Rekolekcje, rygor-lekcje, show

Tygodnik Powszechny 10/2011 Tygodnik Powszechny 10/2011

Jeszcze nie tak dawno rekolekcje prowadziły do jednego celu: do spowiedzi i komunii. Dzisiaj ich celem jest zharmonizowanie moich przekonań, decyzji, wyborów i postanowień z zamiarami Boga względem mnie i względem ludzi, pośród i dla których żyję.



Dla tych, co blisko i co daleko

Homilia z natury rzeczy jest częścią mszy, a więc jest przeznaczona dla tych, którzy już zaufali Jezusowi i usiłują być Jego ciałem, krwią i słowem. Dlatego homilia ma za zadanie podtrzymywać na duchu, umacniać, pocieszać. Inny zaś charakter mają homilie i kazania głoszone tym, którzy jeszcze o Chrystusie nie słyszeli lub znają Go tylko jakby ze słyszenia czy widzenia, ale jeszcze Mu nie zaufali.

Tego typu słuchaczy wcale nie trzeba szukać gdzieś daleko w tak zwanych krajach misyjnych. Wystarczy kościelny ślub, pogrzeb, pierwsza komunia czy nawet chrzest. Aż żal, że właśnie wtedy, tam, gdzie ci ludzie sami się gromadzą, wysyłamy prezbiterów starych, schorowanych, słabych nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Na dodatek, ci umęczeni prezbiterzy muszą obsługiwać pędzącą w zawrotnym tempie obrzędową taśmę: pogrzeb co dwadzieścia minut, ślub co pół godziny.

Mamy więc już w Polsce może nie kraj, ale miejsca, gdzie Kościół ma obowiązek być misyjnym, czyli takim językiem mówić o Bogu, żeby obojętni na wiarę i niewierzący mogli się z Bogiem zapoznać i Go polubić. Nie wystarczy w kółko powtarzać, że Bóg jest i nas kocha, trzeba unaocznić, jak się to kochanie dzieje, w czym się przejawia. Bóg cię kocha, słyszy stojący pod chórem i myśli sobie: „Może tak, może nie? Niewiele dobrego z tej miłości mam, skoro wczoraj zbankrutowała moja firma, żonę odwiozłem do szpitala, syna pobili na dyskotece, że o zapłaceniu za protezę zębową nie wspomnę. Więc jak to jest z tą Bożą miłością, proszę przewielebnego kaznodziei?”.

Bóg w zasięgu ręki

Podobnie jak do homilii, podchodzimy do rekolekcji i choć mają one różne kształty, to mają ten sam cel – usłyszenie, co dzisiaj Bóg mówi do swojego Kościoła. Więcej, chodzi nie tylko o usłyszenie, ale o zobaczenie Boga w tym, co się dzisiaj i tutaj dzieje. Nasz Bóg bowiem nie każe na siebie czekać, gdyż nie mieszka gdzieś tam, ale z nami. Na skierowane do Niego pytanie: „Gdzie mieszkasz?”, nasz Bóg odpowiada: „Chodźcie, zobaczcie” (por. J 1, 39).

Co do różnych form przeprowadzania rekolekcji, to mamy tego całe mnóstwo. Tradycyjne rekolekcje wielkanocne i adwentowe. Tak zwane rekolekcje zamknięte w domach rekolekcyjnych, trwające od kilku dni aż do miesiąca. Nieraz w całkowitym milczeniu. Rekolekcje pielgrzymkowe, czyli w drodze, jak też na rozpoczęcie roku szkolnego, dla lekarzy, adwokatów, księży, kleryków, zakonnic, biskupów, dla narzeczonych, maturzystów, chorych, w podeszłym wieku.

Dający rekolekcje, prowadzący czy asystujący różnie je organizują. Można jednak te różnice sprowadzić do dwu sposobów. W jednym główną rolę odgrywa prowadzący. On głosi nauki, uczestnicy słuchają. Drugi sposób daje większe szanse uczestnikom. To rekolektant odprawia rekolekcje, a duchowny mu towarzyszy. Stoi obok niego i daje z siebie tyle, ile trzeba. Zawsze jednak musi uważać, by rekolektanta w niczym nie wyręczać, gdyż to on, odprawiający rekolekcje, ma się porozglądać po swojej przeszłości, ma się przypatrzeć dniowi dzisiejszemu i odnaleźć, a następnie oddzielić to, co od Boga, od tego, co nie od Boga pochodzi. Na tym jednak nie koniec.

Najtrudniejsze dopiero przed nami. Wybierać pomiędzy dobrem a złem to zajęcie względnie proste, pod warunkiem, że się nie dzieli włosa na czworo. O wiele trudniej dokonać rozeznania i wyboru pomiędzy dobrem większym a mniejszym. To znaczy pomiędzy tym, co mi przychodzi łatwiej, a tym, co nastręcza więcej trudności, ale zarazem daje możliwość pełniejszej współpracy z Bogiem. Robić doktorat, bo ma się ku temu talent, czy może dać sobie spokój, bo gdzie indziej niż na uniwersytecie zarobię więcej? Albo: małżeństwo czy celibat? I wcale nie chodzi o to, że aż tak trudno zrezygnować z małżeństwa, bywa, że równie trudno zrezygnować z celibatu dla małżeństwa, gdy celibat jest koniecznym warunkiem dla zostania prezbiterem.

Rekolekcje zatem to czas, kiedy chrześcijanin boryka się ze sobą samym, ze swoim rozumem, sumieniem, ze swoimi emocjami. Chodzi przecież o to, by człowiek, jak mówi Ignacy z Loyoli, uzyskał „świętą obojętność” wobec siebie, innych ludzi, wobec wartości materialnych i duchowych. Mówiąc dzisiejszym językiem, chodzi o to, by chrześcijanin był człowiekiem wolnym, który z własnej woli trzyma się Boga i z Nim współdziała. Mało tego, gdy zajdzie taka potrzeba, a czasami konieczność, gotów jest iść wszędzie tam, gdzie go Bóg, przecież Ojciec, pośle, a gdzie można stracić nie tylko pieniądze i zdrowie, ale i życie.

Dobra kuchnia i ciepły piec

Czasami uważa się, że wielki post, a co za tym idzie i rekolekcje wielkopostne, to jeden ciąg umartwień, odizolowywania się od tak zwanego świata i jego przyziemnych spraw, wyjście ze sfery profanum, czyli taki swoisty urlop od normalnego życia i zanurzenie się w czystym, bo duchowym sacrum. Tymczasem Ignacy radzi coś wprost przeciwnego. Przełożonemu domu, w którym odbywają się rekolekcje, nakazuje, by dla rekolektantów przygotował pokoje najbardziej nasłonecznione, ciepłe, wygodne. Należy też rekolektantów żywić tak, jak się karmi chorych, a więc możliwie najlepiej. Cel tych śmiałych rad jest taki, by odprawiający rekolekcje nie tylko nie ponieśli uszczerbku na zdrowiu, ale by spokojnie mogli zająć się sprawami bardziej istotnymi, bo decydującymi o duszy człowieka, czyli o jego nastawieniu do rzeczywistości, w której żyje. A zatem czy rekolekcje się udadzą, czy też nie, zależy nie tylko od rekolekcjonisty, ale i od rekolektantów, jak też kucharzących i sprzątających.

Dlatego rekolekcje to nie tylko nauki, konferencje, kazania, homilie. Jeszcze nie tak dawno rekolekcje prowadziły do jednego celu, do spowiedzi i komunii. Dzisiaj ich celem jest zharmonizowanie moich przekonań, decyzji, wyborów i postanowień z zamiarami Boga względem mnie, względem ludzi pośród i dla których Bóg i ja żyjemy, i względem tego skrawka przestrzeni, jaki zajmuję, a nawet dalej, bo wiadomo przecież, że również od leciutkiego trzepotu motylich skrzydeł zależy los lodowców. Stąd chrześcijańska asceza nie może być rozumiana jako uwolnienie się od „marności światowych” i ucieczka do krainy czystego ducha. Jednako ważne dla chrześcijanina jest ołtarz i łóżko, bo i kapłaństwo, i małżeństwo jest sakramentem, a więc znakiem upewniającym człowieka, że ze strony Jezusa Chrystusa nic się od tych dwu tysięcy lat nie zmieniło. Wciąż żyje On na tej Ziemi.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...