Z pięknego, acz wciąż tajemniczego i budzącego respekt Sanktuarium na Gargano aż po ziemię ojczystą. Z lokalnego placu Piazza Duca d'Aosta w centrum Monte Sant’Angelo aż po lokalne ryneczki polskiej prowincji. Ta historia to świadectwo fenomenu. Fenomenu, który dowodzi, że gdy czegoś bardzo się pragnie, a pragnieniu temu towarzyszy dodatkowo Boże błogosławieństwo, wówczas stać się może doprawdy wszystko. Wypalić może nawet włoska peregrynacja na polskiej ziemi.
Po porannych mszach, odprawianych w najprzeróżniejszych językach, przychodzi moment rozpoczęcia procesji. Kościół jest wypełniony po brzegi. Nastrój oczekiwania. Szmer wiernych skutecznie zagłuszają zawodzenia włoskich płaczek. Śpiewają one dla świętego Michała Archanioła. Zbliża się siedemnasta. Za chwilę do groty przybędzie biskup pobliskiej Manfredonii. Po specjalnie skonstruowanych schodkach wejdzie pod samą figurę świętego Michała Archanioła, aby wyjąć z jego ręki miecz. To z nim – specjalnie ułożonym na czerwonej poduszce – oraz kopią figury będą iść w uroczystej procesji wszyscy pielgrzymi oraz mieszkańcy Monte.
Stało się. Idący z mieczem ksiądz biskup omal nie zostaje stratowany przez napierający na niego tłum. Każdy chce dotknąć ostrza. Choćby na chwilę. Wolontariusze otaczający duchownego mają pełne ręce roboty. Włoska mentalność nie zna pojęcia umiaru.
Zgromadzony w grocie tłum zdaje się kołysać coraz bardziej. Najgorzej jest w nawie głównej kościoła. Tam, gdzie ma się formować procesja. Gdzie za parę chwil przyjdzie biskup dzierżący miecz. Gdzie zejdą się duchowni. Gdzie będą niesione kamienie z groty. Gdzie będzie niesiony On. Największy patron tego miejsca. Ludzie zaczynają się tratować. To już nie jest przepychanie. To walka. O to, aby dotknąć, aby być możliwie najbliżej. Aby spojrzeć mu w oczy. Tak bardzo tego pragną. Tak bardzo wierzą.
Całus z balkonika
Na ulicy wcale nie jest lepiej. Tutaj także nie idzie się przecisnąć. Tłum wiernych gęstnieje z każdą minutą. Tego wieczora populacja maleńkiego Monte Sant’Angelo prawdopodobnie się potraja. Idą wszyscy. Od najmłodszych – przebranych za bohaterskiego Michała Archanioła – po najstarszych.
Jak choćby ta pani. Podprowadzona przed róg domu przez córkę i wnuczkę. Oparta o balkonik oczekuje na swego potężnego patrona. Stojący wokół gapie, widząc sytuację, próbują stawać w taki sposób, aby babuleńce nie zasłaniać. Ona się przecież nie przepchnie. Nie ma szans w starciu z młodszymi i silniejszymi. Wreszcie się udaje. Ma miejsce. Przy samej trasie. Tu powinno być dobrze. Jeszcze tylko chwila oczekiwania. Michał Archanioł lada moment przejdzie także i przez jej dzielnicę.
Odgłos trąb. Idą. Wpierw orkiestra, dalej oficjele. Są poczty sztandarowe. Przedstawiciele różnych zawodów, cechów rzemieślniczych. Wszyscy w tradycyjnych strojach. Potem ministranci. Dziś stawili się niemal w komplecie. Jest ich kilkudziesięciu, ubranych w białe alby. Wreszcie idą duchowni. Księża, biskupi. Na końcu niosą Jego.
Gdy statua świętego Michała przechodzi tuż obok wyczekującej kobieciny, pokorna babuleńka przykłada tylko dłoń do ust i wysyła swemu ulubieńcowi soczystego całusa. Trwa to ułamek sekundy. Więcej nie wytrzyma. Musi na nowo chwycić się podtrzymującego jej ciało balkonika. Ale pocałowała go. Wysłała Aniołowi włoski „unbacio”. Wierzy, że już wkrótce się spotkają. Jest szczęśliwa.
Włoska inspiracja
W gronie księży idzie także on. Młody, szczupły, wysoki. Z gęstymi czarnymi brwiami. Chudą szyją. Uważnie obserwujący, co się wokół niego dzieje. Widzi ludzi machających figurze chusteczkami z balkonów. Dostrzega przeciskających się młodzieńców, którzy chcą towarzyszyć świętemu Michałowi przez całą trasę procesji. Spostrzega też pewną zaokrągloną panią, która ostrym kuksańcem próbuje wymierzyć sprawiedliwość rozpychającemu się młodemu gagatkowi. Ten jest jednak tak podniecony, że nawet nie czuje uderzającej w niego damskiej torebki. Patrzy tylko na figurę. Widząc tę scenkę, młody ksiądz tylko się uśmiecha. Jak on doskonale rozumie tego chłopaka! Ileż sam dałby jeszcze kilka lat temu, aby tu być! Aby to wszystko oglądać na własne oczy! Dziś Bóg wysłuchał jego pragnienia.
Ksiądz Piotr ogląda się za siebie. Widzi Go. Jest tuż za nim. Jakieś piętnaście metrów. Niesiony przez czterech panów w elegancko skrojonych czarnych garniturach. Ubranych w białe koszule, ciemne krawaty i białe rękawiczki. Niosą świętego Michała na drewnianym piedestale. Udekorowanego wiązankami kwiatów. Figura bardzo powoli i starannie posuwa się do przodu. Bez pośpiechu, ale też bez zbędnych przystanków. Dostojnie. Piotr przystaje. Któryż to już raz podczas tej procesji. Znów to robi. Spogląda Aniołowi w oczy. Bierze z tej chwili, ile tylko może. Z letargu wybudza go dopiero lekkie szturchnięcie idącego za nim kapłana. No, tak. Piotr troszkę się zamyślił. Idący przed nim w procesji ksiądz jest już kilkanaście metrów dalej. Trzeba dołączyć.
Wyrównując szyk, ks. Piotr raz jeszcze spogląda na stojących wzdłuż ulicy gapiów. Widzi sześcioosobową rodzinę. Mężczyzna przytula żonę. Przed nimi czwórka przystojnych chłopaków. Najstarszy i najwyższy z nich bierze na ręce najmniejszego.
– Zobaczę Michała? Zobaczę Michała? – dopytuje ten głośno.
– Zobaczysz, zobaczysz – uspokaja starszy. – Teraz już na pewno.
– Dzięki Fabio masz najlepszą miejscówkę z nas wszystkich – w rozmowę wtrąca się szeroko uśmiechnięty ojciec. – Coś mi się wydaje, że nawet lepszą od taty.
– Co ty nie powiesz? – obejmowana w pasie przez męża kobieta nie wytrzymuje. Z wesołą uszczypliwością spogląda nad siebie, jakby chcąc sprawdzić, czy mąż usłyszał jej uwagę.
– Aj, przepraszam. Zapomniałem, że akurat tatuś w tej chwili ma najlepszą miejscówkę ze wszystkich na procesji.
– Ale to ja będę widział świętego Michała najlepiej! – wraca do swojego ulubionego tematu najmłodszy z synów, wygodnie już usadowiony na barkach starszego brata. – O, nawet już go widzę. Jest! Jest!
Widząc całą tę scenkę, Piotr znów nie potrafi powstrzymać uśmiechu. Niebieskie oczy stają się coraz mniejsze i mniejsze. A usta rozciągają się w uśmiechu coraz szerzej. Dobrze mu dzisiaj w tej procesji. Trzeba być ślepym i głuchym, aby nie dostrzec, że dziś w Monte Sant’Angelo dzieje się coś dobrego. Bardzo dobrego. Piotr już wie, że będzie chciał tu wracać. I to jak najczęściej.
Na stulecie
– Zróbmy kopię figury – na pomysł Piotra Władysławowi aż wysmykuje się filiżanka z palców.
– Ale przecież organizujemy już pielgrzymki na Górę Gargano dla Polaków – zauważa ojciec Władysław, kustosz anielskiego sanktuarium.
– Ale to nie wystarcza. Nie każdy przyjedzie na Monte Sant’Angelo. Trzeba nam przywieźć Michała do Polski.
– Naprawdę myślisz, że się przyjmie?
– Byłem wczoraj na procesji…
– Wiem, szedłem parę metrów za tobą.
– To było niezwykłe. To było takie… Takie… – Piotr najwyraźniej nadal pozostaje pod ogromnym wrażeniem wczorajszych wydarzeń.
– …mistyczne?
– Tak. Mistyczne. Ci klękający przed figurą ludzie. Machający mu z balkonów. Pozdrawiający z drzwi swoich domów. Uśmiechy, płacze, wzruszenia…
– Bo to są Włosi, Piotr. Pamiętaj, że tutejsza duchowość nieco się różni od naszej. Polacy wcale nie muszą tak reagować. Włosi są bardzo ekstrawertyczni. Wszystkiego chcą dotknąć, powąchać, przeżyć bardzo dosłownie. Zresztą, ty to wszystko wiesz. Przyjeżdżasz na Gargano nie pierwszy już raz. Spowiadasz tych ludzi, odprawiasz msze po włosku. Znasz ich…
– Ja to wszystko rozumiem, Władek. Niemniej uważam, że powinniśmy spróbować. Dajmy szansę także Polakom. Niech święty Michał zdecyduje, czy chce pielgrzymować po naszym kraju. Jak Opatrzność będzie chciała takiego nawiedzenia, to ono się wydarzy. A jeśli nie, to na nic nasze dywagacje.
– Powiem ci, że to wygląda nawet coraz ciekawiej… – zmienia dotychczasowy sceptyczny ton ojciec Władysław. Jakby entuzjazm Piotra w pewien sposób zaczął go zarażać. Tak szybkiego efektu nie spodziewał się nawet sam Piotr. – Czekaj, czekaj… W 2021 roku obchodzimy stulecie zgromadzenia.
– Tak, pamiętam.
– A pamiętasz o ostatnim dekrecie generalatu w sprawie nowenny przygotowującej nas do tego jubileuszu?
– Oczywiście. Każdy kolejny rok z tych pozostałych dziewięciu ma być poświęcony czemuś innemu…
–… – ojciec Władysław nic już nie mówi. Spogląda tylko prosto w oczy Piotrowi, czekając, aż ten sam domyśli się, w czym rzecz.
– No tak! Rzeczywiście! – Piotr aż uderza się dłonią w czoło. – Że też nie skojarzyłem! Ten najbliższy, 2013 rok, ma być przeżywany pod znakiem Michała Archanioła!
– No właśnie! Sam więc widzisz. Coś w tym twoim pomyśle chyba jest…– ojciec Władysław na chwilę poważnieje. – Ale, Piotr… Myślę, że wpierw powinieneś porozmawiać o tym wszystkim z Generałem…
Stefan Czerniecki
czerniecki.net
Powyższy fragment pochodzi z książki „Czas mocy. Tajemnicza wędrówka św. Michała” autorstwa Stefana Czernieckiego, wydanej nakładem Towarzystwa „Powściągliwość i Praca” w Markach. Książka jest już dostępna w naszej księgarni pod adresem www.kjb24.pl.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.