Mówić nie wprost

Upieram się, że pokazanie okrucieństwa, brzydoty i zła bywa przejawem zdrowego odruchu moralno-estetycznego twórców. Prostoduszne zarzucanie im cynizmu oznacza, że nie rozpoznajemy swoich sojuszników. Naturalnie, dobro i piękno można zapewne sławić wprost. Ale można też pracować na ich rzecz, obrazując to, co szpetne i niemądre. Więź, 11/2006



Owszem: liczba zaserwowanych nam przez reżysera aktów zbrodni, potoki przekleństw, które leją się z ust bohaterów, przekraczały w roku premiery (1994) wszystko, do czego przyzwyczaiło nas nawet najbardziej agresywne kino. Znów jednak: sensem tego filmu jest protest, a jego „ramą modalną” (jak mawiają uczeni humaniści) – gorzkie szyderstwo. Tego chcecie – mówi twórca do widzów – „z szemraną satysfakcją kupujecie przemoc, szukacie jej, wypożyczając na wideo produkcje klasy B w rodzaju „Teksańska masakra piłą mechaniczną 2” albo „Zgniatacz mózgów” (czytelników „Więzi” muszę być może oświecić, że tytuły te widziałem nie dalej niż przed miesiącem w jednym z warszawskich hipermarketów, nieopodal regału z kreskówkami dla najmłodszych). Więc skoro chcecie, to przyjrzyjcie się jej, napatrzcie się aż do przesytu i zobaczcie całą absurdalną ohydę takiej zabawy. Przedmiotem przedstawienia w filmie Stone’a nie jest świat, ale jego odbicie w mediach; oglądamy piekło współczesnej wyobraźni, bodźcowanej komercyjnie traktowanym złem (wiadomości telewizyjne bez odpowiedniej liczby trupów ryzykują, jak wiadomo, spadek oglądalności). Reżyser jest więc zdesperowanym krytykiem przemocy, a nie jej entuzjastą.

Co powiedziawszy, czułbym się jednak nieuczciwie, gdybym nie przyznał, że w odróżnieniu od powieści Masłowskiej, w przedsięwzięciu Olivera Stone’a czuje się mimo wszystko zapach siarki. Otóż pierwszy raz oglądałem „Urodzonych morderców” dziesięć lat temu, w kinie, podczas przedpołudniowego seansu. Poza mną na widowni siedzieli jacyś wagarowicze (jeśli stwierdzę, że ich zachowanie nie znamionowało wysokiej kultury osobistej, będzie to eufemizm). Otóż szybko stało się dla mnie jasne, że nie są dość wyrobieni, by zrozumieć szyderstwo ze swoich gustów lejące się z ekranu, bawili się natomiast znakomicie. Atakujących nas obrazów nie poddawali refleksji, przyjmowali je wprost. Początkowo uznałem to za potwierdzenie diagnozy Stone’a, ponurą codę do jego rozpoznania rzeczywistości. Potem przypomniałem sobie jednak, ile film kosztuje i uświadomiłem sobie, że aby się zwrócić, musiał być zaplanowany jako przebój kasowy, co oznacza ileś milionów widzów na całym świecie. Przykro zdradzać się z niedemokratycznym myśleniem o bliźnich, ale nie da się ukryć, że wedle mojej wiedzy nie ma wśród nas aż tylu ludzi+ umiejących rozpoznać ironię, grę z konwencją. A zatem – uprzytomniłem sobie – oglądam brawurowy protest przeciwko przemocy w kinie, zrealizowany w nadziei na aprobatę także tej części publiczności, która zobaczy w nim jedynie przemoc. Czy godzi się ratować wrażliwość jednych, pogrążając innych? Zapewne jednak nie. W tym punkcie objawia się wyższość literatury: jej produkcja jest tańsza. Wydawca „Pawia królowej” Doroty Masłowskiej nie musiał w planie budżetowym publikacji uwzględniać wpływów od ludzi, którzy nie zrozumieją, że są przedmiotem jej drwiny.

Mimo to upieram się, że pokazanie okrucieństwa, brzydoty i zła bywa przejawem zdrowego odruchu moralno-estetycznego twórców. Prostoduszne zarzucanie im cynizmu oznacza, że nie rozpoznajemy swoich sojuszników (szkoda, nie ma ich tak wielu…). Naturalnie, dobro i piękno można zapewne sławić wprost. Ale można też pracować na ich rzecz, obrazując to, co szpetne i niemądre. Zwierciadło, postawione przed bazyliszkiem, zabiło go. Ohyda i głupota są, obawiam się, bardziej żywotne – może jednak sportretowane tracą choć trochę swojej demonicznej mocy.
«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...