Streetworking to droga dotarcia do tej grupy dzieci i młodzieży, która zmuszona do życia w enklawach biedy miast i miasteczek nie potrafi poradzić sobie z dysfunkcją swoich biologicznych rodziców jak również z marazmem otaczającego ich świata.
Wszystko zaczęło się w 1998 roku. Przez kilka lat pracowałem jako wolontariusz w Świetlicy Środowiskowej. Wraz z grupą innych zapaleńców. Brakowało nam doświadczenia ale serce było gorące i pragnęliśmy dzielić się nim z potrzebującymi dziećmi. Wraz z nabieraniem doświadczenia dostrzegaliśmy, że do niektórych dzieci bardzo trudno dotrzeć. Nie poddawały się rytmowi dnia jaki, narzucała Świetlica. Dzieci te uczestniczyły w zajęciach nieregularnie lub tylko w okresie posiłków aby zwyczajnie się najeść. Często dochodziło do zachowań niepożądanych, do zastraszania uczestników zajęć, nierzadko do przemocy psychicznej czy fizycznej. Do normy można było zaliczyć pojawianie się ich tydzień przed świętami Bożego Narodzenia, aby dostać paczkę ze słodyczami, lub dwa tygodnie przed końcem roku szkolnego aby załapać się na wyjazd wakacyjny. Wszelkie próby nasilenia relacji kończyły się fiaskiem a po niedługim okresie dzieci te przestawały uczęszczać do placówki. Na superwizjach i zebraniach kadry świetlicowej poruszaliśmy ten problem. Niestety z uwagi na specyfikę naszej placówki nie byliśmy w stanie robić niczego więcej niż, to co robiliśmy.
W 2005 roku, za sprawą Stowarzyszenia „Mocni w Duchu” z Łodzi miałem możliwość odbycia rocznego stażu z zakresu Streetworkingu. Metodę tą od kilku lat wdrażała w Polsce francuska organizacja pozarządowa Groupe de Pedagogie at d’Animation Sociale (GPAS - Francja). Organizacja ta ma obecnie 30 lat doświadczenia pracy ulicznej z dziećmi i młodzieżą niedostosowaną społecznie. Moje szkolenie rozpoczęło się bardzo intensywnie na terenie enklaw biedy w Łodzi. Początki były bardzo trudne i nie obyło się bez kilku błędów, które miały wpływ na moją pracę. Przede wszystkim musiałem się nauczyć ulicy, jej specyfiki i panujących tam schematów zachowań. Dzieci są bardzo nieufne i agresywne w stosunku do siebie, nie ma tu miejsca na litość, dobre słowo czy pochwałę. Liczy się pieniądz i przemoc. Jak nie masz odpowiednio dużo agresji w sobie, to stajesz się popychadłem. Wielokrotnie miałem okazje doświadczyć jak na przykład chłopiec, który był traktowany jak popychadło, tylko dlatego, że był wrażliwy i rzadko używał wulgaryzmów był wykorzystywany jako worek treningowy do nowej kombinacji ciosów lub jako maskotka dla psa rasy Amstaf. Przecież, to tylko zabawa tłumaczył lider grupy.
Ulica jest bardzo atrakcyjna. Jest hierarchia i dużo, a raczej zawsze, się coś dzieje. Jako streetworker musiałem zaistnieć poprzez doświadczanie wszelakich maści podstępów, prowokacji, wymuszeń. Pojawiłem się na ulicy w rejonie ulic gdzie było wiele grup młodzieży i każda tworzyła oddzielne środowisko. Zwykle nie wchodzili sobie w drogę. Wyjątkiem był mecz w piłkę nożną gdzie dochodziło do swego rodzaju starcia i wymiany poglądów. Aby mieć wpływ na dzieci poniżej 10 roku życia najpierw trzeba zdobyć zaufanie u starszych nastolatków. Będąc na ulicy nie można okazywać strachu, czy też niepewności. Jest to trudne. Na początku rodzice i dzieci są nieufne. Posądzanie o pedofilię, sektę lub donosicielstwo na policję jest nagminne i jest podszyte strachem. Aby przełamać ten negatywny obraz bardzo często rozmawiałem z rodzicami i liderami grup. Tłumaczyłem po co tu jestem i co robię. To wymagało czasu i wielu prób nawiązania relacji. Musiałem zaistnieć jako ktoś atrakcyjny, z kim nie można sobie pogrywać, kogo nie można zastraszać.
Aby być streetworkerem nie potrzeba wiele. Ważne jest aby być otwartym na ludzi. Trzeba mieć mocny kręgosłup moralny i wiedzieć po co się chce to robić. Po nabyciu doświadczenia pracy ulicznej dużo łatwiej mogłem koncentrować się na tym co dla streetworkera jest najważniejsze, na organizacji zajęć poza miejscem zamieszkania dzieci oraz na dostosowaniu wybranych zajęć do potrzeb danej grupy. Gdy grupa dzieci była mocno niedowartościowana, to organizowałem zajęcia pod kątem osiągania sukcesów sportowych, kulinarnych, sprawnościowych. Jeśli była mocno niedostosowana lub agresywna, organizowałem zajęcia kulturalne, wyciszające, sprawnościowe. Z czasem poznawałem dzieci na tyle dobrze, że z łatwością dobierałem właściwy sposób porozumiewania się z nimi czy też przeciwdziałania destrukcyjnym zachowaniom.
W sposobie pracy jaki opracowała francuska organizacja GPAS jeden streetworker może objąć opieką maksymalnie 20 dzieci w wieku od 6-15 lat. Dzieci same dobierają się w czteroosobowe grupy. Organizowanie zajęć poza miejscem zamieszkania dzieci powinno odbywać się nie rzadziej niż trzy razy w tygodniu w godz. od 16-20. Praca w jednym rejonie nie powinna trwać dłużej niż 3 lata. Po zakończeniu pracy na miejsce streetworkera, jeśli był to mężczyzna, powinna pracować kobieta i na odwrót. Streetworker powinien zachować zasadę „obserwatora”, to znaczy nie ingerować w sposób zachowania podopiecznych. Co nie znaczy, że ma się zgadzać na destrukcyjne zachowania. Należy stanowczo ale bez oceniania wyrażać swoje opinię.
Zdarzają się sytuacje, że któreś z dzieci nagminnie kradnie w sklepie podczas obecności streetworkera. W takiej sytuacji nie można być obojętnym, czy też udawać że się nic nie widzi. Ja w swojej pracy zawsze ustalałem, że życzę sobie, aby mnie informowały o takiej możliwości i w takiej sytuacji wychodziłem ze sklepu lub do niego nie wchodziłem. Ustalaliśmy hasło. Dzieci informowały mnie, że przed zajęciami koniecznie muszą wejść do Biedronki. Dla mnie to było właśnie to hasło, tzn. muszę poczekać przed sklepem. Dzieci dobrze wiedziały, że największą karą za złapanie na kradzieży kilku paczek chipsów było posprzątanie w sklepie. Sami ochroniarze czy też sprzedawczynie udawały, że nic nie widzą. W tej sytuacji moja postawa dawała jasno do zrozumienia, że nie pochwalam tego. Jednocześnie nie krytykowałem tego co robiły dzieci.
Po doświadczeniach pracy ulicznej wprowadziłem własne zasady. Zasady, które obowiązywały tylko podczas zajęć organizowanych poza terenem zamieszkania dzieci. Zasady te wyprzedzały niejako przyszłe problemy w grupie jak również dawały mi argumenty do modelowania zachowań, gdy wybuchały konflikty.
Te trzy proste zasady bardzo ułatwiły mi pracę wewnątrz grupy. Konflikty były łatwiejsze do opanowania a grupa jak i jej członkowie mogli czuć się bezpieczniej.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.