Problem aborcji nie pojawił się nagle w drugiej połowie XX wieku – istnieje tak długo, jak długo istniały niechciane ciąże, których panny „z dobrych domów” albo dziewczęta naiwne w swym zaufaniu do deklarujących im dozgonną miłość mężczyzn chciały się jakoś pozbyć . Ryzykowały, czasem umierały. Przez całe wieki nikt nie próbował jednak nazywać przerywania ciąży dobrym lub usprawiedliwionym moralnie i prawnie.
Czy takie „nowe widzenie” może się pojawić w sferze moralności? Widzenie pewnie tak, tyle że w moralności chodzi o praxis. Jeśli zatem mówić o przełomie, to byłby to w istocie nieustanny przełom – jak nieustanny kryzys chrześcijaństwa, o którym pisał Leszek Kołakowski[2] , albo jak ewangeliczna idea nieustannego nawracania się... Z moralnością jest trochę tak jak ze sztuką – wirtuoz fortepianowy niekoniecznie gra dzisiaj lepiej niż sto lat temu. Artysta malarz wieków średnich i współczesnych mogą wykazywać ten sam geniusz – czasy się jednak zmieniły, inaczej będą go zatem realizować. Zmieniają się obyczaje – zmieniają się też związane z nimi normy. Czy również normy moralne? Czy można powiedzieć, że „dzisiaj jest inaczej”?
Inaczej, czyli lepiej?
Jeśli rozumiemy różnicę pomiędzy postępem naukowym a rozwojem moralnym, możemy sobie darować dyskusję przynajmniej z jednym z argumentów, jakie zwolennicy aborcji kierują pod adresem obrońców życia, a mianowicie zarzutem zacofania, obskurantyzmu i braku otwartości na dokonujące się zmiany. W dziedzinie moralności „nowe” niekoniecznie znaczy „lepsze”. Normy moralne to nie to samo co normy obyczajowe. Zwyczaje i obyczaje są kwestią konwencji, zmieniają się podobnie jak społeczno-kulturowe uwarunkowania, którym są w dużej mierze podporządkowane. Podstawą formułowania norm moralnych są natomiast wartości, które nie podlegają historycznym zmianom. Życie ludzkie było fundamentalną wartością człowieka zarówno kilka wieków temu, jak i dzisiaj, chociaż kiedyś rygory związane z jego poszanowaniem zdawały się mniejsze.
Niegdyś nie kontestowano poddawania wrogów fizycznym torturom, jeśli tylko w taki sposób można było uzyskać cenne dla prowadzenia działań wojennych informacje; nie kontestowano też kary śmierci. Zmiana normy musiałaby się zatem wiązać albo ze zmianą samej wartości, albo też ze zmianą rozumienia wartości. Czy wartość ludzkiego życia uległa w ciągu minionego wieku jakiejś istotnej zmianie? Nie sposób tego dowieść. A rozumienie tej wartości? Wydaje się, że tak. Zdecydowane odrzucenie stosowania tortur i odstąpienie w większości państw od stosowania kary śmierci zdają się wskazywać na wzrost naszej moralnej wrażliwości na wartość ludzkiego życia.
Novum zapisanego w art. 3 Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka „prawa każdego człowieka do życia” wydaje się tkwić w słowie „każdy”. Nie negowano wszak nigdy prawa do życia bliskich, przedstawicieli tego samego narodu, rasy czy religii. Inaczej rzecz wyglądała w relacji do „obcych”: wrogów, innowierców i złoczyńców. Za niezmiernie zawstydzający można by uznać fakt, że ludzkość potrzebowała blisko dwóch tysiącleci po narodzeniu Chrystusa i doświadczenia dwóch nader okrutnych wojen, by w końcu przyznać, że żadnego człowieka nie wolno wykluczać spod prawa ochrony do życia. Słowo „każdy” oznacza przecież, że prawo to odnosi się do swoich i obcych, zdrowych i chorych, starszych i młodszych – także nienarodzonych.
Skoro każdy ma prawo do życia, to jeśli tylko potrafimy zweryfikować życie jako ludzkie, winniśmy je chronić. Życie człowieka przed narodzeniem nie jest już dla nas dzisiaj tajemnicą – poszczególne fazy rozwojowe zostały nazwane i opisane. Wiemy, jak rozwija się człowiek, i wiemy, że to człowiek; nikt inny, tylko człowiek, chociaż na próżno dopatrywać się będziemy ludzkich kształtów w kilkudniowym, a nawet kilkutygodniowym zarodku. Nie przypomina jeszcze człowieka – to jeden z powodów, dla których tak łatwo odmawiamy mu czasem człowieczeństwa. Okazuje się bowiem, że zauważona wcześniej większa niż w minionych wiekach wrażliwość na wartość ludzkiego życia nie dotyczy wszystkich, że progres z jednej strony oznacza regres z drugiej.
Jakkolwiek bowiem problem aborcji nie jest nowy, to przecież nie uznawano jej wcześniej za dobre rozwiązanie problemu niechcianej ciąży, nie usprawiedliwiano moralnie i prawnie. Czy należy zatem rozumieć, że przez wieki tkwiliśmy w błędzie co do wartości życia nienarodzonych i dopiero miniony wiek, dumny wiek naukowych osiągnięć w naukach szczegółowych, przyniósł nam w tej kwestii „oświecenie”? Czy coś się istotnie zmieniło oprócz tego, że nienarodzeni tracą życie w sterylnych warunkach, a matka dostaje od lekarza „skierowanie na zabieg”?
Dzisiaj jest rzeczywiście inaczej – inaczej, bo wiemy, jak rozwija się człowiek przed narodzeniem; inaczej, bo samotna matka nie jest już dzisiaj napiętnowana społecznie; inaczej, bo medycyna radzi sobie coraz lepiej ze śmiertelnością niemowląt; inaczej, bo istnieją instytucje pośredniczące w adopcji niemowląt... Nie „musimy” niszczyć życia. „Nieproszony gość”, któremu odmawia się prawa do wejścia do ludzkiej społeczności, należy już wcześniej do ludzkiego gatunku. Nie zmienimy tego faktu, nazywając go płodem. W terminologii medycznej płód to przecież człowiek na etapie prenatalnego rozwoju. Dzisiaj jest inaczej, ale czy lepiej.
Argumenty i wrażliwość
Jeśli zwolennik aborcji nie chce podważać przyjętej za oczywistą normy nakazującej szanować ludzkie życie – a najczęściej nie chce! – to musi wskazać na racje, które w określonym przypadku podważają nie samą normę, ale wartość życia istoty, do której norma jest odnoszona, albo też wskazać, że norma „nie zabijaj” w odniesieniu do nienarodzonego jeszcze człowieka może zostać uchylona na rzecz innej normy lub prawa, dotyczących bądź jego samego (tutaj pojawiają się koncepcje wrongful life – polegające, najogólniej mówiąc, na próbie dowiedzenia, że lepiej jest się nie urodzić niż żyć w stanie fizycznej lub psychicznej ułomności) bądź matki (najczęściej przywoływane jest prawo matki do autonomicznej decyzji o urodzeniu dziecka).
[2] L. Kołakowski, Czy diabeł może być zbawiony i 27 innych kazań, Londyn 1994, s. 164.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.