Gdy raz po raz docierają do moich uszu rzekome podziały na katolicyzm otwarty i ten bardziej hamulcowy (w domyśle zaściankowy), lubię myśleć o tej kościelnej ławce, o jej prostocie, o ludziach, którzy w niej zasiadają i każdej niedzieli jednym głosem wyznają, że Kościół jest jeden, święty, powszechny i apostolski…
Pewnie to dziwaczne, ale szukając punktu stycznego pomiędzy pobożnością ludową a światem kultury, moja myśl podążyła do kościelnej ławki. To tam właśnie dokonuje się przedziwny cud każdej niedzieli, w jednej ławce zasiadają obok siebie osoby o różnym statusie, reprezentujące różne środowiska, zainteresowania, posiadające różne problemy… To tam profesor i pracownik fizyczny są braćmi i jako tacy są wezwani do tego, by w odpowiednim momencie liturgicznym przekazać sobie znak pokoju, a jeszcze bardziej, by jako uczniowie Tego, który nosił brzemię wszystkich, wziąć za siebie wzajemną odpowiedzialność. Gdy raz po raz docierają do moich uszu rzekome podziały na katolicyzm otwarty i ten bardziej hamulcowy (w domyśle zaściankowy), lubię myśleć o tej kościelnej ławce, o jej prostocie, o ludziach, którzy w niej zasiadają i każdej niedzieli jednym głosem wyznają, że Kościół jest jeden, święty, powszechny i apostolski…
Nauczyć się języka prostaka
W zbiorze opowiadań o ojcach pustyni znajduje się jedno o wielkim abba Arseniuszu, który radził się pewnego prostego starca Egipcjanina co do swoich myśli. Ktoś inny zobaczył to i zapytał: „Abba Arseniuszu, jakże to ty, który otrzymałeś tak wielkie wykształcenie w grece i łacinie, radzisz się tego prostaka co do swoich myśli?”. On zaś mu odpowiedział: „w grece i łacinie mnie wykształcono, ale alfabetu tego prostaka jeszcze się nie nauczyłem”. To mądrościowe podanie z przełomu IV i V wieku zawiera w sobie sporą dawkę lekarstwa na megalomanię naszej zdominowanej przez media kultury, która zapomina o swoich korzeniach (słowo „kultura” pochodzi od łacińskiego wyrażenia oznaczającego uprawę ziemi – łac. cultus agri). Warto o tym pamiętać, gdy na widok prostej pobożności ludowej rodzi się w nas pokusa lekceważącego uśmieszku, w podobnym kontekście i św. Paweł przestrzegł chrześcijan pochodzących z pogaństwa, by zbytnio nie wynosili się nad starszymi braćmi w wierze: „jeżeli się wynosisz, [pamiętaj, że] nie ty podtrzymujesz korzeń, ale korzeń ciebie” (Rz 11, 18). Podobnie rzecz ma się z kulturą, jej nieodłączną częścią jest duchowy krajobraz naszej Ojczyzny. Mamy szczęście żyć w kraju, w którym śpiewa się w Wielkim Poście Gorzkie Żale, odprawia się Drogę Krzyżową, a w maju przy kapliczkach przydrożnych można usłyszeć maryjne pieśni. Bogactwem naszej polskiej geografii są liczne pielgrzymki zmierzające do duchowej stolicy na Jasnej Górze. Prostota tej pobożności niesie jakże przejrzyste orędzie – zmierzamy do innej ojczyzny, tej, która jest w niebie, a zatem i nasza doczesna pielgrzymka musi być odpowiedzialna i godna. Wieszcz Adam Mickiewicz w tym krajobrazie polskiej pobożności dostrzegał siłę i tożsamość słowiańskiej duszy:
„Duszą narodu polskiego jest pielgrzymstwo polskie. A każdy Polak w pielgrzymstwie nie nazywa się tułaczem, bo tułacz jest człowiek błądzący bez celu;
Ani wygnańcem, bo wygnańcem jest człowiek wygnany wyrokiem urzędu, a Polaka nie wygnał urząd jego. (…)
A tymczasem Polak nazywa się pielgrzymem, iż uczynił ślub wędrówki do ziemi świętej, Ojczyzny wolnej, ślubował wędrować póty aż ją znajdzie”.
A Cyprian Kamil Norwid tęskni nie do tych, co wiele obiecują, lecz:
„do tych, co
mają tak za tak – nie za nie,
Bez światło-cienia”.
Nauczyć się „alfabetu tego prostaka” oznacza zatem tę podstawową zdolność rozróżniania tego co dobre od tego co złe, powrotu do tego co najistotniejsze i podstawowe: wartość i godność życia ludzkiego, rodzina, Bóg–Honor–Ojczyzna. Widzimy wszyscy, że o te podstawowe wartości dziś toczy się bój, że nastąpił rozdźwięk między ewangelią a kulturą, który Paweł VI nazwał „dramatem naszych czasów” (Evangeli nuntiandi, 20). Zechciejmy w nas samych uczynić przestrzeń ponownego spotkania się kultury z ewangelią, to wyzwanie szczególnie skierowane jest do naszej słowiańskiej wrażliwości.
Duchowość komunii
Błogosławiony Jan Paweł II na zakończenie pamiętnego Roku Jubileuszowego w dokumencie Novo millenio ineunte wezwał lud Boży do „duchowości komunii”, opierającej się na – wspomnianym już wcześniej – ewangelicznym prawie wzajemnego noszenia brzemion (por. Ga 6, 2). Duchowość komunii to nic innego jak prostota kościelnej ławki, to podanie dłoni w geście pojednania i znaku pokoju, uświadomienie sobie, że łączy nas Credo i wiara w Jezusa Chrystusa pochodzącego przecież z małej, niewiele znaczącej mieściny – Nazaretu. W naszej polskiej historii mieliśmy wiele świadków tej duchowości, która potrafiła łączyć wysoką kulturę z autentyczną pobożnością prostaczków, wystarczy wspomnieć tych najbliższych nam w czasie: św. Brat Albert Chmielowski – artysta malarz w służbie ubogim, sługa Boży Jan Tyranowski – szewc zaczytany w dziełach św. Jana od Krzyża i św. Teresy od Jezusa, mistrz duchowy Karola Wojtyły, i sam błogosławiony Jan Paweł II – wybitny intelektualista, teolog, Namiestnik Chrystusowy z różańcem w ręku i szkaplerzem na szyi.
„W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: «Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie” (Mt 11, 25–26).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.