Problem aborcji nie pojawił się nagle w drugiej połowie XX wieku – istnieje tak długo, jak długo istniały niechciane ciąże, których panny „z dobrych domów” albo dziewczęta naiwne w swym zaufaniu do deklarujących im dozgonną miłość mężczyzn chciały się jakoś pozbyć . Ryzykowały, czasem umierały. Przez całe wieki nikt nie próbował jednak nazywać przerywania ciąży dobrym lub usprawiedliwionym moralnie i prawnie.
W dyskusjach na temat normatywnego statusu człowieka na poszczególnych etapach rozwoju prenatalnego (zarodka, a potem płodu) obrońcy życia wykazują niewystarczalność argumentów wykluczających uznanie jego ludzkiego i zarazem osobowego charakteru. Zwolennicy aborcji przeciwnie: uznają, że mówienie o osobowym charakterze człowieka na wczesnych etapach rozwoju jest przedwczesne. Problem w tym, że rozwój prowadzący do urodzenia się dziecka nie może być inny jak tylko ludzki. Jeśli na skutek błędów natury genetycznej lub strukturalnej nie dojdzie do poronienia, urodzi się człowiek – nikt inny! Od momentu zaistnienia w formie pierwszej komórki nowego organizmu zarodek posiada tę samą naturę – „z natury rozumną”, chociaż upłynie wiele czasu, zanim będzie zdolny do rozumnej i wolnej ekspresji. Istotom posiadającym rozumną naturę przypisujemy status osób! Mógłby ktoś powiedzieć, że to trywialne, ale czy doprawdy potrzeba wyrafinowanych argumentów, żeby wypowiedzieć prostą prawdę o potrzebie szacunku dla życia nienarodzonych?
Tyle w tych dyskusjach padało już wyrafinowanych argumentów z jednej i z drugiej strony... Okazało się, że żadna ze stron pod ich wpływem nie ustąpiła ze swego stanowiska. Dla obrońców życia to kwestia zbyt fundamentalna, by można z niej zrezygnować, czy nawet jedynie ją osłabić. Aborcja jest działaniem, które należałoby z ich punktu widzenia zdecydowanie odrzucić, ponieważ bez względu na to, czy poczęte dziecko jest zdrowe albo chore; czy było oczekiwane przez rodziców, czy też pojawiło się „z zaskoczenia” i wymaga od rodziców rewolucji w życiowych planach; czy poczęło się w miłości, czy też w wyniku przemocy – poczęte dziecko to już człowiek, a każdy człowiek ma prawo do życia. Jeśli zgadzamy się, że życie poczęte w wyniku gwałtu można zniszczyć, to karzemy nie tego, kto zawinił. To jest dramat dla kobiety, ale zabicie dziecka go nie umniejszy. Wcale nie twierdzę, że matka musi je wychowywać, może nie być w stanie. Nie ma sensu wmawiać matce, że po urodzeniu na pewno je pokocha. Być może tak, być może nie... Nie jest jednak prawdą, że decydując się na aborcję, decyduje tylko o sobie – decyduje o drugim. Nasz gatunek tak jest biologicznie ukonstytuowany, że życie dziecka w początkowej fazie rozwoju zależy totalnie od matki, a dokładnie od funkcjonowania jej organizmu. Dlaczego jednak zależność biologiczna miałaby być zarazem zależnością moralną i prawną?
Kompromis i tolerancja
Polska ustawa o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży uznawana jest na tle rozwiązań prawnych przyjętych w innych krajach za ustawę restrykcyjną, ale kompromis, do jakiego doszło przy jej uchwalaniu, nie zadowolił żadnej ze stron, także tej, która broni wartości ludzkiego życia od momentu powstania pierwszej komórki nowego organizmu. Kompromis – jak to kompromis – polega na tym, że każda ze stron sporu rezygnuje z części swoich tez czy uprawnień. Kompromis nie ima się tych tez, które pretendują do prawdziwości, ponieważ oznaczałby przeczenie temu, co uznało się za prawdę, a więc byłby nielogiczny. Obowiązująca ustawa jest wynikiem kompromisu prawnego, a nie moralnego. Od czasu uchwalenia ustawy żadna ze stron sporu nie zrezygnowała ze swojego stanowiska, toteż obrońcy życia domagają się zaostrzenia przepisów, a zwolennicy aborcji ich zliberalizowania. Kompromis nikogo nie zadowolił, dyskusja się zatem nie skończy – nie łudźmy się.
W przeciwieństwie do kompromisu tolerancja (postawa tolerancyjna) nie polega na rezygnowaniu z przyjętych założeń. Wydawałoby się, że jeśli niemożliwy jest kompromis, to pozostaje tolerowanie, czyli „znoszenie z bólem” tez i zachowań, na które zasadniczo się nie godzimy. Tolerancja nie odnosi się do sytuacji komfortowych, tolerowanie kosztuje. Jeśli ktoś przedstawia tolerancję nadzwyczaj radośnie, to zazwyczaj rozumie ją nie jako „znoszenie z bólem” poglądów tych, z którymi nam „nie po drodze”, ale jako dość płytką akceptację odmiennych poglądów. Tolerancja musi boleć... Tolerancja to nie obojętność, obojętność nic nie kosztuje. Tolerując, pokazuję jednak zarazem, że mi na kimś zależy, nie poniżam ludzi, których toleruję, chociaż zdecydowanie nie popieram ich poglądów. Tolerancja nie ma też w sobie nic z wywyższania się nad drugimi i tłumaczenia samemu sobie: cóż, nic nie rozumieją, biedni, ciemni i nierozumni.
Czy tak rozumianą tolerancję można odnieść do problemu aborcji? Do samego problemu aborcji – nie, oznaczałoby to bowiem, że zostawiamy nierozwiązaną niezwykle ważną kwestię. Nie dziwi mnie, że obrońcy życia nie ustają w apelach o jego poszanowanie; sposób, w jaki to czynią, to inna rzecz. Odniosę się do niej na końcu niniejszego tekstu. Dla kogoś przekonanego o wartości ludzkiego życia od momentu jego powstania tolerowanie aborcji – rozumiane jako przyznanie, że można mieć w tej kwestii różne zdania i należy każdemu zostawić prawo do decyzji –będzie zdecydowanie wykluczone. Przecież tutaj nie chodzi o tych, którzy prawa do aborcji bronią; chodzi o nienarodzonych, którzy nie mają prawa głosu, bo go oczywiście mieć jeszcze nie mogą. Myślę, że każdy ze zwolenników aborcji zapytany o to, czy można tolerować zabijanie drugich ludzi, powiedziałby, że jest to zdecydowanie wykluczone. Stąd właśnie cała dyskusja o tym, czy nienarodzony to już człowiek. Dlatego problem zabijania nienarodzonych wydaje się bardziej problemem antropologicznym niż etycznym.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.