Powiadają, że jeśli chcesz do łez rozśmieszyć Pana Boga, to dokładnie, co do minuty, zaplanuj następny dzień. Skoro tak, to Pan Bóg zaśmiewa się do rozpuku, gdy planujemy wakacje.
Wakacje słoneczne, bez najmniejszej chmurki na niebie i w duszy. Wieczorami i nocą pełnia księżyca i słowiki, choć już lipiec czy też sierpień. Tymczasem klops, od Świętej Anki zimne wieczory i ranki, a dni i noce też. A deszcz pada, pada i pada. Ale „co mi tam”, niech pada. Wiem jedno – skoro powiedziano, że na obraz i podobieństwo wszechmogącego Boga jesteśmy stworzeni, to znaczy, że i z deszczem powinniśmy sobie poradzić. Grill!
Karkóweczka, warzywko, no i piwo – zimne, oczywiście że zimne. Można też do sprawy podejść nowocześniej, subtelniej, i wtedy łosoś w sreberku – można z koperkiem, z natką pietruszki, czosneczkiem i masełkiem. No i schłodzone białe wino. Całkiem jak w Biblii.
Na tej górze Pan Zastępów przygotuje dla wszystkich ludów ucztę z tłustego mięsa, ucztę z wybornych win, z najpożywniejszego mięsa, z najwyborniejszych win. Zedrze On na tej górze zasłonę, zapuszczoną na twarz wszystkich ludów, i całun, który okrywał wszystkie narody; raz na zawsze zniszczy śmierć. Wtedy Pan Bóg otrze łzy z każdego oblicza, odejmie hańbę od swego ludu na całej ziemi, bo Pan przyrzekł. I powiedzą w owym dniu: Oto nasz Bóg, Ten, któremu zaufaliśmy, że nas wybawi; oto Pan, w którym złożyliśmy naszą ufność: cieszmy się i radujmy z Jego zbawienia! Albowiem ręka Pana spocznie na tej górze (Iz 25,6-10).
Wniosek: Grill też może mieć znaczenie eschatologiczne.
Plecami do Boga
Od strony Kasprowego na Beskid wdrapuje się grupa oazowych dzieci, może dwadzieścioro, z dwiema zakonnicami i księdzem na czele. Dzieciaki w trepkach, skórzanych sandałkach, tenisówkach, zakonnice i ksiądz w czarnych półbutach. Weszli, rozsiadają się na kamieniach. Ksiądz: – Kochani, patrzcie, patrzcie się na mnie, jesteśmy na szczycie. Cudowne są te nasze góry! Jakże cudowny musi być Pan Bóg, który je stworzył. Siostro Emiliano, proszę, odmówmy różaniec, żeby temu dobremu Panu Bogu podziękować. Dzieci, wyjmijcie różańce, prędziutko, bo nie mamy dużo czasu, zaraz wracamy na kolejkę, nie rozglądajcie się, skupcie się proszę troszeczkę. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego... No dzieciaki, pięknie tu, wracamy. Uważajcie na kamienie. Idziemy, idziemy, bo kolejka nie będzie czekać. Za plecami dzieci, sióstr i księdza pozostaje Świnica, różowiejąca w podwieczornym słońcu. Pyszni się święty dla Słowaków Krywań. Hruby układa się do snu nad Cichą Doliną. Cuda. Trwa, odprawia się wieczna liturgia.
Skoro znowu, o Panie, tym razem jednak nie wśród lasów Aisne, ale pośród stepów Azji, nie mam ani chleba, ani wina, ani ołtarza, wzniosę się ponad symbole aż ku czystemu majestatowi rzeczywistości i ofiaruję ci, jako Twój kapłan, na ołtarzu Ziemi całej trud i udrękę świata. Słońce rozświetla właśnie, hen tam, daleki rąbek najpierwszego Wschodu. Raz jeszcze, pod ruchomą powłoką jego ognia, żyjąca powierzchnia Ziemi budzi się, drga i podejmuje od nowa swój przerażający trud. Położę na mojej patenie, Boże mój, spodziewany owoc tego kolejnego wysiłku. Napełnię kielich sokiem wszystkich owoców, które dziś zostaną wyciśnięte (Pierre Teilhard de Chardin).
Wniosek: Najłatwiej Bogu zamknąć usta własnym gadaniem, zwłaszcza modlitewnym.
Bezsłowna mowa
Ponoć, jakby nie było, chrześcijańskiej Europie grozi, że zamiast dzwonnic i dzwonów niebo zaczną dźgać minarety i zamiast swojskiego bim-bam usłyszymy gardłowy śpiew muezina. Wszystko możliwe, skoro dzisiejsze Muzeum Hagia Sofia w Stambule to były meczet, a pierwotnie bazylika patriarchalna konstantynopolitańska. Jednak, na razie, dzwony jeszcze nie zamilkły i przeważnie odzywają się rano, wieczorem i w południe z wież kościelnych i dzwonnic (w niedziele mniej więcej pół godziny przed Mszami).
Obecnie najczęściej dzwonią w taki sam sposób na Mszę i na pogrzeb, na przyjazd biskupa i na pożar, na Anioł Pański i na rezurekcję. Zatraciliśmy bowiem umiejętność rozmawiania z dzwonami i przy ich pomocy. Czasami jeszcze cerkiewni dzwonnicy tę mowę znają, i jeszcze ktoś – reformowani ewangelicy, dzieci z zelowskiej parafii – „Zelowskie Dzwonki”. Ostatnimi czasy dzwony doczekały się nowych sąsiadów. O sowach, jaskółkach i jerzykach nie wspomnę, bo to starzy znajomi. Nowi sąsiedzi, którzy obsiedli kościelne wieże i dzwonnice to anteny telefonów komórkowych, ale to już inna historia. Chociaż czy inna, skoro do komunikowania służą?
Tak czy inaczej, tutaj czy tam, dzwonnica i minaret, kościół i meczet, dźwięk dzwonu czy dźwięk wydawany przez ludzkie gardło to głos, mowa, która powiadamia i zaprasza. Powiadamia, że w tej okolicy, gdzie wypoczywam, przez którą wędruję, pośród wielu ludzi, żyją mówiący tym samym językiem, który rozumiem i którym mówię. Nie jestem, tu gdzie jestem, obcym, ale u swoich.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.