Nie potrafimy zachowywać się naturalnie w obecności osób z zespołem Downa, w ogóle w obecności ludzi w jakiś sposób upośledzonych. Traktujemy je jak nieuleczalnie chorych, którym należy zapewnić godne przeżycie reszty życia, w przypadku zespołu Downa niezbyt długiego zresztą. Twórcy "Ja też"! pokazują, że litość może być tak samo bolesna jak nienawiść.
Kobieta
Z całych sił chciałabym, żeby ten film zobaczyło jak najwięcej osób – Ja też! to kino piękne, mądre i ważne.
Ksiądz
Pierwsze zdanie i tyle deklaracji? Kasiu, nie poznaję Cię.
Kobieta
Jestem, Andrzeju, poruszona i zachwycona, i wcale się tego nie wstydzę. Uważam, że Ja też! to film z wielu powodów wyjątkowy. Nie tylko dlatego, że jego główny bohater, Daniel, ma zespół Downa i że grający Daniela Pablo Pineda jest pierwszym w Europie człowiekiem z zespołem Downa, który ukończył uniwersytet. Niezwykłość Ja też! polega na tym, że jego twórcy patrzą na osoby z upośledzeniem umysłowym jako na pełnoprawnych członków naszego społeczeństwa.
I nie ma w tym żadnego oszustwa – hiszpańscy twórcy nie wmawiają nam, że ich bohater jest taki sam jak Ty, ja czy oni. Nie jest. Daniel jest inny. Tyle, że tę inność udaje się pokazać nie jako jakiś wybryk natury, lecz jako jedno z jej oryginalnych wcieleń. Bardzo trafnie ujmuje to sam Pablo Pineda, który w jednym z wywiadów, definiując zespół Downa, wyjaśnia: „Nie jest chorobą, jak się wszystkim wydaje. Nie jest opóźnieniem w rozwoju, przeciwnie, nasz rozwój przebiega prawidłowo w ramach naszych biologicznych możliwości. Nie jest też ułomnością, bo stać nas na o wiele więcej niż się wydaje”. Jest, jak mówi Pineda: „Przejawem ludzkiej różnorodności, cechą charakterystyczną. Wypadło na mnie i mam jeden chromosom więcej. Ludzie z Downem mają odmienny sposób myślenia, uczenia się, przetwarzania informacji – trochę wolniej, po prostu inaczej”. To „inaczej” – które oznacza wyjątkową skłonność do empatii i życie według zasady zaczerpniętej z Małego Księcia: „Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu” – jest w dzisiejszym zatomizowanym świecie bezcenne. Aby jednak to dostrzec i docenić wartość osób w ten sposób żyjących, trzeba wyzbyć się w spojrzeniu na nie paternalizmu. Zastanawiam się, dlaczego to takie trudne?
Ksiądz
Bo człowiek w sposób naturalny – niezależny od siebie – lituje się nad takimi ludźmi, ponieważ uważa je za nieszczęśliwe, niezdolne wręcz do szczęścia i w konsekwencji, nawet wbrew własnym intencjom, odmawia im prawa do przeżywania radości życia.
Nie potrafimy zachowywać się naturalnie w obecności osób z zespołem Downa, w ogóle w obecności ludzi w jakiś sposób upośledzonych. Traktujemy je jak nieuleczalnie chorych, którym należy zapewnić godne przeżycie reszty życia, w przypadku zespołu Downa niezbyt długiego zresztą. Ta nieumiejętność ujawnia nasz zasadniczy problem z podejściem do „inności”. W przypadku upośledzenia umysłowego dominuje litość, wynikająca zapewne ze szlachetnych pobudek. Zdarzają się też przypadki obojętności i wzgardy, ale te uznajmy za duchową dewiację tzw. normalnych ludzi. Twórcy Ja też! pokazują, że litość może być tak samo bolesna jak nienawiść. Pamiętasz, Kasiu, scenę w windzie? Nie zwracając uwagi na współpasażerów, główny bohater przekomarza się z Laurą – kobietą, w której jest zakochany – robiąc minę „Downa”, a ona poirytowana woła: „Ty chyba jesteś nienormalny!”. Świadkowie tej sceny biorą Daniela w obronę: „Co pani robi? Przecież on naprawdę jest nienormalny” – zwracają się do normalnej Laury. No właśnie: wzięli go w obronę z powodu tej nieznośnej litości.
Kobieta
Na ich miejscu mógłby być każdy z nas. I pewnie wielu zachowałoby się podobnie, angażując się w pomoc, która ma w sobie coś upokarzającego. Ludzie z windy najprawdopodobniej mieli dobre intencje. Chciałabym oczywiście, żeby zeszli z piedestału wiedzących lepiej i dołączyli do śmiechu Daniela i Laury. Najpierw muszę jednak zapytać samą siebie, czy potrafiłabym do tego śmiechu dołączyć, gdybym nie miała za sobą doświadczenia gościnności otwockiej wspólnoty ruchu „Wiara i Światło” (tworzonego przez osoby z upośledzeniem umysłowym, ich rodziny i przyjaciół) i zachwytu szczecińskim Zespołem Piosenki Naiwnej, wyrastającym z tego samego ruchu; gdybym nie czytała pięknej książki Cela Anny Sobolewskiej i tekstów Tadeusza Sobolewskiego również opowiadających o Celi, córce państwa Sobolewskich, która ma zespół Downa…
Masz rację, Andrzeju, boimy się inności, czujemy się wobec niej bezradni, ale też często traktujemy inność, zwłaszcza upośledzenie umysłowe, z wyższością, a niekiedy wręcz z odrazą. Trudno mi zapomnieć rozmowę z pewną kobietą – czyniącą wiele dobra, przywiązaną do Boga, zafascynowaną tym, co w drugim człowieku odmienne, a w świecie różnorodne – która zwierzyła mi się, że gdyby okazało się, że dziecko, którego się właśnie spodziewała, miało być upośledzone, zdecydowałaby się na aborcję…
Ludzie upośledzeni wciąż postrzegani bywają jako gorsza, wybrakowana wersja człowieka. Już sam ich widok wielu uważa za przykry. Ktoś, kto jest otyły (to częsta cecha osób z zespołem Downa), ma wady wymowy, ślinotok, tiki, itd. – nie spełnia obowiązujących w naszym świecie wymogów estetycznych. Nie dość, że te kryteria estetyczne bywają dziś kuriozalne, to jeszcze wplątują nas wszystkich w wielkie oszustwo, którego ofiarami są nie tylko oszukiwani, ale i oszukujący – bo mylą urodę z pięknem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.