Protesty i zamieszki w Hiszpanii, Grecji czy Wielkiej Brytanii mają swoje różne preteksty, ale ich wspólnym tłem jest kryzys społeczeństwa, a nie tylko kryzys finansowy oraz tak zwane rynki. Mówimy więc o procesach i o społeczeństwie w czasie przemian. Także w Polsce.
Zmiany społeczne Houellebecq komentuje na przykładzie Irlandii, który dziś może bardziej przemawia do wyobraźni Polaków niż kiedykolwiek wcześniej (mieliśmy przecież kopiować jej cud gospodarczy, stać się „drugą Irlandią”, która tymczasem dotkliwie odczuła skutki światowego gospodarczego kryzysu). Pisze kilkanaście lat temu Houellebecq: Irlandia robi się nowoczesnym krajem. Powstały tutaj filie wielu przedsiębiorstw o wysokiej technologii, z powodu niskich składek na ubezpieczenia społeczne i niskich podatków; (…) cała młodzież w tym kraju marzy o pracy w Microsofcie. Ludzie rzadziej chodzą do kościoła, swoboda seksualna jest dużo większa niż jeszcze kilka lat temu, otwiera się coraz więcej dyskotek, lekarze zapisują coraz więcej środków antydepresyjnych. Taki klasyczny scenariusz…
…czyli: deregulacja i nieskrępowany rozwój wolnego rynku, który potem obróci się przeciwko własnemu sensowi i będziemy mieli światowy kryzys; porzucanie tradycyjnych wartości, sekularyzacja – wolność i poczucie pustki.
Nie możemy tak dłużej żyć
Do tego pojawiają się publikacje o powiększającym się rozwarstwieniu społecznym, także w rozwiniętych społeczeństwach Zachodu; padają poważne argumenty za tym, że wzrost gospodarczy nie jest – albo nie powinien być – najważniejszym celem działalności państwa. Przez trzydzieści lat z dążenia do dobrobytu uczyniliśmy cnotę, a dziś nasze kolektywne poczucie celu sprowadza się właściwie tylko do niego – napisał Tony Judt w swojej ostatniej książce „Źle ma się kraj” (Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2011). Tłumaczył: Materializm i egoizm współczesnego życia nie są odzwierciedleniem wrodzonych cech ludzkich. Znaczna część tego, co dziś uchodzi za „naturalne”, wywodzi się z lat 80. ubiegłego wieku: obsesja na punkcie gromadzenia, kult prywatyzacji i sektora prywatnego, powiększający się rozziew między zamożnymi a biednymi. Przede wszystkim jednak retoryka towarzysząca tym zjawiskom: bezkrytyczny podziw dla niczym nieskrępowanego rynku, pogarda dla sektora publicznego, złudzenie niekończącego się wzrostu. Nie możemy tak dłużej żyć.
Na książkę Richarda Wilkinsona i Kate Pickett o wiele mówiącym tytule „Duch równości. Tam gdzie panuje równość wszystkim żyje się lepiej” (Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2011) potrafią się nawet powoływać politycy. Jeśli Wojciech Olejniczak z SLD mówi o niej publicznie, to znaczy, że sam uważa ją za ważną w dzisiejszej debacie, a także przeczuwa, że może być ona ważna dla tych, którzy go słuchają. Wilkinson i Pickett w oparciu o masę badań dowodzą, że za załamania społeczne i gospodarcze odpowiedzialny jest wzrost nierówności.
Poznaliśmy więc krytykę współczesnego stylu życia oraz liberalnej polityki. Do wyjścia młodych na ulice potrzeba było jeszcze jednego: szklanych sufitów w szklanych domach, gdzie pracują – albo gdzie chcieliby pracować. Kiedy bezrobocie, zanik formy stałego zatrudnienia oraz niemożliwość zaspokojenia własnych aspiracji stały się doświadczeniem pokoleniowym współczesnych młodych Europejczyków, zaczęli się buntować.
Oburzajcie się!
15 maja ubiegłego roku przy 40-procentowym bezrobociu wśród młodych protestować zaczynają Hiszpanie. Powstaje Ruch Oburzonych wymierzony przeciw skorumpowanemu establishmentowi i domagający się socjalnego bezpieczeństwa. Na swojego patrona Oburzeni wybierają urodzonego w 1917 roku Stéphane’a Hessela, dyplomatę i weterana francuskiego Ruchu Oporu, który w cieniutkiej książeczce „Czas oburzenia!” wzywa młode pokolenie, by nie było obojętne wobec otaczającej je niesprawiedliwości. Sprzedaje kilka milionów egzemplarzy. Książkę przetłumaczono na trzydzieści języków, w tym polski (Oficyna Naukowa, Warszawa 2011). Starzy politycy doprowadzili bogate społeczeństwa do kryzysu gospodarczego, a politykę wypruli z treści i wartości. Hessel domaga się ich przywrócenia.
Ruch Oburzonych rozlewa się na inne kraje europejskie czy Izrael; jego amerykańską odmianę obserwujemy od września w Nowym Jorku jako ruch Occupy Wall Street.
Nie omija także Polski.
U nas przybiera on formę Porozumienia 15 Października, które powstało z inicjatywy kilku młodych ludzi, głównie uczniów Wielokulturowego Liceum Humanistycznego imienia Jacka Kuronia w Warszawie. W nazwie ma datę ubiegłorocznych międzynarodowych demonstracji. Obecnie Porozumienie działa już jako Ruch Oburzonych. Jego uczestnicy na stronie internetowej deklarują: Wymawiamy posłuszeństwo systemowi, w którym sens naszego życia jest sprowadzony do tego, ile zysku można z nas wycisnąć.
Jako organizacja siłę mają raczej niewielką, co pokazał niezbyt liczny warszawski marsz 15 października. Ci młodzi ludzie spotykają się z niezrozumieniem i lekceważeniem. Komentarze prasowe mówią, na przykład, że marsz polskich dzieci „oburzonych” to tylko teatrzyk. Prawdziwi oburzeni nawet nie wiedzą, że ktoś protestuje w ich imieniu. Bo przecież to tylko bogate dzieci bawią się w rewolucję. Niechętni obserwatorzy podkreślają, ile kosztuje nauka w szkole, w której uczy się część polskich Oburzonych. Wysoka cena ma jakoby dyskredytować demonstrantów, którzy nie wiedzą, co to krzywda. A pewien krakowski publicysta ocenia w internecie, że mamy do czynienia z problemem uniwersalnym i nieuniknionym; takim oto, że w każdym kraju, niezależnie od uwarunkowań kulturowych i historycznych, pokolenie, które „przyszło na gotowe”, nie ceni osiągnięć pokolenia rodziców, uważając je za rzeczy oczywiste lub wręcz oburzająco marne. Publicysta wyśmiewa demonstrantów za to, że jest ich mało i głoszą głupie hasła.
Rzeczywiście – wolność nie jest dla młodych Polaków światem wywalczonym, ale zastanym. Nie mogą zatem mieć do niego takiego stosunku jak ich rodzice, którzy o wolności marzyli. Nie muszą krytyki tego zastanego świata rozpoczynać uwerturą o zasługach starszego pokolenia. Mogą ten zastany świat po prostu zakwestionować. Tym bardziej, że jest on – nie tylko dla nich – daleki od wymarzonego. Dlaczego – o tym piszą choćby Judt oraz Wilkinson i Pickett.
Nawet jeśli Ruch Oburzonych nie artykułuje jasnego programu albo szafuje czasem głupimi hasłami, ma swoje źródło w zmianach pokoleniowych i zmianach systemu wartości. Te zmiany są najciekawsze. Ci, którzy śmieją się z młodzieży albo mają do niej pretensje, że za mało ceni starszych, mogą przegapić coś ważnego.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.