W obliczu coraz gorszej sytuacji gospodarczej i rosnącego bezrobocia ofiary kryzysu ekonomicznego w Europie szukają pomocy w Kościele. Co znajdują?
Tysiące Włochów skorzystało już z tzw. pożyczek nadziei – nisko oprocentowanych kredytów dla bezrobotnych, które są oryginalnym pomysłem episkopatu na walkę ze skutkami kryzysu gospodarczego. W ośrodkach prowadzonych przez parafie greckiego Kościoła prawosławnego codziennie wydaje się ponad 200 tys. posiłków. To znaczy, że z pomocy Kościoła korzysta ok. 2 proc. Greków. Podobnie jest w Hiszpanii, gdzie kościelny Caritas na polu opieki społecznej w dużej mierze wyręcza państwo.
W Portugalii z kolei wszyscy księża diecezji Braga na północy i Algarve na południu w ubiegłym roku oddawali jedną miesięczną pensję na fundusz społeczny dla potrzebujących. Kościół katolicki jest też skłonny przystać na proponowane przez rząd przeniesienie Bożego Ciała i Wniebowzięcia NMP na najbliższą ich dacie niedzielę. Władzom zależy na zwiększeniu liczby dni roboczych, bo każde święto oznacza straty rzędu 37 mln euro. Natomiast rumuńska Cerkiew prawosławna jako pomysł na kryzys podsuwa... budowę kościołów. Bo każda budowa to miejsca pracy i szansa na zarobek.
Atomy w ciemnościach
Kościoły w różnych krajach są jak nigdy dotąd zgodne w potępianiu już nie tylko instytucji (czytaj: banków), które mają fundamentalny udział w wywołaniu kryzysu, ale także postaw społecznych. Abp Rowan Williams, duchowy zwierzchnik Kościoła anglikańskiego, w Boże Narodzenie w katedrze w Canterbury mówił: „Najbardziej palącą kwestią, wobec której obecnie stoimy, jest pytanie o to, kim i gdzie jesteśmy jako społeczeństwo. Wszelkie więzi zostały bowiem zerwane, przepadło zaufanie, bo go nadużyto. Czy chodzi o uczestnika zamieszek ulicznych, który bezmyślnie podpala sklepik służący całej społeczności, czy też o spekulanta, który nie zaprząta sobie głowy kwestią, kto ponosi ostateczny koszt jego zachłanności i awanturnictwa w dzisiejszym świecie finansów – jesteśmy jak atomy, które w ciemnościach oddalają się od siebie”.
Już dwa lata temu na zorganizowanym w Seulu spotkaniu przedstawicieli wszystkich wyznań z politykami stwierdzono, że „wartości świeckie przywiodły świat na skraj upadku”. Ekscesy konsumpcjonizmu wpędziły świat w kryzys i spowodowały, że konieczne się stało drastyczne zaciśnięcie pasa. To zaś rodzi kolejne niebezpieczeństwo, przed którym w raporcie ogłoszonym przed Bożym Narodzeniem przestrzegły organizacje Caritas z 16 krajów Europy. Powszechna dziś polityka oszczędności w sposób nieproporcjonalny odbije się, ich zdaniem, na ludziach najbiedniejszych. Cięcia wydatków bowiem to w pierwszej kolejności obniżanie płac i redukowanie zasiłków socjalnych.
Jak to krótko ujął abp Vincent Nichols, prymas Kościoła katolickiego Anglii i Walii: „Najubożsi biorą na siebie największe uderzenie, a jednocześnie banki otrzymują dotacje i mają ogromne zyski”.
Arcybiskup na ulicy
Ta trudna i społecznie bardzo niebezpieczna sytuacja stawia nowe wyzwania przed wszystkimi Kościołami, od katolickiego po zielonoświątkowe, popularne wśród mieszkających w Europie imigrantów z Afryki. Zmusza je także do współpracy, jak niedawno w Grecji, gdzie Kościoły prawosławny, anglikański i zielonoświątkowy zorganizowały wspólne wydawanie posiłków.
Akcję „Church in the Streets”, („Kościół na ulicach”) starannie zaplanowano, rozdzielono też role: Kościół prawosławny zapewniał dostawy żywności, pozostałe zaś, lepiej zorientowane w środowisku imigrantów, wzięły na siebie dotarcie do potrzebujących. Duchowni nie mieli dość słów uznania dla prymasa Kościoła greckiego, arcybiskupa Hieronima, który „sam wychodzi na ulice, by sprawdzić, co się na nich dzieje”.
Gdy trzy lata temu zorganizowano w Atenach pierwszą wspólną kuchnię dla ubogich, stołowali się w niej przede wszystkim imigranci, którzy stanowili trzy czwarte przychodzących. Od tego czasu zakres potrzeb się zwiększył, ale przede wszystkim zmienili się potrzebujący: dziś dominują Grecy (aż 60 proc.). Z inicjatywy Kościoła, z pomocą dziesięciu sieci supermarketów, kilkuset sklepów i radia Skai, które szeroko propagowało akcję, przed i podczas świąt rozdzielono 210 ton żywności.
W Hiszpanii, która pozornie jest w lepszej sytuacji niż inne kraje doświadczające kryzysu, liczba ubogich zwiększa się w zawrotnym tempie. Przez trzy lata, między 2008 a 2010 rokiem, wzrosła trzykrotnie, do miliona, a w ciągu 2011 r. zbliżyła się do 2 mln. Caritas zasypywana jest prośbami o pomoc. Choć jej szef Sebastian Mora zapewnia, że organizacja „chce jedynie uzupełniać, a nie zastępować służby państwowe”, z dostępnych informacji wynika, że aż 70 proc. podopiecznych to ludzie, którzy nie doczekali się pomocy ze strony służb socjalnych. To głównie bezrobotni, przeważnie młodzi i często mający już rodziny i dzieci. W ubiegłym roku Kościół hiszpański na pomoc dla nich przeznaczył ponad 30 mln euro, dwa razy więcej niż rok wcześniej.
Nadzieja w nadziei
Na prawdziwie nietuzinkowy pomysł wpadł jednak Kościół włoski, który wyszedł z założenia, że ludzie w trudnej sytuacji powinni mieć szansę, by o własnych siłach stanąć na nogach. Zadaniem Kościoła jest sprawić, by mogli wejść w posiadanie nie ryby, lecz wędki. Taka idea legła u podstaw zorganizowania „pożyczek nadziei”, które pożyczkobiorcy – za poręczeniem Kościoła – mogą uzyskiwać we współpracujących z nim bankach na bardzo korzystnych warunkach (3-proc. oprocentowanie, spłata rozłożona na pięć lat, rok karencji).
„Prestito di speranza” wprowadzono z myślą o bezrobotnych, którzy zamiast żyć z zasiłku, wolą pomyśleć o założeniu własnej firmy: warsztatu, baru, pizzerii. Mogą wówczas, z poparciem proboszcza swej parafii, wystąpić z wnioskiem do diecezjalnego oddziału Caritas, który po zaaprobowaniu wniosku skieruje go do banku. Pożyczki sięgają 25 tys. euro.
Episkopat wymyślił „pożyczki nadziei” przed trzema laty, u progu kryzysu, który we Włoszech ledwie się zarysowywał. Ile osób od tego czasu z nich skorzystało? Na stronie episkopatu brakuje na ten temat informacji. Ale według don Fredo Olivero, duchownego zaangażowanego w pracę piemonckiego oddziału Caritas, w samym Turynie pożyczki takie zaciągnęło kilkaset osób. W całych Włoszech zatem „pożyczkobiorców nadziei” musi być co najmniej kilka tysięcy.
Państwa w potrzebie
Trudna sytuacja finansowa sprawia, że ku Kościołowi spoglądają nie tylko ludzie w potrzebie, ale i państwa. Ich oczekiwania znacznie wykraczają poza wspomniane plany przesunięcia świąt w Portugalii. Paląca stała się kwestia opodatkowania dochodów i majątków kościelnych. Coraz wyraźniej słychać głosy, że należy skończyć z ulgami dla Kościołów. We Włoszech proponuje się objęcie gminnym podatkiem od nieruchomości tych kościelnych dóbr komercyjnych, które korzystają z ulgi, ponieważ służą też celom duchowym – jak hotel, na którego terenie znajduje się kaplica. Opodatkowanie takich nieruchomości dałoby państwu przyzwoity zastrzyk pieniężny – w samym Rzymie, jak obliczono, ponad 25 mln euro rocznie.
W Grecji, według „Athens News”, wydział finansowy Kościoła zamieścił na swej stronie internetowej listę kilkudziesięciu nieruchomości z Aten i Salonik, zarówno biur, jak domów, które chciałby wynająć. Od wynajmu zapłaci nadzwyczajny podatek od nieruchomości, wprowadzony w ramach walki z kryzysem. Taką obietnicę złożył nowemu rządowi sam abp Hieronim.
Ale kryzys ma także skutki, jakich jeszcze niedawno nikt by się nie spodziewał. W Wielkiej Brytanii, gdzie, jak wynika z badań, w Mszy niedzielnej uczestniczyło ostatnio zaledwie 6 proc. obywateli, kościoły zaczynają się zapełniać. Zmiany te opisuje „Sunday Telegraph”, w relacji tym bardziej wymownej, że dotyczącej modnej londyńskiej dzielnicy Islington, która uchodzi za twierdzę elit lewicy. „W dobie kryzysu i oszczędności – pisze gazeta – może być tak, że zaczynamy wracać do głębokich, starych prawd Ewangelii”.
Zsekularyzowany Zachód przypomina sobie o wierze.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.