Od 60 do 95 proc. dzieci poczętych metodą in vitro umiera. Istnieje spore ryzyko, że te, które przeżyły, urodzą się z wadami rozwojowymi. Zdumiewające, że „sztuka lekarska” – nauka, ratująca życie ludzkie, to samo życie świadomie uszkadza i niszczy.
Kliniki in vitro przedstawiają się jako ośrodki kompleksowego leczeniu niepłodności. Jednak wszczepienie do ciała kobiety poczętego „na szkle” zarodka nie uzdrowi jej z niepłodności. Ta sama pacjentka, która przed zabiegiem przejawiała niemożność zajścia w ciążę, również po nim nie będzie w stanie począć dziecka naturalnie, poprzez współżycie seksualne.
Antymedycyna
Mimo że sztuczny rozród nikomu jeszcze zdrowia – a tym bardziej płodności – nie przywrócił, tegoroczny Nobel za nowatorskie osiągnięcia medyczne trafił w ręce jego twórcy, Roberta Edwardsa. „Jego dokonania umożliwiły leczenie bezpłodności, stanu medycznego dotykającego dużą cześć ludzkości” – uzasadnili swój wybór członkowie Komitetu Noblowskiego. Tylko że ta sama medycyna, mająca na celu ratowanie życia ludzkiego, to życie świadomie uszkadza albo niszczy?
Z raportu sporządzonego dla Ministerstwa Zdrowia Republiki Włoskiej wynika, że na dwadzieścia uzyskanych w drodze zapłodnienia pozaustrojowego embrionów, tylko jeden ma szansę na przeżycie. Ponadto dzieci poczęte in vitro znacznie częściej od tych poczętych drogą naturalną narażone są na: śmierć okołoporodową, porażenie mózgowe, wcześniactwo, niską wagę urodzeniową, problemy z sercem, zniekształcenie układu rozrodczego czy też nowotwór oczu albo skóry. Wiceprzewodniczący Rosyjskiej Akademii Nauk Medycznych, Aleksander Baranow, we wrześniu 2009 r. apelował do władz, aby nie refundowały zabiegów in vitro, gdyż „przy stosowaniu tej metody wzrasta ryzyko urodzin dzieci z wadami”. Okazało się bowiem, że w Rosji 75 proc. dzieci „z próbówki” jest inwalidami. Tymczasem, jak komunikują przedstawiciele ESHRE (European Society of Human Reproduction and Embriology): „Leczenie niepłodności winno być uwieńczone narodzinami zdrowego dziecka”.
Dlatego Światowa Organizacja Zdrowia nie tylko nie rekomenduje sztucznego rozrodu, ale i ostrzega przed szkodliwością tejże metody dla kondycji matki. Prócz wzrostu zapadalności na raka jajników, wśród pacjentek klinik in vitro udokumentowano również przypadki zgonów na skutek komplikacji zaistniałych podczas zabiegu.
Zarodek jak koło zapasowe
Przy użyciu techniki sztucznego rozrodu zwanej in vitro i praktykowanej w Polsce od blisko 20 lat, rozmnaża się nie tylko człowieka, ale również bydło, owce i trzodę chlewną. Jak dokładnie wygląda i na czym polega ta metoda?
Pojedyncza komórka jajowa połączona z plemnikiem daje maksymalnie jeden zarodek. Żeby zaistniało przynajmniej 25-procentowe prawdopodobieństwo otrzymania ciąży z in vitro, trzeba zapłodnić nie jedną, a kilka komórek jajowych, by w efekcie, po połączeniu ich z męskim nasieniem, postało minimum sześć zarodków. Problem w tym, że podczas gdy mężczyzna produkuje średnio trzy tysiące plemników na sekundę, kobieta wytwarza tylko jedną komórkę jajową miesięcznie. Jak zatem pobrać od pacjentki kilkanaście takich komórek za jednym razem? Kompletowanie gamet raz na miesiąc – po jednej z każdego cyklu mija się z celem, bowiem w związku z kruchością ich życia istnieje spore ryzyko, że te pobrane w pierwszej kolejności nie dożyją implantacji.
Stąd konieczność przeprowadzenia farmakologicznej części in vitro, polegającej na podaniu pacjentce leków hormonalnych (hiperowaulacyjnych), mających spowodować masowe dojrzewanie gamet w jajnikach. Zastosowane środki, jako że silnie „przestrajają” organizm kobiety, mogą szkodzić jej zdrowiu (powodują m.in. nadciśnienie tętnicze). Otrzymane w wyniku lawinowej produkcji komórki wydobywa się z ciała pacjentki, aby następnie, w środowisku laboratoryjnym połączyć je z plemnikami. Tak zapłodnione zarodki umieszcza się w inkubatorach, gdzie prowadzona jest ich hodowla. Po kilkudniowej obserwacji z mniej więcej sześciu poczętych dzieci embriolog wybiera dwójkę najzdrowszych, a więc najlepiej rokujących do dalszego życia i wszczepia je do macicy pacjentki, gdzie na skutek częstych powikłań wiele z nich umiera.
O skierowaniu embrionów do implantacji decyduje ich jakość, a więc m.in. liczba i symetryczność komórek. Pozostałe cztery zarodki, którym na skutek wstępnej selekcji odebrano prawo do życia, zamraża się w inkubatorze w temp. ok. minus 195°C. Tam, zawieszone między życiem a śmiercią istnienia, czekają – niczym koła zapasowe – na wykorzystanie w razie niepowodzenia uzyskania ciąży z wytypowanego w pierwszym „rzucie”, silniejszego rodzeństwa. Wiele z nich jeśli nie umiera, to przynajmniej słabnie na skutek intensywnego chłodzenia w ciekłym azocie.
Zdarza się, że w celu spotęgowania szansy na uzyskanie ciąży embriolodzy typują do implantacji więcej niż dwa zarodki. Taka decyzja niesie ze sobą ryzyko wystąpienia ciąży mnogiej, a ta z kolei zwiększa niebezpieczeństwo śmierci okołoporodowej oraz wystąpienia (u matki bądź dziecka) rozmaitych powikłań. Wówczas w celu zniwelowania potencjalnych zagrożeń i zwiększenia szansy na prawidłowy rozwój ciąży, wykonuje się zabieg embrioredukcji polegający na zabiciu nadmiaru zarodków zaimplantowanych do macicy.
Embrion – preludium życia
Przedmiotowe traktowanie czyli selekcjonowanie, osłabianie aż w końcu uśmiercanie życia ludzkiego kłóci się ze słowami Jana Pawła II, który kilka lat temu apelował: „W centrum wszelkich poszukiwań naukowych należy stawiać zawsze człowieka – osobę z przyrodzoną godnością i niezbywalnym prawem do życia od samego początku aż do naturalnego kresu”.
Zwolennicy in vitro często twierdzą: „zarodek to jeszcze nie człowiek”. W którym więc momencie się nim staje? Jaka cecha, właściwość, element tego zarodka decyduje, że zmienia on swój status z tkanki na człowieka?
Embrion zawiera w sobie unikatowy dla każdego człowieka kod genetyczny czyli informacje o jego cechach fizycznych i psychicznych. Jest więc jednym z kilku spójnych, poprzedzających się wzajemnie i wynikających jeden z drugiego, etapów rozwoju istoty ludzkiej. Fakt, że wraz z momentem zapłodnienia zygota zaczyna rozwijać się samodzielnie, według własnego programu oraz że od chwili powstania aż do naturalnej śmierci zrodzonego z niej człowieka pobiera pokarm, tlen i wodę ze środowiska, jednocześnie je wydalając, to tylko kolejny, tym razem stricte biologiczny dowód na to, że życie ludzkie zaczyna się od połączenia męskiej i żeńskiej gamety czyli zapłodnienia.
„Sztuka lekarska”, od zamierzchłych czasów lecząca i zapobiegająca chorobom, dziś za sprawą sztucznego rozrodu, staje się kapryśną wyrocznią, która kosztem narodzin jednego, wytypowanego przez embriologa człowieka, już w fazie prenatalnej pozbawia prawa do życia i skazuje na zamrożenie kilkadziesiąt niewinnych, bezbronnych, małych istnień. Czyżby swoboda człowieka nie kończyła się już tam, gdzie zaczyna się wolność jego bliźniego?
Magdalena Prokop–Duchnowska –dziennikarz, Warszawa
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.