Obrazy Andrzeja Wróblewskiego zamieniają się w ikony. Utrwalają się, umieszczają poza zmiennością i osądem – są do tego stopnia wypróbowane, zafiksowane, pewne. Tę pewność odbiera się w jednym błysku, w pierwszym spojrzeniu na obraz. Więź, 6/2007
Czy Andrzej Wróblewski podzielał ten entuzjazm? O tym mogę chyba opowiedzieć, wygrzebać to z pamięci, którą odświeżyła właśnie lektura książki Joanny Szczęsnej i Anny Bikont. Ale wpierw sięgnę do tego, co sam Wróblewski napisał jako „Wyznanie skompromitowanego
W związku z w/w sprawami staje się rzeczą wyboru stopień, w jakim człowiek żyje określoną ideologią, wybór ten nie dokonuje się już na zasadzie poczucia wspólnoty z którąś z istniejących ideologii czy ich nosicieli, ale na zasadzie funkcyjności społecznej czy po prostu zawodu.
I dalej:
Nie można jednak zamknąć oczu na fakt psychologiczny, że świadomość względności ideologii nie da się połączyć z jej pełnym wyznawaniem. Otóż tą trudność można znowu rozwiązać specjalizacją społeczną: X za mnie świadomie głupieje i staje się jednostronnie zacietrzewionym wyznawcą ideologii [...] a ja za X-a świadomie żyję w stanie pewnego wytrącenia poza nawias funkcjonującej grupy społecznej przez to, że specjalizuję się w analizowaniu i stwierdzaniu względności społecznie ważnych nawyków myślowych i ideowych. W prawidłowo funkcjonującym społeczeństwie ja i X nie zajmowalibyśmy równych pozycji, nie mogłoby jednak dojść do wyniszczenia mnie przez X-a.
Śmiać się czy płakać? Świadomość „względności ideologii” i niemożność „pełnego jej wyznawania” przychodziły u niego powoli, z trudem podobnym zresztą, jak ten włożony we wtłoczenie swego od początku świetnego malarstwa w ramy sowieckiego socrealizmu. Na szczęście nie trwało to długo i ratował go „realizm”, najzwyklejsze rysowanie i malowanie wszystkiego naokoło – domu, widoku z okna, sprzętów i wreszcie bliskich: żony, dzieci (już trójka, synek i bliźniaczki); samotne wyprawy w góry, malowanie gór lawowanym tuszem w latach 1950-1953. To wszystko, co jako wystawę ineditów (!!!) stworzyła w 2003 ulotna Galeria In-spe i pokazała później w kilku miastach w Polsce.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.