Książę Niezłomny od innej strony

Któż jak Bóg 4/2024 Któż jak Bóg 4/2024

Kiedy w pewnej wiejskiej parafii kaznodzieja zaczął podczas kazania głosić panegiryk na cześć obecnego tam abp. Adama Sapiehy, ten natychmiast wstał, podszedł do ołtarza i zaśpiewał Credo. Nie znosił, kiedy publicznie go chwalono. Zapewne i tytuł „Książę Niezłomny”, który do niego przylgnął, nie sprawiał mu radości.

Ze wspomnień bliskich mu osób wyłania się obraz nie dumnego księcia, ale skromnego, pełnego humoru człowieka. Adam Sapieha urodził się w zamku książęcego rodu Sapiehów w Krasiczynie w 1867 r. Droga Sapiehy do biskupstwa była nietypowa, bo zanim otrzymał sakrę, przez 5 lat był… kelnerem. Jako cameriere segreto (wł. „tajny kelner”) Piusa X miał dostarczać papieżowi informacje na temat Kościoła na terenach Polski. Kiedy w 1911 r. zmarł arcybiskup krakowski kard. Jan Puzyna, ks. Adam Sapieha, bardzo ceniony w Watykanie, stał się naturalnym kandydatem na jego następcę. Swoje „rządy” w Krakowie rozpoczął od zaproszenia na uroczysty obiad 300 ubogich i w tym duchu sprawował je przez blisko trzy kolejne dekady: „od początku unikał wszelkich formalizmów, zwalczał rutynę, przesadną etykietę”. Zapamiętano go palącego małe cygarka, słynął z tego, że po Krakowie jeździł tramwajem, a spotkania organizował często w ogrodzie botanicznym zamiast w pałacu.

Księciem był z urodzenia, na miano „niezłomnego” musiał sobie zasłużyć. W czasie I wojny światowej zorganizował Biskupi Komitet Pomocy dla Dotkniętych Klęską Wojny, który z ogromnym rozmachem koordynował pomoc, organizując m.in. blisko 2,5 miliona szczepień przeciw szalejącym wówczas chorobom. W czasie II wojny światowej był powszechnie uważany za najważniejszego reprezentanta polskich spraw. Stawał w obronie więzionych, protestował przeciw brutalnym represjom, organizował też tajne seminarium, w którym kształcił się m.in. młody kleryk Karol Wojtyła. W 1946 r. Sapieha został mianowany kardynałem. W nowej, komunistycznej rzeczywistości był dla Polaków symbolem niezależności.

Pewien ksiądz zapamiętał, jak Sapieha uciął rozmowę słowami: „Nie wiem, jak tam wy, młodzi, ale ja czasem się modlę”. To była tajemnica jego prostoty i wielkości. Na pogrzebie kard. Adama Sapiehy w 1951 r. prymas Stefan Wyszyński wspominał: „Gdy po konferencji episkopatu, po całodziennej (…) pracy, wszyscy odczuwali trud i wracali do siebie, ten niezmordowany człowiek podążał do swej zimnej kapicy i tam pozostawał w mroku nocy przed Bogiem. Jak długo? Nie wiem. Nigdy nie słyszałem podczas późnych godzin pracy w domu arcybiskupim powrotnych kroków Kardynała”.

 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...