Poznałem kilku faraonów

Znak 2/2012 Znak 2/2012

Jeśli sytuacja polityczna na to pozwoli, wznowimy wykopaliska już w tym roku. Geoarcheologię chcemy zastosować na początku do dwóch bardzo konkretnych celów, ale także chcemy zrobić geofizyczną mapę – opis Sakkary.

 

– I wciąż można liczyć na wynalezienie nowej aparatury badawczej.

– Może kiedyś będą takie wynalazki, że będzie można przyłożyć aparaturę do mumii i mumia coś zaśpiewa albo coś powie… Wydaje mi się, że gdyby mumia mogła mówić lub reagować, to przede wszystkim gdyby usłyszała, co my mówimy o starożytnym Egipcie, mogłaby dostać kolki i umrzeć ze śmiechu. Na pewno jest masa bzdur uważanych za prawdziwe, jak niektóre teorie i rekonstrukcje proponowane przez archeologów, z których część jest absolutnie absurdalna. Z tym zawsze trzeba się liczyć.

– A czy kiedyś bał się pan „klątwy faraona”?

– Nie, nie bardzo w nią wierzę. Jakkolwiek kilka wydarzeń w mojej karierze badawczej podpowiadałoby, że jednak coś w tym jest. Choć bywa, że w jakiś sposób siły niebieskie czy piekielne potrafią zsyłać nieszczęścia w momencie odkrywania czegoś i wystawiają na próbę cierpliwość, a czasem nawet zdrowie archeologów na szwank. Nie inaczej było przy odkrywaniu grobowca wezyra, który się uważa za największe odkrycie naszej misji w Sakkarze.

– To pan kierował zespołem, który odkrył ten grobowiec.

– Kiedy wybrałem to miejsce, wszyscy się dziwili, a później dziwili się jeszcze bardziej, że był tam tak wspaniały zabytek. Najpierw odsłoniliśmy ogromne zawalisko ceglane, które trzeba było bardzo powoli rozbierać. W momencie, kiedy zabraliśmy się do wyjmowania ostatniej cegły, za którą znajdowała się fasada grobowca, zerwała się tak potworna burza piaskowa, jakiej nie przeżywałem jeszcze w Egipcie, a jeżdżę tam już czterdzieści dwa lata. Jednocześnie zdarzyły się wszystkie nieszczęścia, jakie się mogły zdarzyć: piasek zasypał dosłownie wszystko to, co odkryliśmy, wiatr porwał w powietrze nasze dwa namioty i odsłonił całą naszą aparaturę, bardzo sofisticated, tak że przez następnych parę dni musieliśmy wszystko czyścić. Nasz samochód, który pojechał do wioski arabskiej po kosze wiklinowe do dalszej eksploracji, miał wypadek i został unieruchomiony na tydzień. Jednocześnie zjawiły się dwie wycieczki i zupełnie jakby nie widziały, co się dzieje dookoła, poprosiły, żeby im pokazać wykopaliska, więc połykając tony piasku, musiałem je oprowadzać… Następnego dnia już było śliczne słońce i po przyjeździe, kiedy wyjęliśmy tę ostatnią cegłę, zobaczyliśmy wspaniały, pięknie rzeźbiony i jeszcze piękniej polichromowany relief z okresu Starego Państwa. I to było właśnie wejście do świetnie zachowanego grobowca wezyra. Innym razem robotnicy uzbrojeni w motyki rzucili się z krzykiem w moim kierunku i ledwie zdążyli dobiec, żeby zatłuc kobrę koloru piasku podnoszącą właśnie łeb, żeby mnie ukąsić. Czy to jest klątwa, nie wiem, ale może jakieś ostrzeżenie.

– Czyli praca archeologa nie jest łatwa?

– Czasami to jest ciężka praca fizyczna, zdarza się, że musimy schodzić nawet do dwudziestu metrów po drabinkach sznurowych, tylko w ten sposób możemy eksplorować komory, które znajdują się na dnie szybów grobowych wykutych w skale. Co nie znaczy, że wszyscy archeolodzy to robią. Niektórzy są tak szalenie zafascynowani inskrypcjami wykutymi na ścianach kaplic kultu zmarłego, które są na poziomie ziemi, że zabierają się do następnej kaplicy, nie wyeksplorowawszy tego, co znajduje się w szybie grobowym. A to jest podstawowy błąd metodologiczny, właściwie kryminalny, również z punktu widzenia naukowego, bo zawartość szybu grobowego, a także rodzaj pochówku, ma podstawowe znaczenie dla zrozumienia inskrypcji, które znajdują się na ścianach. Sprawa metodologii jest bardzo ważna – zamiast pędzić za sensacją trzeba wykonać mozolną pracę dokończenia tego, co się już zaczęło, co na pewno nie przyniesie sensacji, ale jest bardzo ważnym uzupełnieniem naszej wiedzy. Praca archeologa uczy pokory. Mnie samemu bardzo to pomogło, bo z natury jestem porywczy.

– A jak się pracuje z „tubylcami”?

– Świetnie, chociaż różnie z różnymi warstwami społecznymi. Z robotnikami cudownie, to są moi najlepsi przyjaciele. Niesłychanie serdeczni, przeżywający razem z nami nasze odkrycia i stający na głowie, żeby nam pomóc. Już troszkę inaczej ma się sprawa współpracy z urzędnikami, z którymi mamy do czynienia. Może nie są tak bezinteresownie złośliwi jak niektórzy urzędnicy w Polsce, ale niektórzy bywają bardzo leniwi i zbyt wolno załatwiają różne sprawy. Złośliwość zaczyna się tam dopiero na znacznie wyższym szczeblu, kiedy dochodzi do głosu zazdrość o nasze odkrycia. Wymaga to od nas wiele dyplomacji, bo od urzędników stojących najwyżej zależą pozwolenia na nasze wykopaliska. Nie jesteśmy przecież u siebie, jesteśmy w obcym kraju, czasy kolonialne dawno się skończyły, więc musimy się ubiegać o przedłużenie koncesji i trzeba postępować bardzo dyplomatycznie z decydentami. Natomiast kiedy wyjeżdżam do Egiptu, zawsze cieszę się na następne spotkanie z robotnikami, bo to są ludzie fantastyczni.

– Co egiptolog archeolog sądzi o książce Bolesława Prusa?

– To jest wspaniała książka, do dzisiejszego dnia nic nie straciła na swojej aktualności,
trzeba powiedzieć, że rzadko się zdarza, żeby pisarz tak dokładnie przebadał wszystkie dostępne w jego czasach źródła, jak zrobił to Prus. Zresztą nawet w przypisach cytuje on źródła naukowe. Na jego miejscu nie robiłbym tego, lecz starałbym się raczej zachować magię tej epoki – to jest czasów, kiedy Egipt po raz trzeci w swojej historii chylił się ku upadkowi. Prus opisał znakomicie polityczną rolę kapłanów. Ekranizacja „Faraona” nie tylko w Polsce jest uważana za znakomitą, nawet Egipcjanie uważają, że jest to najlepszy film, jaki stworzono o Egipcie faraonów. Zresztą w Sakkarze doczekałem się wizyty faraona – Jerzy Zelnik z żoną odwiedzili naszą misję. Siedziałem wtedy akurat w „ślepym” grobie, który wybudowano przed czterema tysiącami lat specjalnie po to, żeby odwrócić uwagę złodziei.

– Czyli kradzieże zdarzały się od początku?

– Oczywiście, choć okradzenie takiego grobu było przedsięwzięciem bardzo pracochłonnym, wymagającym dużej inteligencji, szczególnie w przypadku grobów dostojników, których ciała złożono w sarkofagu umieszczonym na dnie szybu przysypanego piaskiem, głęboko pod ziemią. Złodzieje wiedzieli doskonale, z której strony szybu jest wyrzeźbiona komora, drążyli w wypełnisku specjalny kanał, którym dostawali się do niej, wyciągali z sarkofagu ciało zmarłego, okradali z biżuterii i nawet nie wkładali z powrotem do środka. Szkielet wezyra znaleźliśmy na wieku sarkofagu. Takie kradzieże zdarzały się nawet w bardzo krótkim czasie po śmierci dostojnika; złodzieje spieszyli się, bo mogła przyjść konkurencja. Są ślady, że groby okradano wielokrotnie w kolejnych epokach.

– Dzisiaj też to się zdarza?

– Dzisiaj to jest proceder powszechny, a rewolucja otworzyła mu szeroko bramy. W tej chwili w Egipcie prawie nie ma policji. Trudno zresztą dziwić się Egipcjanom, bo to jest bardzo biedny naród; jeżeli rewolucja o coś się potknie, to o ich biedę. Ci, którzy mają jakieś poletko, mogą uprawiać bób, który zastępuje mięso, ale są też tacy, co nie mają nic.

– Natomiast archeolog czasami trzyma w ręku prawdziwy skarb.

– W Egipcie znalezienie jakiejś drogocennej rzeczy jest prawdziwym zmartwieniem, gdyż powoduje straszne problemy. Największym nieszczęściem jest znalezienie rzeczy złotych. Kiedyś na wykopaliskach w Tell Atrib znaleźliśmy przepiękny złoty kolczyk z III wieku przed naszą erą, to jest z okresu zaraz po Aleksandrze Wielkim. Kolczyk przedstawiał amorka trzymającego w jednej ręce maskę teatralną, a w drugiej paterę, zawieszonego na rozecie wykonanej techniką filigranu. Absolutne cudo, którego dokumentację na szczęście zdążyliśmy zrobić, zanim przechwyciła je nasza egipska inspektorka. Każda misja musi mieć swojego inspektora, zwykle bardzo dobrze wykształconego. I nasza inspektorka po prostu zgniotła ten kolczyk na płasko między palcami, żeby pasował do pudełka od zapałek, gdyż miała obowiązek zaniesienia tego przedmiotu do banku celem zważenia, o ile wzbogacił się skarbiec kraju. Jeśli wykopalibyśmy jakiś większy złoty skarb, natychmiast mielibyśmy połowę policji egipskiej na karku. Nie wiem, czy o tym marzę.

– Ale mimo to ma pan marzenia, żeby odkryć coś szczególnego?

– Staram się osłabić maksymalnie moje marzenia, bo myślę, że każde odkrycie jest ważne. W pewnym sensie jest to nawet kwestia pewnej pokory czy wręcz strachu. Jeśli coś sensacyjnego przychodzi mi do głowy, nigdy tego nie mówię. Zwykle i tak wychodzi coś innego. Jestem bardzo szczęśliwy, kiedy poznaję prawdę. Dla mnie nie ma większej satysfakcji niż poznać prawdę. To jest najwyższa zapłata za to, co robię.

KAROL MYŚLIWIEC, ur. 1943, prof. dr hab., archeolog starożytnego Egiptu, dyrektor Instytutu Kultur Śródziemnomorskich i Orientalnych PAN, kierownik polsko-egipskich wykopalisk w Sakkarze (Egipt), wykładowca na wielu uczelniach polskich i zagranicznych, członek Polskiej Akademii Nauk i Austriackiej Akademii Nauk, laureat Nagrody Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej w 2005.

KLAUDIA IWANICKA, ukończyła Wydział Informacji Naukowej Uniwersytetu Warszawskiego. Mieszka w Warszawie.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...