W ewangelicznej sytuacji, którą dzisiaj rozważamy, możemy się odnaleźć także z „drugiej strony
Tego dnia w życiu Mistrza z Nazaretu pojawiają się dwie kobiety. Pierwsza z nich od dwunastu lat cierpi na upływ krwi. Aby zrozumieć trudność jej stanu, trzeba wziąć pod uwagę cały kontekst historyczno-religijny jej przypadłości. Otóż schorzenie opisane w dzisiejszej ewangelii oznacza krwawienie analogiczne do krwawień okresowych kobiety. Krwawienie miesięczne powodowało, że kobieta stawała się nieczysta rytualnie przez siedem dni. Każdy, kto się jej w tym czasie dotknął, stawał się nieczysty aż do wieczora. Wszystko, czego się dotknęła kobieta, było nieczyste i powodowało nieczystość (por. Kpł 15,19-22). Wobec tego prawa przypadłość kobiety opisanej przez św. Marka powodowała, że rytualnie była ona cały czas nieczysta! Każdy, kto się jej dotknął, albo kogo ona dotknęła – nawet przypadkiem i nieświadomie – stawał się nieczysty aż do końca dnia. Z troski o innych ta kobieta powinna była zawsze unikać tłumu, aby nie powodować nieczystości u innych. Tym bardziej nie powinna z rozmysłem nikogo dotykać. Ostatecznie, choroba, na którą cierpiała, wyłączała ją praktycznie ze wspólnoty. W tym kontekście jej postępowanie jest sprzeczne z wszelkimi przyjętymi normami: nie tylko włącza się w wielki tłum, który otacza Jezusa (por. Mk 5,21), ale również świadomie dotyka Go. Wierzy, że nie uczyni Go nieczystym, ale dzięki Jego mocy zostanie uzdrowiona. I rzeczywiście słyszy z ust Jezusa: „Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź uzdrowiona ze swej dolegliwości!” (Mk 5,34).
Druga kobieta występująca w dzisiejszej perykopie także zwana jest córką. To ukochane dziecko Jaira, przełożonego synagogi. W tekście opisana jest także jako „dziewczynka”. Ma dwanaście lat. Jednakże w ówczesnych warunkach kulturowych była już właściwie młodą kobietą zdolną do wyjścia za mąż. Można powiedzieć, że stała u progu dorosłego samodzielnego życia. Tym razem człowiek nie dotyka Jezusa, ale prosi Go o dotyk. Jair błaga, aby położył ręce na jego córce i uzdrowił ją. Nauczyciel chętnie przystaje na tę prośbę i nie zmienia decyzji nawet wobec wiadomości o śmierci dziewczynki. Dotykanie ciała zmarłego, według prawa, powodowało nieczystość przez siedem dni (por. Lb 19,11). Jezus dotyka zmarłej, przywraca jej życie i na powrót wprowadza do rodziny.
Miano „córka”, jakie przypisuje się kobietom pojawiającym się tego dnia w życiu Jezusa, przywołuje to samo biblijne określenie często pojawiające się, zwłaszcza w pismach prorockich, na oznaczenie wspólnoty osób zamieszkujących pewne miejsce lub identyfikujących się z nim. I tak, np. prorok Zachariasz zwraca się wielokrotnie do ludu Jerozolimy wołając: „Wyśpiewuj, Córo Syjońska! Podnieś radosny okrzyk, Izraelu! Ciesz się i wesel z całego serca, Córo Jeruzalem!” (Za 3,14). W tym sensie nazwanie kobiet ewangelicznych „córkami” przywołuje obraz córy Syjonu, ludu Bożego, a ostatecznie – każdego człowieka; człowieka uwikłanego w grzech, albo wręcz obumarłego na skutek grzechu. W obu kobietach wszyscy chorzy na grzech odnajdują zatem swoją reprezentację. Taka optyka pozwala zobaczyć dzisiejsze sceny jako obraz stanu grzesznika. Jedną z pokus i konsekwencji grzechu jest pragnienie wyobcowania się, ukrycia się przed Bogiem i izolacji od wspólnoty wierzących. To prawda, że grzech sam w sobie wprowadza rozłam w ciele Kościoła, ale w takiej sytuacji człowiek tym bardziej jest wezwany, aby swoją chorobę przedstawił Temu, który stał się podobnym do biednych grzeszników, aby ich swoją łaską ubogacić (por. 2 Kor 8,9). Czasami rzeczywiście potrzeba wiele odwagi, aby pomimo trudności pokonać strach i podejść do Jezusa, dotknąć się Go, wyznać wszystko i wrócić uzdrowionym. Nawet w sytuacji, w której czuję się tak uwikłany w grzech, wprost duchowo nieżywy – jak córka Jaira – mogę być pewny, że On sam pochyli się nad moją martwotą, dotknie się mnie i ożywi swoją obecnością.
W ewangelicznej sytuacji, którą dzisiaj rozważamy, możemy się odnaleźć także z „drugiej strony”. Jako uczniowie Jezusa, ci którzy odkryli już, że nasze uzdrowienie i życie jest w Nim, mamy obowiązek ukazywać innym, że „dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka, uczynił go obrazem swej własnej wieczności” (Mdr 2,23). Mamy być znakiem ożywiającej obecności Jezusa pośród swego ludu. Być może tuż obok mnie żyje ktoś, kto potrzebuje i ma prawo dotknąć świadectwa mojego życia zgodnego z Ewangelią, kto potrzebuje mojego dotyku niosącego uzdrawiającą moc braterskiej miłości. W domu, pracy, w sklepie, na ulicy. Jedno słowo, przyjazny gest, uśmiech mogą być niepozornym dotykiem wyzwalającym jednak z choroby zamknięcia w sobie. Być może potrzebujący brat, cierpiąca siostra, nie jest nawet w stanie prosić wyraźnie o pomoc, jak córka Jaira zupełnie obezwładniona mocą duchowej śmierci. Do nich również może dojść moc Zmartwychwstałego. Dotyk krwawiącej kobiety, dotyk córki Jaira to przecież na pozór tak niewiele, a przynosi życie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.