Sojusz ze swoimi

Chcą postawić na „konsekwentną" lewicowość i już zapowiadają pakiet ustaw – począwszy od praw kobiet, poprzez wychowanie seksualne, aż po przyzwolenie na aborcję, czyli zabijanie nienarodzonych. – Zapnijcie pasy i przygotujcie się na wstrząsy – ostrzega nas Wojciech Olejniczak. Idziemy, 13 kwietnia 2008



Zapowiedziom ostrego skrętu w sprawach obyczajowych towarzyszy deklaracja, iż postkomunistyczna lewica znów zawalczy o elektorat socjalny. I to może być prawdziwa pułapka, w którą wpadnie Sojusz. Wyborcy pragnący opieki socjalnej są bowiem, w ogromnej większości, wierni tradycyjnej moralności. Ludzi, którzy żyją z zasiłków, rent czy zarabiają mniej niż średnia krajowa, a jednocześnie pragną „wyzwolenia" homoseksualistów, jest naprawdę niewielu. Mniejszości seksualne obchodzą raczej wielkomiejską młodzież, zazwyczaj nieźle sytuowaną i chyba nieskłonną do płacenia wysokich podatków na cele socjalne. Bo przecież rozrywki kosztują.

Wypowiadając współpracę Partii Demokratycznej, SLD wchodzi też na wojenną ścieżkę z wpływowymi mediami. Nieprzypadkowo „Gazeta Wyborcza" przypomniała sobie nagle, że Sojusz to partia z PZPR-owskim rodowodem, w przeszłości ubrudzona wieloma aferami. Środowisko dawnego KOR jest w stanie wiele wybaczyć, ale nie wówczas, gdy zostaje w tak jawny sposób upokorzone. Przez lata przecież postkomuniści skomleli o tzw. historyczny kompromis, chcąc współpracą z działaczami dawnej opozycji zamazać swoje oportunistyczne biografie. Jak się jednak okazało, w obliczu słabych notowań są gotowi przy pierwszej okazji wyrzucić takie dowartościowanie do kosza. To nie tylko dowód na ich dość cyniczny pragmatyzm, ale także – na słabnącą pozycję tzw. salonu, który można już jawnie lekceważyć.

Rozpad Lewicy i Demokratów nastąpił także za sprawą środowiska „Krytyki Politycznej", które doradzając SLD wyraźnie przekroczyło granicę tego, co wolno publicystom, i w imię czystości debaty powinno się jasno określić jako formacja polityczna. Nie zmienia to jednak faktu, że ta grupa młodych inteligentów jest dziś na wznoszącej fali. Garnie się do niej mnóstwo młodzieży – co powinno zaniepokoić prawicę. Intelektualne trendy wśród studentów czy licealistów są forpocztą trendów politycznych. Przez ostatnie kilkanaście lat modny był konserwatyzm czy też prawicowość wszelkich odmian. Dziś to się zmienia. Czy można coś w tej sprawie zrobić? A może taka jest kolej rzeczy? Przecież zanim na scenie politycznej zaczęły rządzić PO i PiS, tysiące ludzi prawicy pracowało na rzecz uświadomienia ludziom potrzeby zmian. To był wielki ruch społeczny, wydano mnóstwo książek, odbyły się setki debat, napisano tysiące artykułów. Teraz ta fala opada. Inna sprawa, czy politycy prawicy zużyli ten kapitał w sposób właściwy.

Tymczasem kilku znanych polityków z prawej strony – Kazimierz M. Ujazdowski, Jan Rokita, Rafał Dutkiewicz – powołało stowarzyszenie PolskaXXI.pl. Zaklinają się, że dziś nie myślą o partii i władzy, ale nikt im nie wierzy, i słusznie. Czy mają szansę odegrać znaczącą rolę? Łatwo im nie będzie, przede wszystkim z powodu braku budżetowych pieniędzy. Ale należy im życzyć powodzenia. Zarówno Platforma, jak i PiS czują się bowiem dziś zbyt pewnie. To partie zadufane w sobie, i przekonane, że będą na zmianę rządziły przez dekady. Poza tym, dobrze byłoby mieć w parlamencie ludzi takiego formatu jak Jan Rokita. Bo dziś w partiach jest coraz mniej ludzi, z którymi warto porozmawiać na sejmowym korytarzu. Większość posłów powtarza tezy z instrukcji medialnych napisanych bez ich udziału. To naprawdę śmiertelnie nudne.



Autor jest dziennikarzem TV Puls

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...