Przyczepiony do lewego nadgarstka medalion z podobizną św. Dominika przypomina, że czuwa nad nim też jego patron. To w jego święto, 12 maja, wyruszył na pielgrzymkę z parafialnego kościoła św. Jadwigi w Nowym Porcie, zaraz po Mszy św. W plecaku ma jeszcze krzyż św. Bernarda. Dla znajomych nie ma już w drodze miejsca – żartuje Dominik.
Trochę bliskich osób wmieszało się jednak w kordon świętych. Z Gdańska szła mama, potem koleżanki i koledzy Dominika. Mama się o niego nie obawia. – Poleciłam go modlitwom klarysek. To ja od niego uczę się wiary. I tego, że marzenia trzeba realizować, by robić miejsce na następne – mówi pani Karolina. – Po przekroczeniu polskiej granicy nie będzie już pewnie znajomych, którzy czasem towarzyszą mu w trasie. Przejdzie przez Słowację, Węgry, Rumunię, Bułgarię, Grecję, Turcję, Syrię, Jordanię, Izrael. W Syrii obiecała do niego dołączyć mama.
Dochodzimy do Radoszewic. Tu według planu wypada dziś koniec trasy. W dali widnieje kościół. Powoli wychodzą z niego ostatni ludzie. Pierwszy raz widzę u Dominika strapioną minę. Chyba dziś nie uda mu się już być na Mszy św.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.