Wielka powódź może stać się punktem wyjścia do solidarnych działań, za sprawą których nie tylko uda się zapobiec podtopieniu, ale także pokonać niemal każdą bezradność społeczną.
Dwudziestolecie polskiego samorządu przypada w okresie usuwania skutków powodzi, która w połowie maja i na początku czerwca 2010 r. zalała lub podtopiła 2157 miejscowości w 660 gminach leżących w dorzeczu Wisły i Odry. Po wodą znalazło się 554 tys. hektarów ziemi, ponad 30 tys. osób zostało zmuszonych do ewakuacji, a 25 straciło życie w kontakcie z żywiołem.
W porównaniu z tzw. powodzią stulecia z 1997 r., w której zginęło 117 mieszkańców Polski, Czech i Niemiec, ten kataklizm miał nieco łagodniejszy przebieg, jednak przyczyny i dynamika obu zdarzeń były podobne. Obie powodzie miały charakter opadowy i wystąpiły gwałtownie. Intensywne, lecz krótkotrwałe opady atmosferyczne prowadzą zazwyczaj do lokalnych podtopień, jednak przy braku bujnie rozwiniętej roślinności oraz wysokim poziomie wód gruntowych wywołanych wcześniejszymi opadami, nowe opady przekraczające kilkadziesiąt milimetrów słupa wody w ciągu doby są w stanie wywołać zagrożenie powodziowe w skali całego kraju. Wezbrane rzeki górskie i podgórskie tworzą wówczas tzw. falę powodziową, która kulminuje się w wolniej przemieszczających się wodach niżej położonych odcinków rzek.
Wysokie straty materialne, szacowane obecnie przez rząd na co najmniej 10 mld złotych, oraz fakt, że wydatki publiczne na ich likwidację wielokrotnie przekraczają wydatki na zapobieganie powodziom, powinny skłonić władze publiczne do zmiany strategii w zakresie bezpieczeństwa powodziowego. Z informacji udzielonej przez MSWiA portalowi www.money.pl (maj 2010) wynika, że w ciągu ostatnich 13 lat państwo polskie wydało na inwestycje przeciwpowodziowe zaledwie 4,5 mld złotych, podczas gdy likwidacja szkód po powodzi tysiąclecia i kilku następnych pochłonęła co najmniej 28 mld złotych. Zasiłki dla powodzian objęły tylko 333 mln złotych z tej sumy, na remonty zniszczonych dróg i budynków komunalnych wydano 4,5 mld, natomiast pozostałe środki przeznaczono na odtworzenie infrastruktury przeciwpowodziowej, czyli na naprawę wałów, jazów, śluz i urządzeń melioracyjnych. Wydatki na nowe inwestycje w tej dziedzinie przedstawiają się o wiele skromniej. Ze wspomnianej kwoty 4,5 mld złotych większość pochłonął Program dla Odry 2006 (3,5 mld), który po powodzi tysiąclecia uznano za priorytetowy, a na kolejne lata zaplanowano dalsze wydatki w ramach Programu dla Wisły 2020 i Programu Żuławskiego 2030.
Wszystkie te inwestycje powinny poprawić bezpieczeństwo powodziowe w Polsce, bo Wisła, jedna z największych europejskich rzek, wciąż pozostaje rzeką na wpół dziką, słabo uregulowaną i praktycznie nieżeglowną. Z punktu widzenia bezpieczeństwa powodziowego ważna jest koordynacja prac w całym dorzeczu. Poprawa stanu obwałowań i oczyszczenie koryta na jednym odcinku rzeki może doprowadzić do powodzi w miejscu, w którym takich prac nie podjęto, gdyż prowadzi do nierównomiernego przemieszczania się fali wezbraniowej.
W opinii części hydrologów wycofanie zabudowy i aktywności człowieka z obszarów zalewowych jest tańszym i skuteczniejszym rozwiązaniem niż dalsze wypiętrzanie wałów. Zdaniem dra inż. Janusza Żelazińskiego z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej przerwanie wałów na Wiśle w okolicach Sandomierza i Kazimierza Dolnego ocaliło Warszawę w czasie tegorocznej powodzi, zmniejszyło bowiem o 20-30 cm wysokość fali kulminacyjnej w stolicy, która na tamtejszym wodowskazie przekroczyła stany alarmowe, sięgając 780 cm. Tworzenie polderów i obwałowań odsuniętych jak najdalej od koryta rzek, a jednocześnie przeznaczanie możliwie dużych terenów pod zalanie tam, gdzie to tylko możliwe, powinno zdaniem Żelazińskiego przynieść lepsze efekty niż podejmowanie zaawansowanych robót hydrologicznych zmierzających wyłącznie do zwiększenia retencji w sztucznych zbiornikach lub zwiększania prędkości przepływu masy wód w samym korycie rzeki. Zdaniem innych hydrologów tych ostatnich prac nie można jednak lekceważyć. Prof. Maciej Zalewski z Uniwersytetu Łódzkiego jest przekonany, że bez rozbudowy systemu sztucznych zbiorników nie będziemy w stanie zatrzymać nawet części tych wód opadowych, jakie w przeszłości były zatrzymywane na obszarze Polski przez wielkie obszary leśne, gęstą roślinność i małe zbiorniki wodne masowo tworzone niegdyś przez człowieka.
W pierwszych tygodniach po tegorocznej powodzi 110 tys. osób i 5 tys. firm wystąpiło o odszkodowania do swoich ubezpieczycieli, co wymownie świadczy o skali szkód. Ubezpieczanie się od szkód powodziowych nie jest obowiązkowe, a ponadto jest relatywnie drogie, z kolei tańsze polisy nie pozwalają na wyrównanie wszystkich strat, dlatego rząd przewidział trzy kategorie zasiłków dla rodzin dotkniętych skutkami powodzi. Mają one sięgać 6, 20 i 100 tys. złotych w zależności od wielkości szkód i będą wypłacane przez samorządy. Zdaniem Michała Boniego, szefa Komitetu Stałego Rady Ministrów, około 25 tys. rodzin może skorzystać z tej formy pomocy.
W czerwcu 2010 r. rząd przyjął projekt ustawy o usuwaniu skutków powodzi, który poparły wszystkie kluby parlamentarne. Ustawa ta przewiduje m.in., że przedsiębiorca, który w związku z powodzią został zmuszony do zaprzestania lub ograniczenia działalności gospodarczej między majem a lipcem tego roku, będzie mógł uzyskać nieoprocentowaną pożyczkę z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych na wypłatę wynagrodzenia swoim pracownikom, z kolei przedsiębiorcy, których dochody spadły na skutek powodzi o co najmniej 15%, będą mogli skorzystać z pomocy przewidzianej w ustawie o łagodzeniu skutków kryzysu ekonomicznego dla pracowników i przedsiębiorców z 1 lipca 2009 r.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.