Tak, należę do dzieci PRL-u – nie wybierałem momentu ani miejsca urodzenia. Tak, przeżyłem w PRL-u wiele dobrych chwil, choć i wiele złych. Przyzwoicie się wyedukowałem w PRL-owskich szkołach i na PRL-owskiej uczelni, a także dzięki PRL-owskim mediom, które poza propagandą, nietrudną do rozpoznania i, jak się okazało, mało skuteczną, rozpowszechniały również wiele cennych treści
Ale właśnie, pomijając już mistycyzm, o który Bierdiajewowi tak naprawdę (zdaje się) chodziło, to w moim zakłopotaniu PRL-em ujawnia się mechanizm, zaprzeczający powyższemu stanowisku. Czy bowiem nie jest tak, że ta źródłowa niespójność we wspomnieniu, jego wielowarstwowość i emocjonalne rozchwianie, stanowi o jego prawdzie, która zanika w opowieści? Zwłaszcza, że pojawia się ono również w najpóźniejszych wspomnieniach sprzed roku 1989. Nic na to nie poradzę, że przejęty przecież narodową tragedią, jaką był w moim najgłębszym przekonaniu stan wojenny, równocześnie przeżywałem ekscytujący okres pierwszej dorosłości – fascynacje mistrzami, spotykanymi na Uniwersytecie, filmami, obejrzanymi w uczelnianym DKF (w zwykłych kinach, jeśli mnie pamięć nie byli, nie było kompletnie nic ciekawego), przeczytanymi książkami; w tym samym czasie doświadczałem też wielkiej miłości i żarliwych przyjaźni, snułem rozległe plany na przekór realiom, tym łatwiejsze, że właśnie od realiów oderwane, bliższe niezobowiązującym marzeniom niż projektom oczekującym realizacji… Jakkolwiek wyszydziłem na początku politycznie nacechowane stereotypy, „czarny” i „biały” mit PRL, mit martyrologiczny i mit apologetyczny, to przecież nawet sami dla siebie potrzebujemy jakiejś formuły, która by nasze doświadczenie w skrócie ujmowała. A formuła podobna w stosunku do tamtego państwa, takie mam wrażenie, nie istnieje.
Do państwa, dodajmy, którego już nie ma i którego rekonstrukcji nie chce żadna, licząca się bodaj najsłabiej grupa polityczna. Podkreślam ten fakt między innymi dlatego, że widoczna w młodym pokoleniu żartobliwa fascynacja tamtymi realiami bywa niekiedy przedstawiana jako, co najmniej, dowód na żywotność idei komunistycznych. Tymczasem jeśli w centrum Warszawy wielkim powodzeniem cieszy się knajpa „Pijalnia wódek i piwa”, wystylizowana na dworcowy bufet (!!!) z czasów Polski Ludowej, to przecież nie oznacza to niczego ponad to, że jej młodzi bywalcy poszukują nieco perwersyjnego dreszczu. Skądinąd jestem prawie pewien, że gdyby naprawdę, nie w konwencji umowy, z której bez przeszkód można się w każdej chwili wycofać, zostali umieszczeni w realnym bufecie dworcowym sprzed lat trzydziestu, po krótkiej chwili oszołomienia popadliby w bezgraniczną frustrację…
Ale ten brak związku między żywym nawet sentymentem do minionej epoki a poglądami politycznymi wart jest podkreślenia z jeszcze jednego powodu. Mam mianowicie zabawne (trochę…) wrażenie, że jako zbiorowość ulegliśmy swoistej fiksacji na wydarzeniach sprzed lat. Co chwila spotykam ludzi, którym najwidoczniej zdaje się, że trwa stan wojenny. Zapalczywie określają oni mianem „stronników Jaruzelskiego” ludzi, którzy 13 grudnia 1981 roku byli w kołysce lub mieli się dopiero urodzić w przyszłości; żądają, by pod groźbą zaliczenia do komunistycznej jaczejki przyznać, że nic dobrego w czasach PRL-u nie powstało. Czasem mnie to drażni, częściej śmieszy, bo temperatura sporu o niechciany przez nikogo (raz jeszcze podkreślmy) system polityczny sprzed lat wydaje mi się zadziwiającym novum w dyskusjach historycznych. Uniemożliwiającym zresztą rzetelne, jak w dyskusjach historyków by się godziło, rozróżnienie na rozmaite istniejące wówczas sfery życia, kręgi społeczne, strategie przetrwania (od serwilizmu, przez koniunkturalizm, eskapizm, grę z systemem, aż po mniej lub bardziej otwartą kontestację).
Tak, należę do dzieci PRL-u – nie wybierałem momentu ani miejsca urodzenia. Tak, przeżyłem w PRL-u wiele dobrych chwil, choć i wiele złych. Przyzwoicie się wyedukowałem w PRL-owskich szkołach i na PRL-owskiej uczelni, a także dzięki PRL-owskim mediom, które poza propagandą, nietrudną do rozpoznania i, jak się okazało, mało skuteczną, rozpowszechniały również wiele cennych treści (w cieszącej się złą sławą telewizji Macieja Szczepańskiego – w latach 70. – klasyka filmowa była pokazywana o dwudziestej, a Teatr Telewizji tworzyli najwybitniejsi artyści tamtego czasu). Owszem, marzyłem o wolnej Polsce. Euforycznie przeżyłem rok 1980 i 1989. Przeraźliwy misz-masz…
Ale nasze dzisiejsze problemy i wybory nie mają z tym wszystkim nic wspólnego.
Jerzy Sosnowski – pisarz, eseista, dziennikarz Programu Trzeciego Polskiego Radia, członek Zespołu Laboratorium WIĘZI. Wydał m.in. Śmierć czarownicy, Ach, Szkice o literaturze i wątpieniu, Apokryf Agłai, Wielościan, Prąd zatokowy, Tak to ten, Czekanie cudu, Instalacja Idziego. Mieszka w Warszawie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.