Trzy kondygnacje, 3000 m2 ekspozycji, ponad 500 eksponatów, 1200 fotografii, 225 informacji biograficznych i historycznych, mapy, tablice, filmy i kroniki zaaranżowane w porządkach chronologicznym i tematycznym prezentowane z pomocą najnowszych technik multimedialnych. Idziemy, 29 lipca 2007
Muzealną drukarnią od dwóch lat opiekuje się pan Janusz Czopowicz. Dwa razy w tygodniu przychodzi, by w obecności zwiedzających drukować na darowanej przez WAT „bostonce” (produkowanej w Bostonie, wykorzystywanej w czasie powstania maszynie drukarskiej) i rozdawać powstańcze obwieszczenie z 3 sierpnia 1944 r. Dziennie – jak szacuje – odwiedza go blisko 1000 osób. Mówi się, że to głównie do niego zgłaszają się powstańcy z „prezentami”, a jest ich wielu.
– Półtora roku temu przyszedł pan po osiemdziesiątce. Wyjął z reklamówki sprawnego Mausera z czasów wojny. Nie mogłem przyjąć, bo przecież jemu nie wolno było tej broni legalnie posiadać. Gdy się odwróciłem, pana już nie było. Został Mauser.
Innym razem pan, również z pamięcią o wojnie wypisaną na twarzy, przyniósł STEN-a i podrzucił na chwilowo pustej wartowni. Pan Janusz złapał go na „gorącym uczynku”, ale doszli razem do wniosku, że nie zapowiada się na nowe powstanie, więc może broń zostawić w Muzeum. Spytany o dane powiedział, że się nazywa Powstaniec Warszawski i czmychnął.
Wielu ludzi wciąż przynosi dokumenty, gazety, odezwy z tamtych dni. Kiedyś przyszło dwóch starszych panów. Umarł dowódca ich oddziału, u którego kilkadziesiąt lat spotykali się na kawę i wspomnienia. Jego mieszkanie to było małe muzeum, które postanowili przynieść tutaj. Do działu historycznego trafiły dwie duże skrzynie świetnie zachowanych i opisanych dokumentów. – I wciąż mamy takie przypadki – mówią pracownicy.
W grudniu 2006 r. przekroczył próg muzeum milionowy gość. Oblicza się, że dotąd Muzeum zwiedziło ok. 1400 tys. osób. W czasie roku szkolnego dominują grupy gimnazjalne i licealne. W weekendy jest sporo rodzin, a w czasie wakacji przychodzi więcej gości z zagranicy.
– Często młodzież jest bardzo dobrze przygotowana. Wtedy oprowadzanie takiej grupy to przyjemność. Rzadziej zdarza się, że młodzi ludzie nie wiedzą, jak się zachować. Przypominamy im np., że nikt do kanału nie wchodził dla rozrywki, ale była to droga ewakuacji – tłumaczy Alina.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.