Szkoła obniża loty

Niedziela 41/2010 Niedziela 41/2010

W świecie kultu pieniądza zauważamy, że społeczeństwo powoli przywraca zawodowi nauczyciela niegdysiejszy autorytet. Nie dlatego, że nauczyciele zarabiają dużo, ale z tego powodu, że Polacy na nowo odkryli wartość wiedzy. Wykształcenie wyższe chce już zdobyć 80 proc. uczącej się młodzieży

 

Kontrakty świadczą raczej o determinacji nauczycieli, którzy tym sposobem pragną wychowywać i uczniów, i rodziców. Mogą też okazać się pomocne w odbudowywaniu rodzinnych więzi. Jednak problem tkwi w czym innym.– Szkoła nie jest samotną wyspą. To społeczeństwo w pigułce. W szkole, jak w soczewce, skupiły się wszystkie patologie polskiego życia społecznego – wyjaśnia Stefan Kubowicz, nauczyciel matematyki z Krakowa, wieloletni przewodniczący Krajowej Sekcji Oświaty NSZZ „Solidarność”. Wiele szkół ma już własne brygady ochroniarskie i kamery do monitoringu, by sprawdzać, co też uczniowie robią na przerwie. Zagrożeniem są nie tylko papierosy, ale ogólnodostępne dopalacze i nielegalne, przemycane do szkół narkotyki. W ankietach szkolnych 47 proc. chłopców i 44 proc. dziewcząt w wieku 15-19 lat przyznało się, że pije alkohol. Z tym pilnowaniem przez rodziców jest kiepsko. Ale też i rodzice własne zaniedbania wychowawcze chcą zrzucić na szkołę.

Wiedza w strzępach

Z deklaracji młodzieży wynika, że chce podjąć studia, bo otwierają przed nią szersze perspektywy. Tymczasem nauczyciele alarmują, że polska szkoła pod kierownictwem obecnych władz Ministerstwa Edukacji Narodowej coraz bardziej zawęża zakres nauki i obniża poziom. – W sytuacji, gdy w naporze wiedzy coraz trudniej jest się człowiekowi zorientować, jak zrozumieć rządzące światem mechanizmy, odnosi się wrażenie, że polska szkoła chce wypuszczać nieuków – skarży się egzaminatorka z Lublina, która sprawdza prace maturalne. Zaliczenie matury umożliwia już 30 proc. zdobytych przez ucznia punktów. Wyraźnie widać, że licea ogólnokształcące zamieniają się w wąsko profilowane. Nauczyciele mówią wprost, że wprowadzona po raz pierwszy po 20 latach na maturę matematyka zawierała łatwiejsze zadania, niż przygotowano na końcowe egzaminy gimnazjum!

Tematy maturalne odnoszą się do wycinkowo poznanych lektur, które uczniowie mają obowiązek czytać tylko we fragmentach. Protestują poloniści nie tylko dlatego, że wali się kanon lektur szkolnych, który był kulturowym kodem Polaków. Niezrozumiałe stają się postawy bohaterów literackich, a można je ocenić tylko po przeczytaniu utworu w całości. Podobnym eksperymentom obecne kierownictwo MEN chce poddać historię. W gimnazjum ma się ona kończyć na wiadomościach o I wojnie światowej. W liceum niektórzy uczniowie pożegnają się z historią po pierwszej klasie, bo potem będą już obowiązywały bloki tematyczne. Pełny zakres historii mają szansę zgłębiać tylko ci, którzy wybiorą profil humanistyczny. Autorzy podstawy programowej uznali, że uczniom, którzy zdecydują się na kierunek przyrodniczo-matematyczny, znajomość historii będzie niepotrzebna.

Oświatowa „Solidarność” protestuje. Wśród 21 postulatów dla oświaty przygotowanych przez „S” widnieje żądanie „wycofania nowej podstawy programowej kształcenia ogólnego, ograniczającej nauczanie ojczystej literatury i historii”. Ale MEN nie podejmuje rozmów w tej sprawie. „Miał być dialog społeczny, jest dyktatura” – wołali podczas pikiety pod URM protestujący 9 września nauczyciele.

Niepokoje nauczycieli, zarówno Związku Nauczycielstwa Polskiego, jak i „Solidarności”, budzą też próby zadekretowania rozporządzeniem MEN włączania do szkoły powszechnej uczniów ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi. – Pomysł, że po 40-godzinnym przeszkoleniu nauczyciel będzie specjalistą od nauczania uczniów niedowidzących, niewidomych czy głuchych, a jednocześnie w tej samej klasie będzie uczył dzieci bez jakichkolwiek dysfunkcji, jest chory – komentuje Ryszard Proksa, szef oświatowej „Solidarności”. – Istnieją w Polsce szkoły integracyjne, ale są do tej roli odpowiednio przygotowane – dodaje. Przyjmowanie do szkoły powszechnej tej grupy dzieci wymagać będzie też od nauczycieli opracowywania specjalnych programów. – To powolna likwidacja szkół specjalnych – dodaje Proksa.

Ewa Kryńska, dyrektor Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Dzieci Słabowidzących nr 8 w Warszawie, uważa, że podczas 40-godzinnego przeszkolenia nie da się wykształcić nauczyciela do pracy z dzieckiem słabowidzącym. – Takie umiejętności zdobywa się dopiero po ukończeniu 3 semestrów studiów podyplomowych i specjalizacji tyflopedagogicznej – dodaje. Uważa, że dziecko niedowidzące lub niewidome może sobie radzić w szkole publicznej pod warunkiem, że nie będzie tam agresji, a praca z uczniem odpowiednio wykształconego nauczyciela zostanie wsparta pomocą rodziców, klasy i szkoły.

Nauczyciele ze szkół specjalnych z Poznania twierdzą, że najczęściej takie dzieci wracają do szkół specjalnych, gdzie klasy są mniej liczne i bezpieczne. Wracają wycofane, z poczuciem odrzucenia. Wniosek jest jeden: integracja bez odpowiedniego przygotowania nauczycieli, szkoły i zaangażowania rodziców jest dla dziecka szkodliwa. Kto jak kto, ale „specjaliści” z MEN powinni o tym wiedzieć.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...