W jaki sposób powinien przejawiać się katolicki charakter mediów? Na czym ma polegać oficjalna kościelna aprobata dla katolickich mediów? Czy i jaką rolę w Państwa Redakcji pełni asystent kościelny? Jak w pracy Państwa Redakcji realizuje się wezwania i oczekiwania związane z katolickim charakterem dziennikarstwa?
Odpowiem pozornie ogólnikowo. Media katolickie powinny patrzeć na świat po chrześcijańsku i uczyć swych odbiorców takiego spojrzenia.
Co to znaczy? Patrzeć na świat po chrześcijańsku to znaczy patrzeć z miłością. Zadanie chrześcijańskich dziennikarzy można w pewnym sensie porównać do roli, jaką pełni dobry Samarytanin w ewangelicznej przypowieści. Widział on tę samą sytuację co inni ludzie, którzy mijali rannego człowieka. Lecz tylko Samarytanin spojrzał na tego człowieka z miłością.
Chrześcijanie nie widzą przecież świata odmiennego niż ten, który spostrzegają inni ludzie. Używając formuły abpa Alfonsa Nossola: chodzi jednak o to, by patrzeć na świat z wiarą, która postrzega inaczej, z nadzieją, która widzi dalej, z miłością, która sięga głębiej.
Tej wrażliwości mamy też uczyć naszych odbiorców. Nie chodzi tu o to, że my, dziennikarze, wiemy, a oni nie; że my jesteśmy lepsi, mądrzejsi. Chodzi o świadectwo chrześcijańskiego myślenia. Szczególnie w dzisiejszym świecie, w którym często ucieka się od wartościowania, rolą mediów katolickich jest właśnie uczenie myślenia według wartości.
Czasami - a nawet dość często - musimy angażować się w polemiki i kontrowersje. W takiej sytuacji spojrzenie "z miłością" powinno oznaczać przede wszystkim pełny szacunek dla ludzkiej godności innej osoby. Musimy szanować odmienne opinie i interpretacje, ale nie możemy ukrywać naszych przekonań.
Rzecz jasna, chrześcijanie nie mają monopolu na miłość. Może się zdarzyć - i zdarza się - że inni publicyści patrzą na świat z większą miłością niż my. Niekiedy też nasze spojrzenie jest antyświadectwem. Wówczas niezbędna staje się krytyka, także wzajemna, wewnątrzkościelna. Bo spojrzenie z miłością to nie słodko-łzawa naiwność.