Ptaki pięknie upierzone

Dlaczego jednak o Dickensowskich bohaterach myślę już w październiku, nie czekam prawdziwej zimy? Zamknąłem papierową teczkę zawierającą trzydzieści reportaży o sytuacji rodzin zastępczych w Polsce. W sumie setka opisanych rodzin, losy paruset dzieci. Więź, 11-12/2007




Niech się spełnią wszystkie obietnice – niech liberałowie dadzą nam dobrobyt, lewica państwo socjalne, demokraci społeczeństwo obywatelskie, konserwatyści dobre obyczaje i cenne tradycje – oni tam będą mimo wszystko, będzie ten zaułek opadający w dół, pełni szaleństwa i bólu ludzie w zabłoconych łachmanach, ich dzieci bite, głodzone, gwałcone, poniżone, oduczone człowieczeństwa.

Jest, jak było dwieście lat temu. „Ubogich zawsze mieć będziecie” – ta przepowiednia jest takiej samej mocy jak ta, że bramy piekielne nie pokonają Kościoła.

Zawsze byli. Pukali do drzwi i na „kto tam?” odpowiadali – biedny. Babcia zaglądała, co jest na kuchni, dawała przybyszom garnek, chleb i łyżkę. Siadali wtedy na schodach prowadzących na strych z garnkiem na kolanach, jedli, pukali, aby podziękować, oddać garnek i łyżkę. Na tych „Bóg zapłać” od nich wiozę się przez całe życie. Wiedziałem – byli, są i będą. A mimo to po lekturze trzydziestu reportaży o rodzinach zastępczych nie opuszcza mnie pytanie – co ostatecznie znaczy ta próba, to pytanie, jakim jest ich obecność.

Z punktu widzenia społeczeństwa towaru, społeczeństwa spektaklu – oni też są towarem w nadmiarze. Wystarczyłaby ich tylko garstka, aby motywować szlachetne przedsięwzięcia dobroczynne, uzasadniać lewicowe hasła, stanowić mroczne wątki w literaturze o socjalnym nastawieniu. Maria Dąbrowska pisała elegancko „odsunięci od stołu życia”. Przydają się w sztukach wizualnych – ich brzydota może szokować, nadają się na postaci drugoplanowe w filmie noir. Nie mają siły nabywczej, nie są żadnym rynkowym „targetem” promocji czy „segmentem” struktury sprzedaży. W skali globalnej, w strukturze zagrożeń, ich gniew się nie liczy, ich potencjał buntu jest znikomy. Stokroć większym zagrożeniem są interesy kompleksów wojskowych, wielkich korporacji, handlarzy bronią, reżimów autorytarnych.

W odnoszeniu się do nich, nawet najszlachetniej motywowanym, ewangelicznym, brak nam subtelności, brak rozróżnienia między ubóstwem a biedą, brak pewności w rysowaniu granic obszarów nędzy w cesarstwie biedy. Gdy zbierzemy się, aby pomagać, najłatwiej nam skierować się ku ubóstwu – ono nie odpycha, nie grozi, ma nawet swoisty urok i folklor. Od biednego można oczekiwać znaku wdzięczności, gotowości do jakiejś współpracy. Nędza najgorzej pachnie, odpycha brzydotą, nie chce współpracować, bywa agresywna. W przestrzeń nędzy docierają najdzielniejsi, święci. Większość pomocy dociera więc do ubogich, często odbiera im motywację, wyprowadza ze środowiska naturalnego do faweli strukturalnej biedy, wpycha w nawyki bierności. Rozerwanie struktur otwiera drzwi przemocy i uzależnieniom, rodzą się ogniska patologicznej, dziedziczonej nędzy. Zapomniano o ważnych słowach Gandhiego: Zostawcie ubogich w spokoju!


«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...